
Trwa I Flis Kanałem Elbląskim. Flisacy na trasie spławu testują m. in. różne techniki przeprawy tratwą. Dziś (23 czerwca) pomagała im klacz Aksamitka. Zobacz zdjęcia z naszej wizyty na trasie.
I Flis Kanałem Elbląskim to rekonstrukcja historyczna spławu sosny taborskiej, dla której powstał ten kanał, o czym szerzej pisaliśmy tutaj. Dziś odwiedziliśmy flisaków pomiędzy dolnym stanowiskiem pochylni Oleśnica a górnym pochylni Jelenie. W tej części spławu ważną rolę odgrywał, jak od wieków praktykowano w czasie przepraw tratwą, koń. Tych używano...
- ... bo konie są silne – odpowiada na nasze pytania Sławomir Dylewski, prezes Stowarzyszenia Miłośników Kanału Elbląskiego. - Tratwy ciągnięto jednym lub parą koni – dodaje. - Na całym szlaku rozlokowane były stacje, konie można było więc zmieniać.
Konie były stałym elementem wodnych przepraw. Tratwy często ciągnęli też oczywiście ludzie, a fachowo: "burłaczyli", czyli ciągnęli tratwę przy pomocy liny.
Flis trwa od 12 czerwca, zakończy się w najbliższą niedzielę. Wtedy, na zakończenie Dni Elbląga, flisaków będzie można spotkać na bulwarze Zygmunta Augusta, przy muzeum (godz. 10-16). Dzień wcześniej w Bibliotece Elbląskiej odbędzie się konferencja naukowa poświęcona flisowi (godz. 12).
Jak do tej pory przebiega trasa flisaków?
- Wszystko się udało, 100 proc. realizacji planu – mówi Sławomir Dylewski. - Przyroda nas doświadczała tak, jak kiedyś flisaków. Nie zdarzyło się nic, czego byśmy się nie spodziewali, przeciwności losu były takimi, jakie spotkały naszych poprzedników - mówi.
Nad kanałem porozmawialiśmy też z właścicielami głównej bohaterki dnia, klaczy Aksamitki. To państwo Stanisława i Stanisław Kruszewscy.
- Imię musi mieć pierwszą literę po matce. Wnuczka wymyśliła, że skoro matka miała na imię Ara, to młoda będzie się nazywać Aksamitka – mówi pan Stanisław. - Tak jak kiedyś konie ciągnęły tratwy, tak spróbujemy dziś. Jakoś idzie, tylko kanał jest zarośnięty i ucieka nam lina – tłumaczy. Dodaje, że Aksamitka to bardzo silny koń, więc radzi sobie świetnie z dzisiejszym zadaniem, nawet jeśli tratwę ciągnie pierwszy raz w życiu.

- To jest wielka radocha i prawdziwy hardcore, jesteśmy tu bardzo szczęśliwi - mówi Wojciech Ławrynowicz, wikiński rekonstruktor, który również dołączył do wyprawy. - W poniedziałek wściekle lało i to było fantastyczne, a pływania taflą, czyli częścią tratwy, po pochylniach, to wielkie przeżycie i tego nikt mi nie zabierze. Zwłaszcza przy świadomości, że od 65 lat tratwy tutaj nie pływały – podkreśla. - Uczymy się tutaj od naszych mistrzów, flisaków, bo my jesteśmy fryce, czyli początkujący. Każdy ma swoją taflę, której pilnuje i ogólnie jest super. A wczoraj ciągnęliśmy tratwy we dwóch razem z kolegą, ledwo daliśmy radę, aż oczy wychodziły na wierzch. Jednak satysfakcja była wielka.
- Pokazanie, jak to wszystko się odbywa, to fenomenalna edukacyjna sprawa – mówi Jacek Wiśniewski. - Jedna z napotkanych osób ostatnio wręcz nas błagała, żeby się dołączyć i móc ciągnąć tratwę. Najtrudniejsze jest ruszenie z miejsca, potem siła też jest potrzebna, ale nie tak bardzo, jak na początku – mówi o burłaczeniu. Dodaje, że zdecydował się na wzięcie udziału we flisie między innymi dlatego, że... lubi wyzwania
- Przepłynięcie kanałem to nie jest dla nas jakiś specjalny wyczyn, bo nie ma tu naturalnych przeszkód na wodzie, które by nam to utrudniały – podkreśla retman flisacki Mieczysław Łąbecki. - Myślę, że największym wyzwaniem jest przepłynięcie przez mocno zarośnięty kanał – dodaje. Podkreśla też, że jest z rodziny o flisackich tradycjach i stara się pływać tam, gdzie nie byli jego pradziadek, dziadek, tata...
- Głównym magnesem pobytu tutaj jest fakt, że będziemy na pochylniach – mówi, jak podkreślają inni towarzysze wyprawy, "flisacka legenda". - Jest w Polsce i w Europie niewielu ludzi, którzy się tym zajmują. Pływają na krótkich odcinkach, na takich dłuższych już w zasadzie nie – przyznaje retman. Zaznacza, że stara się szkolić następców. - Rośnie następne pokolenie ludzi, którzy już wiedzą dużo i myślę, że godnie mnie zastąpią – podkreśla.
Sam przez 30 lat zbudował ok. 40 tratw. - Myślę, że tym flisem przetarliśmy szlaki. Jeśli zarządcy wód i samorządy będą chciały, to można to robić dalej, nic nie stoi na przeszkodzie. Póki co jednak skończmy jeden flis, wróćmy szczęśliwie do do domu i będzie czas na głębsze spojrzenie na to wszystko, co się tu działo.