W ubiegłą sobotę młody chłopak pływający kajakiem po rzece Elbląg nagle znalazł się w wodzie. Zdarzenie widziała jedna z naszych Czytelniczek. „Czy to możliwe, aby trener wypuścił na kanadyjkach dwóch małoletnich chłopców bez asekuracji i zabezpieczenia?” – pisze w liście skierowanym do redakcji. Wyjaśniliśmy tę sprawę.
Czytelniczka przechodziła przez most Niski i zobaczyła, że blisko drugiego mostu jeden z dwóch kajakarzy przewrócił się i wpadł do wody.
„Chłopak płynął wpław, drugi kajakarz go asekurował. Całe szczęście dopłynął do brzegu i z pomocą wędkarza wyszedł na brzeg” – informuje w liście do redakcji.
Kobieta podeszła do chłopców. Jeden z nich stał zziębnięty na brzegu, więc poprosiła znajomych, by skontaktowali się z ich trenerem, poinformowali go o zdarzeniu i o tym, że chłopcy czekają na pomoc przy Dolnym Moście.
„Byli to może piętnastoletni chłopcy, a płynęli sami, bez trenera i zabezpieczenia. Nie było nikogo, kto zaproponowałby pomoc. Nie wiem, czy trener pomógł im w jakikolwiek sposób. Czy zarządzający klubem nie przeznaczają pieniędzy na ten cel? Bezpieczeństwo naszych dzieci powinno być priorytetem, a jest traktowane bardzo lekkomyślnie” – dodała zaniepokojona sytuacją czytelniczka.
Trener chłopców potwierdza, że został poinformowany o zdarzeniu, jednak zanim motorówka asekuracyjna z drugiego końca rzeki dotarła do poszkodowanego chłopca, on wsiadł z kolegą do kajaka i dopłynął do klubu kajakowego, gdzie została mu udzielona pomoc.
- Wszystko skończyło się szczęśliwie. Rzeka Elbląg jest dość długa i młodzież w trakcie treningu rozpływa się na odległość jednego, dwóch kilometrów, ponieważ jedni są trochę bardziej doświadczeni, wytrenowani, a inni trochę słabsi – mówił w rozmowie z nami. - Często zdarza się więc, że trener znajduje się akurat przy tych słabszych zawodnikach, tam, gdzie potencjalnie ryzyko jest większe. Mamy też zasadę, że każdy zawodnik płynie z kolegą. I jeżeli zdarza się podobna sytuacja, a trener znajduje się przy innych, początkujących zawodnikach, kajakarze pomagają sobie nawzajem. W tym konkretnym wypadku pomoc z zewnątrz nie była niezbędna - tłumaczył trener i dodał, że cieszy go brak obojętności ze strony mieszkańców i to, że niezwłocznie poinformowali klub o zdarzeniu. Przy okazji wyjaśnił, że o tej porze roku na rzece Elbląg trenują tylko zawodnicy z wieloletnim stażem.
– Chłopiec, który wpadł do wody, kajakarstwo trenuje już cztery lata – dodaje trener. - To nie jest chłopak z przypadku i dokładnie wiedział, jak zachować się w takiej sytuacji. Był także należycie wyposażony w kapok i specjalistyczny sprzęt. Wszystko skończyło się szczęśliwie. Obyło się nawet bez kataru.
„Chłopak płynął wpław, drugi kajakarz go asekurował. Całe szczęście dopłynął do brzegu i z pomocą wędkarza wyszedł na brzeg” – informuje w liście do redakcji.
Kobieta podeszła do chłopców. Jeden z nich stał zziębnięty na brzegu, więc poprosiła znajomych, by skontaktowali się z ich trenerem, poinformowali go o zdarzeniu i o tym, że chłopcy czekają na pomoc przy Dolnym Moście.
„Byli to może piętnastoletni chłopcy, a płynęli sami, bez trenera i zabezpieczenia. Nie było nikogo, kto zaproponowałby pomoc. Nie wiem, czy trener pomógł im w jakikolwiek sposób. Czy zarządzający klubem nie przeznaczają pieniędzy na ten cel? Bezpieczeństwo naszych dzieci powinno być priorytetem, a jest traktowane bardzo lekkomyślnie” – dodała zaniepokojona sytuacją czytelniczka.
Trener chłopców potwierdza, że został poinformowany o zdarzeniu, jednak zanim motorówka asekuracyjna z drugiego końca rzeki dotarła do poszkodowanego chłopca, on wsiadł z kolegą do kajaka i dopłynął do klubu kajakowego, gdzie została mu udzielona pomoc.
- Wszystko skończyło się szczęśliwie. Rzeka Elbląg jest dość długa i młodzież w trakcie treningu rozpływa się na odległość jednego, dwóch kilometrów, ponieważ jedni są trochę bardziej doświadczeni, wytrenowani, a inni trochę słabsi – mówił w rozmowie z nami. - Często zdarza się więc, że trener znajduje się akurat przy tych słabszych zawodnikach, tam, gdzie potencjalnie ryzyko jest większe. Mamy też zasadę, że każdy zawodnik płynie z kolegą. I jeżeli zdarza się podobna sytuacja, a trener znajduje się przy innych, początkujących zawodnikach, kajakarze pomagają sobie nawzajem. W tym konkretnym wypadku pomoc z zewnątrz nie była niezbędna - tłumaczył trener i dodał, że cieszy go brak obojętności ze strony mieszkańców i to, że niezwłocznie poinformowali klub o zdarzeniu. Przy okazji wyjaśnił, że o tej porze roku na rzece Elbląg trenują tylko zawodnicy z wieloletnim stażem.
– Chłopiec, który wpadł do wody, kajakarstwo trenuje już cztery lata – dodaje trener. - To nie jest chłopak z przypadku i dokładnie wiedział, jak zachować się w takiej sytuacji. Był także należycie wyposażony w kapok i specjalistyczny sprzęt. Wszystko skończyło się szczęśliwie. Obyło się nawet bez kataru.
dk