Ma 24 lata, jest na studiach doktoranckich i od kilku dni odkrywa Japonię. Elblążanka Martyna Gliniecka wyjechała do Kraju Kwitnącej Wiśni, by przez pół roku prowadzić naukowe badania o... interkulturowej recepcji reklamy.
- Jak to się stało, że znalazłaś się w Japonii?
- Jestem uczestnikiem studiów doktoranckich na Wydziale Filologicznym na Uniwersytecie Wrocławskim i cały ten wyjazd jest związany z badaniami do mojej pracy doktorskiej. Zajmuję się w niej problemem interkulturowej recepcji reklamy.
Waseda University, gdzie teraz jestem, ma świetny program wspierający zagranicznych badaczy, którzy mogą w ramach ich „graduate schools” realizować swoje indywidualne badania. Napisałam do nich i zgodzili się mnie przyjąć. Projekt został wsparty przez Uniwersytet Wrocławski dofinansowaniami i stypendiami. Tutejszy uniwersytet pokrywa wszelkie koszty wewnętrzne, bo jest to jedna z najlepszych japońskich uczelni prywatnych.
- Jakie były twoje pierwsze wrażenia po przylocie na miejsce?
- Okazało się, że przede wszystkim jest zimniej niż sądziłam. Przygotowywałam się do wyjazdu, więc wiele obyczajów i różnic kulturowych było mi znanych, jednak inność tego kraju jest odczuwalna na prawie wszystkich płaszczyznach.
Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie uczelnia. Z racji, że mieszkamy w kampusie, można zaobserwować, jak uczelnia - ponaddwukrotnie większa niż moja Alma Mater - funkcjonuje na poziomie społecznym. Przede wszystkim zachwycił mnie duch akademicki; wspólnota, którą tworzy Waseda, a także jego naukowy profil. Tego brakuje na polskich uczelniach – przypomnienia sobie, że są to instytucje przede wszystkim naukowe, a nie kwalifikujące do zawodu. I przy okazji zawartość biblioteki, w której planuję spędzić wiele godzin.
- Co najbardziej zaskoczyło cię podczas pierwszych dni pobytu w Tokio?
- Tokio jest jedną z największych metropolii świata, gdzie mieszka prawie 14 milionów ludzi. To coś zdecydowanie niewyobrażalnego, zanim nie wejdzie się na stację metra w godzinach szczytu. Zaskoczeniem jednak było to, że przez specyficzną architekturę, małe ulice i kondensowanie przestrzeni wszędzie jest względnie blisko.
Poza tym mocno zaskoczyło mnie szybkie obalenie mitu japońskiej technologii. Owszem, wiele rzeczy jest tutaj zelektronizowanych, jednak są to sprzęty nawet mające 10 lat i więcej, więc technologia nie rozwija się tak mocno w życiu codziennym, tylko po prostu jest tutaj obecna od dłuższego czasu.
- Jak ci się przydaje znajomość japońskiego? Wiem, że uczysz się od paru lat...
- Niestety, po przyjeździe okazało się, że znajomość to dużo powiedziane i rok przerwy, który miałam w nauce znacznie zmienił moją znajomość języka. Graduate school, w której jestem, to najbardziej międzynarodowa jednostka całej uczelni, mająca jedynie 10 procent japońskich studentów, więc wspólnym językiem jest angielski. Japoński planuję jednak szybko odświeżyć dzięki zajęciom, które zaproponowała mi uczelnia.
- Skąd u ciebie to zafascynowanie Japonią?
- Myślę, że rozwinęła się ona na podstawie zafascynowania innością. W ramach mojej specjalizacji naukowej, jaką jest komunikacja, wiele razy Japonia była podawana jako kontrastowy przykład na poziomie estetycznym, co wpływa również na całą kulturę. Estetyka wabi-sabi to w dużym skrócie rozumienie piękna jako niedoskonałości, dążenie do prostoty i szacunek do wszystkiego, co nas otacza. Widać to w każdym aspekcie tego kraju – w miastach, w ludziach, w myśleniu.
