W poniższym tekście nie będę odwoływał się do Państwa sumienia. Tym bardziej nie będę próbował wpływać na kogokolwiek przekonania polityczne. Jedyne do czego bym zachęcał, to przyjęcie odpowiedzialności i racjonalnej postawy, ponieważ w efekcie końcowym wszystkim się nam to opłaci, a przynajmniej zagwarantuje odrobinę spokoju, szczególne w tak trudnych czasach - pisze nasz Czytelnik.
W kontekście ostatnich demonstracji przeciwko orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego, wzburzonych emocji, podsycanych dodatkowo przez polityków i parlamentarzystów, aktywistów partyjnych, dziennikarzy, a przede wszystkim przez tzw. media społecznościowe mój apel będzie zapewne wołaniem na puszczy. Mam jednak cichą nadzieję, że mimo wszystko nie stanowimy bezkształtnej masy, lecz jesteśmy niezależnymi, stanowiącymi o swojej podmiotowości, niezależnie myślącymi jednostkami. Ale do najważniejszego.
Być może niektórzy z Państwa pamiętają protesty na ulicach polskich miast z lat 80. Ucisk aparatu władzy, kryzys ekonomiczny i wynikające z nich napięcia społeczne były prawdopodobnie (z całą pewnością!) większe niż obecnie. Na ulicach demonstrowały setki tysięcy ludzi w całym kraju. Proszę mi wybaczyć wszelkie analogie. Zapewne nie mają one większego sensu. Jedyne na co pragnąłbym zwrócić uwagę, to na retorykę protestujących. Jaki był naczelny postulat niezadowolonych w tamtym czasie: "Precz!", "Precz z komuną!". Kilka lat później, już po transformacji ustrojowej, kiedy ludzie masowo tracili pracę, tłum skandował: "Balcerowicz musi odejść!". A jaki jest przewodni postulat w roku 2020? -"Wypier...ać!" Inwencja twórcza autorów sloganów ostatnich dni jest o wiele szersza. Łączy je jeden wspólny mianownik: nieposkromiony bluzg.
Nie wdając się w zbędne dywagacje, proszę mi pozwolić na wyjaśnienie, co budzi moje największe wątpliwości. Po pierwsze widzę tu zbyt dużo sprzeczności (a może nawet hipokryzji) w podejściu do stosowania tzw. języka nienawiści, potocznie zwanego "hejtem". Nie będę rozwijał tu znaczenia słów szacunek, czy tolerancja, bo niewiele osób już dziś się na nie powołuje, tudzież właściwie rozumie. Nie wiem, czy powinienem tłumaczyć, że tak zwany 'bluzg' był czymś nie licującym osobom młodym, kobietom czy w ogóle osobom aspirującym do bycia ... powiedzmy nieodstręczającym (w języku minionych lat: kulturalnym).
Jonasz Kofta zastanawiał się: "Czy świat się bardzo zmieni, gdy z młodych gniewnych wyrosną starzy wkurwieni?" Pozwolę sobie na jeszcze bardziej prowokacyjne pytanie: Jak świat się zasadniczo zmieni, gdy młodzi ("wkurwieni") wyjdą na ulice i zaczną wyznaczać nowe standardy dialogu społecznego krzycząc: "Wypier...ać!". To idzie młodość! Czy tak można? Jeśli to dziś możliwe (a wszystko jest dziś możliwe), to chyba tak. Tylko musimy pamiętać, że za jakiś czas przyjdą następni i zakrzykną: "Wypier...ać!". A wy będziecie musieli szukać innych argumentów niż "jesteśmy młodzi" i "nie damy się ograniczać".
Jeżeli nie chcemy mieć w przyszłości nie tylko "piekła kobiet", ale również "piekła młodych", "piekła seniorów", "piekła osób kochających inaczej", czy po prostu "piekła nas wszystkich", zachowajmy spokój, niezależność myślenia i odpowiedzialność wobec wszystkich, wśród których żyjemy (lub przyszło nam żyć). Oczywiście nie oznacza to, że możemy i powinniśmy być bierni. Wręcz przeciwnie!
Dariusz Leszczyński