- Najdziwniejszą przygodą było statystowanie w bollywoodzkiej produkcji "Mersal", w której ekipa filmowa miała duży rozmach, budżet i fantazję. Gdańsk grał tam rolę Paryża - mówi 26-letnia Aleksandra Kowalska, elblążanka, która grała główne role w takich produkcjach jak "Trudne sprawy" czy "Dlaczego Ja", była statystką w filmie z Bollywood i zagrała w reklamie „Pepsi”.
Maciej Modrzewski: - Jak to się stało, że zaczęłaś występować w paradokumentalnych serialach typu „Trudne sprawy”?
Aleksandra Kowalska: - Studiując, podejmowałam się dorywczych prac, głównie jako hostessa. Szukając kolejnych zleceń natknęłam się na ogłoszenie o castingu i pomyślałam, że to najwyższa pora, żeby porwać się na coś bardziej szalonego i nietypowego. Aktorstwo potraktowałam również jako swego rodzaju "trening" na rozwinięcie odwagi i umiejętności nieprzejmowania się tym, co mogą pomyśleć sobie o mnie ludzie.
- Trudno załapać się na taki casting?
- Nie jest to trudne - trzeba się tylko dowiedzieć, gdzie i kiedy organizowany jest casting i zarezerwować sobie kilka godzin wolnego czasu, ponieważ chętnych jest zawsze sporo, co wiąże się z długim czekaniem na swoją kolej. Zazwyczaj na castingu na wstępie proszą nas o przedstawienie się przed kamerami i krótkie opowiedzenie czegoś o sobie, oczekiwanie to można więc wykorzystać na ułożenie sobie w myślach takiej krótkiej prezentacji.
- Jaka była Twoja pierwsza rola?
- To było ponad 5 lat temu, główna rola w odcinku „Dlaczego Ja”. Trzy dni na planie, wesoła atmosfera i dużo emocji do odegrania, bo w mieszkaniu mojej bohaterki sporo się wydarzyło: kłótnie ze współlokatorką, włamanie, a nawet morderstwo. Sama nie określiłabym siebie jako ekspresyjną osobę, zagranie tego było więc dla mnie wyzwaniem.
- Jak wspominasz pierwszy dzień na planie?
- Zaskoczyło mnie to jak bardzo nie po kolei nagrywa się sceny, chociaż mogłam się przecież spodziewać że to nie teatr i że grupuje je się według lokalizacji czy aktorów którzy w nich występują. Spodziewałam się również, że będzie więcej czasu na przygotowanie się przed nagrywaniem, ale wszystko szło bardzo szybko. Z kolei podczas pierwszego statystowania na dużym planie filmowym zaskoczenie było odwrotne - większość dnia to było po prostu czekanie w bezczynności.
- W jakich produkcjach brałaś już udział?
- Najpoważniejsze były główne role w produkcjach „Dlaczego Ja” oraz „Trudne Sprawy”, razem trzy odcinki, choć jutro (wywiad przygotowywaliśmy w środę – red.) jadę do Wrocławia nagrywać czwarty. Większe plany filmowe odwiedziłam jedynie jako statystka, m.in. w filmie „Miłość jest Wszystkim”, „Mersal”, „Mein Altweibersommer” czy w holenderskim serialu „Flikken Rotterdam”. Zdarzyły się też reklamy i sesje zdjęciowe, np. dla „Pepsi” czy gier planszowych „Rebel”, ale ogólnie nie było tego dużo.
- Przytrafiło ci się coś nietypowego w trakcie pracy na planie?
- Najdziwniejszą przygodą było statystowanie w bollywoodzkiej produkcji "Mersal", w której ekipa filmowa miała duży rozmach, budżet i fantazję. Gdańsk grał tam rolę Paryża, a nas, sporą grupę statystów, przebrano w stroje wypożyczone z teatrów, ponieważ mieliśmy grać scenę balu karnawałowego, który odbywał się w lesie. Główny bohater podjeżdżał konno do powozu, w którym znajdowała aktorka, a kilka dziewcząt, w tym mnie, wybrano do roli jej dwórek. Do tej sceny wynajętych zostało osiem białych psów rasy husky i każda z nas miała za zadanie upilnować tego nowo poznanego psa tak, żeby siedział grzecznie i najlepiej dodatkowo patrzył się w stronę głównego bohatera, który mijał nas w rozwianej czerwonej pelerynie. Zamiast tego psy szczekały na konie i stały odwrócone tyłem do kamery, a w pewnym momencie mój podopieczny zasnął z głową opartą na moich kolanach. Było to dosyć absurdalne doświadczenie. Samo nagrywanie sceny trwało kilka godzin, a w gotowym filmie stała się sekundowym mignięciem.
- Jak wygląda praca na planie takich paradokumentów jak „Trudne sprawy” czy „Dlaczego Ja?” To plan z – prawdziwego zdarzenia czy raczej żartobliwa imitacja?
- Jest to również profesjonalny plan, z tym że w dużo mniejszej skali, i wszystko dzieje się na nim dużo szybciej. Szybko przechodzi się ze sceny do sceny, z lokalizacji do lokalizacji, wiadomo więc że ekipa i ilość sprzętu nie jest tak imponująca, za to dużo bardziej mobilna.
- Jak oceniasz występowanie w tych serialach? Traktujesz to jako prawdziwe aktorstwo czy raczej podchodzisz do tego z dystansem?
- Nie nazwałabym siebie aktorką, jest to raczej zabawa w aktorstwo. Lubię odgrywać role, bo jest to fajna okazja na chwilowe oderwanie się od codzienności i poznanie nowych ludzi.
- Czy kwestie, które wypowiadacie na planie tych seriali są zgodne ze scenariuszem czy jest miejsce na improwizację?
- W paradokumentach jest bardzo dużo miejsca na improwizację - najważniejsze jest oddanie sensu danej sceny, nikt nie wymaga powtórzenia kwestii słowo w słowo. Ma to swoje plusy, bo nie trzeba się aż tak przejmować nauką scenariusza, ale i minusy - sceny zazwyczaj kręci się w kilku ujęciach z różnych stron, i te kilka razy trzeba powtórzyć możliwie jak najdokładniej, zarówno w tekstach jak i gestykulacji, tak żeby nie było zgrzytów podczas montażu.
- Czym się aktualnie zajmujesz zawodowo?
- Od pewnego czasu pracuję już w branży zgodnej ze studiami, które kończyłam - inżynierią materiałową. W laboratorium przeprowadzamy testy różnych materiałów i powłok lakierniczych, określamy np. ich odporność na zniszczenia mechaniczne czy też odporność korozyjną.