- Prowadzisz bloga na temat pobytu w Japonii. Z twoich wpisów wynika, że życie tam może być tanie, szczególnie jeśli chodzi o żywność. A inne koszty?
- Żywność jest tania, jeśli się o to postara. Jak w każdym dużym mieście obok siebie są miejsca bardzo tanie i bardzo drogie. Nie przepadam za niepotrzebnym wydawaniem pieniędzy, więc rzeczy drugiego użytku czy szukanie okazji są dla mnie czymś, co sprawia mi dużą przyjemność. Wynajęcie mieszkania jest jednak bardzo drogie. Na szczęście mieszkamy w czymś w stylu „domu nauczyciela”, dla przyjezdnych gości uniwersytetu, więc są to zupełnie inne koszta niż prywatne mieszkania, gdzie dochodzi wiele nieznanych u nas opłat, zwłaszcza po wprowadzeniu się.
- Miałaś już pierwsze zajęcia na uczelni? Jak wrażenia?
- Z racji, że nie uczęszczam tutaj na zwykłe zajęcia, a głównie zajmuję się badaniami – biorę udział tylko w seminarium mojego tutejszego opiekuna naukowego, które polegają na wspólnym dyskutowaniu swoich projektów, w przypadku reszty osób - projektów ich prac magisterskich. Bardzo doceniam atmosferę tam panującą – przy kilkunastu różnych narodowościach wśród dwudziestu kilku osób przyjazne nastawienie jest bardzo potrzebne. Przy okazji - jest to bardzo podobne do reguł dydaktyki, którą prowadzimy w ramach zespołu dydaktycznego, w jakim pracuję na Uniwersytecie we Wrocławiu.
- Jakie są Twoje najbliższe plany?
- Przez 6 najbliższych miesięcy będą w Japonii. A przyszłość? Chcę obronić pracę doktorską i dalej „robić naukę”. A przy okazji dużo podróżować i ciągle się uczyć, żeby uczyć innych.
- Jestem uczestnikiem studiów doktoranckich na Wydziale Filologicznym na Uniwersytecie Wrocławskim i cały ten wyjazd jest związany z badaniami do mojej pracy doktorskiej. Zajmuję się w niej problemem interkulturowej recepcji reklamy.
Waseda University, gdzie teraz jestem, ma świetny program wspierający zagranicznych badaczy, którzy mogą w ramach ich „graduate schools” realizować swoje indywidualne badania. Napisałam do nich i zgodzili się mnie przyjąć. Projekt został wsparty przez Uniwersytet Wrocławski dofinansowaniami i stypendiami. Tutejszy uniwersytet pokrywa wszelkie koszty wewnętrzne, bo jest to jedna z najlepszych japońskich uczelni prywatnych.
- Jakie były twoje pierwsze wrażenia po przylocie na miejsce?
- Okazało się, że przede wszystkim jest zimniej niż sądziłam. Przygotowywałam się do wyjazdu, więc wiele obyczajów i różnic kulturowych było mi znanych, jednak inność tego kraju jest odczuwalna na prawie wszystkich płaszczyznach.
Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie uczelnia. Z racji, że mieszkamy w kampusie, można zaobserwować, jak uczelnia - ponaddwukrotnie większa niż moja Alma Mater - funkcjonuje na poziomie społecznym. Przede wszystkim zachwycił mnie duch akademicki; wspólnota, którą tworzy Waseda, a także jego naukowy profil. Tego brakuje na polskich uczelniach – przypomnienia sobie, że są to instytucje przede wszystkim naukowe, a nie kwalifikujące do zawodu. I przy okazji zawartość biblioteki, w której planuję spędzić wiele godzin.
- Co najbardziej zaskoczyło cię podczas pierwszych dni pobytu w Tokio?
