UWAGA!

----

Ewa Obrycka-Błaut: Wspomnienia z mistrzostw

 Elbląg, Ewa Obrycka-Błaut
Ewa Obrycka-Błaut (fot. Michał Sobczak)

W pierwszej połowie sierpnia kibice sportu jeździeckiego emocjonowali się mistrzostwami świata. Zawody „od podszewki“ oglądała elblążanka Ewa Obrycka-Błaut z Fundacji „Końskie Zdrowie“. Z naszą redakcją podzieliła się swoimi wrażeniami.

Od 6 do 14 sierpnia w duńskim Herning odbyła się pierwsza część mistrzostw świata w jeździectwie. Rozegrano cztery konkurencje: skoki przez przeszkody, ujeżdżenie, paraujeżdżenie i woltyżerka. Pozostałe dwie konkurencje (Wszechstronny Konkurs Konia Wierzchowego i zaprzęgi) zostaną rozegrane we wrześniu we włoskim Pratoni del Vivaro. Na duńskich mistrzostwach można było też wywalczyć przepustkę na igrzyska olimpijskie w Paryżu. Największy sukces z Polek odniosła Monika Bartyś na koniu Caspar, która uplasowała się na ósmym miejscu w para ujeżdżeniu.

Jedną z prawie 900 wolontariuszy na mistrzostwach była elblążanka Ewa Obrycka-Błaut z Fundacji Końskie Zdrowie. - Dla osób związanych z końmi to był raj. Możliwość poznania niemal całej czołówki zawodników z całego świata oraz ludzi związanych z jeździectwem czy szerzej końmi - mówiła wolontariuszka. - Nie spotkałam nikogo, kto nie miałby czegoś wspólnego z końmi.

Zaczęło się... Tak jak to zwykle się zaczyna, od wypełnienia aplikacji. - To była spontaniczna decyzja. Na 1,5 miesiąca przed wyjazdem wypełniłam deklarację na stronie zawodów. Koleżanka doznała kontuzji, która uniemożliwiła jej jazdę konną i się zgłosiła. Pomyślałam, że też znajdę czas, też bym chciała zobaczyć tak duże zawody od podszewki. Zostałyśmy przyjęte obie - wspominała elblążanka.

Już pierwszego dnia wolontariuszka natknęła się na niemiecką medalistkę z igrzysk olimpijskich w Pekinie Ingrid Klimke. - To mniej więcej tak jakby spotkać Roberta Lewandowskiego wchodzącego na stadion na mundialu. Pierwsze nasze pięć minut na obiekcie. Zdążyłyśmy się zakwaterować i ruszyłyśmy obejrzeć miejsce zawodów. I nagle objawia mi się Lewandowski. W Europie Zachodniej zawodnicy są już przyzwyczajeni do popularności. Pogratulowałam sukcesów, zrobiłam sobie pamiątkowe zdjęcie - wspominała Ewa Obrycka-Błaut. - Ingrid Klimke też przyszła obejrzeć miejsce zawodów. Pokazałam drogę i tak się zaczęła moja przygoda na mistrzostwach świata. Organizatorzy dbali o to, żeby wolontariusze czuli się częścią teamu, częścią tego wielkiego przedsięwzięcia.

A potem... - Pierwszy raz w życiu na żywo widziałam woltyżerkę. Dla mnie coś najbardziej magicznego. To jest gimnastyka na koniach. Miałam okazję obserwować konkurencje kobiet. Zawodnicy na koniu wykonują fikołki, szpagaty, zeskoki, stają na głowach. I to wszystko odbywa się w galopie - mówiła elblążanka. - Muzyka, piękne stroje i ludzie fruwający nad końmi.

Widać było, że Herning żyło mistrzostwami. Na potrzeby zawodów wykorzystano wszystko, co się mogło przydać. - Piękny czworobok do ujeżdżenia był postawiony na środku stadionu piłkarskiego. 12 tysięcy ludzi na trybunach. Bilety zostały wykupione dwa lata przed zawodami - mówiła Ewa Obrycka-Błaut.

I tu ciekawostka. 12 tysięczna publiczność podczas zawodów musi zachowywać się... jak najciszej. - Jednym z naszych zadań jako wolontariuszy było pilnowanie bram wejściowych, pilnowanie publiczności, aby nie wstawała, nie szeleściła. Średni czas przejazdu podczas ujeżdżenia, w trakcie osoby na trybunach nie mogą np. zmienić miejsca, wstać, wyjść ze stadionu. Dopóki jeździec nie zatrzyma się przed sędzią głównym, nie można bić braw. - opowiadała wolontariuszka. - Oczywiście, różnie to wyglądało. Emocje były tak wielkie, że czasami nie mogliśmy utrzymać kontroli na tłumem. Na ostatniej prostej ludzie w rytm jazdy zaczynali klaskać. To jest nie do opisania.

Czym zajmowała się Ewa Obrycka-Błaut na mistrzostwach? - Na podstawie aplikacji zgłoszeniowej przydzielono mnie do strefy dziecięcej. W pierwszych dniach zawodów nie było tam dużo pracy, w związku z czym część wolontariuszy przeniesiono do innych zadań. Ja trafiłam do Operation Crew i... to były najlepsze dni - mówiła elblążanka. - Byłam wszędzie, na każdej arenie. Poznałam bardzo dużo osób, zarówno spośród wolontariuszy, jak i zawodników.

Zróżnicowanie zadań było ogromne. Od pilnowania bram wejściowych, poprzez wydawanie akredytacji, pracę na trybunach, do... udawania kamerzystów. - Przy każdej konkurencji była tzw. familaryzacja. Polega ona na tym, że dzień lub dwa przed daną konkurencją był przeprowadzany trening w identycznych warunkach, w jakich miały odbyć się zawody. Jeżeli więc konkurencja była rozgrywana przy świetle, to trening również. Wszystko dlatego, aby maksymalnie zapoznać konie z warunkami startowymi. Wolontariusze „udawali“ np. ekipę telewizyjną kręcącą się za kamerami, tak aby koń przyzwyczaił się do tego, że ktoś tam będzie - wspominała wolontariuszka.

Po kilku dniach w strefie dziecięcej zrobił się większy ruch i Ewa Obrycka-Błaut „musiała“ do niej wrócić. Warto też zwrócić uwagę, że przy mistrzostwach wyrosło „końskie miasteczko“. - Tam było wszystko Od pielęgnacji konia, żywienia, bezpieczeństwa jeźdźca, regeneracji, wielkich przyczep do transportu - na osiem koni z miejscem do spania. Marzenie każdego koniarza - opowiada elblążanka.

No i ludzie, dla których konie są wszystkim. - Wolontariusze byli z całego świata. Na przykład sędzia, który nie miał tak dużych uprawnień, aby móc sędziować zawody tak dużej rangi, a chciał je zobaczyć od środka. No i moje odkrycie, czyli jak zaangażować seniorów w „koński wolontariat“ - mówiła elblążanka. - Dostałam kilka pomysłów, które będę chciała przeszczepić na nasz elbląski grunt.

SM

Najnowsze artykuły w dziale Sport

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Uwaga! Opinia zostanie zamieszczona na stronie po zatwierdzeniu przez redakcję.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
Reklama