- Tokio jest jedną z największych metropolii świata, gdzie mieszka prawie 14 milionów ludzi. To coś zdecydowanie niewyobrażalnego, zanim nie wejdzie się na stację metra w godzinach szczytu. Zaskoczeniem jednak było to, że przez specyficzną architekturę, małe ulice i kondensowanie przestrzeni wszędzie jest względnie blisko.
Poza tym mocno zaskoczyło mnie szybkie obalenie mitu japońskiej technologii. Owszem, wiele rzeczy jest tutaj zelektronizowanych, jednak są to sprzęty nawet mające 10 lat i więcej, więc technologia nie rozwija się tak mocno w życiu codziennym, tylko po prostu jest tutaj obecna od dłuższego czasu.
- Jak ci się przydaje znajomość japońskiego? Wiem, że uczysz się od paru lat...
- Niestety, po przyjeździe okazało się, że znajomość to dużo powiedziane i rok przerwy, który miałam w nauce znacznie zmienił moją znajomość języka. Graduate school, w której jestem, to najbardziej międzynarodowa jednostka całej uczelni, mająca jedynie 10 procent japońskich studentów, więc wspólnym językiem jest angielski. Japoński planuję jednak szybko odświeżyć dzięki zajęciom, które zaproponowała mi uczelnia.
- Skąd u ciebie to zafascynowanie Japonią?
- Myślę, że rozwinęła się ona na podstawie zafascynowania innością. W ramach mojej specjalizacji naukowej, jaką jest komunikacja, wiele razy Japonia była podawana jako kontrastowy przykład na poziomie estetycznym, co wpływa również na całą kulturę. Estetyka wabi-sabi to w dużym skrócie rozumienie piękna jako niedoskonałości, dążenie do prostoty i szacunek do wszystkiego, co nas otacza. Widać to w każdym aspekcie tego kraju – w miastach, w ludziach, w myśleniu.
- Prowadzisz bloga na temat pobytu w Japonii. Z twoich wpisów wynika, że życie tam może być tanie, szczególnie jeśli chodzi o żywność. A inne koszty?
- Żywność jest tania, jeśli się o to postara. Jak w każdym dużym mieście obok siebie są miejsca bardzo tanie i bardzo drogie. Nie przepadam za niepotrzebnym wydawaniem pieniędzy, więc rzeczy drugiego użytku czy szukanie okazji są dla mnie czymś, co sprawia mi dużą przyjemność. Wynajęcie mieszkania jest jednak bardzo drogie. Na szczęście mieszkamy w czymś w stylu „domu nauczyciela”, dla przyjezdnych gości uniwersytetu, więc są to zupełnie inne koszta niż prywatne mieszkania, gdzie dochodzi wiele nieznanych u nas opłat, zwłaszcza po wprowadzeniu się.
- Miałaś już pierwsze zajęcia na uczelni? Jak wrażenia?
- Z racji, że nie uczęszczam tutaj na zwykłe zajęcia, a głównie zajmuję się badaniami – biorę udział tylko w seminarium mojego tutejszego opiekuna naukowego, które polegają na wspólnym dyskutowaniu swoich projektów, w przypadku reszty osób - projektów ich prac magisterskich. Bardzo doceniam atmosferę tam panującą – przy kilkunastu różnych narodowościach wśród dwudziestu kilku osób przyjazne nastawienie jest bardzo potrzebne. Przy okazji - jest to bardzo podobne do reguł dydaktyki, którą prowadzimy w ramach zespołu dydaktycznego, w jakim pracuję na Uniwersytecie we Wrocławiu.
- Jakie są Twoje najbliższe plany?
- Przez 6 najbliższych miesięcy będą w Japonii. A przyszłość? Chcę obronić pracę doktorską i dalej „robić naukę”. A przy okazji dużo podróżować i ciągle się uczyć, żeby uczyć innych.
Notował Rafał Gruchalski