
Obwód królewiecki to zamknięty, pomiędzy Polską i Litwą, region Rosji. Życie miliona mieszkańców trwa w stanie faktycznej blokady. W związku z agresją na Ukrainę państwa Unii Europejskiej wprowadziły istotne ograniczenia dla tranzytu towarów i ludzi pomiędzy „Wielką Rosją” i obwodem. Jak to wygląda w praktyce rozmawiamy z mieszkańcem obwodu, komentatorem politycznym i zarazem opozycjonistą Ilją Szumanowem, który obecnie przebywa na emigracji.
Krzysztof Szczepanik: - Jak wygląda życie w obwodzie królewieckim kilka lat po rosyjskiej agresji na Ukrainę?
Ilia Szumanow: - Region ma obecnie bezprecedensowe ograniczenia transportowe. Takiej sytuacji nigdy nie było. Choć oczywiście to nie jest pełna blokada. Ograniczenia bardzo mocno zmieniły życie mieszkańców całego obwodu. Co prawda korytarz transportowy przez Litwę funkcjonuje, ale w sposób bardzo przez władze litewskie ograniczony. Litwini zwiększyli także opłaty tranzytowe dla rosyjskich towarów o około 30 procent, co doprowadza do tego, że dostawy tranzytowe nie dość, że są mniejsze, to na dodatek trzeba za nie więcej płacić. Ponadto w wyniku sankcji ustały dostawy z krajów Unii. Pozostały tylko niewielkie ilości towarów, nieobjętych sankcjami.
Władze enklawy muszą więc organizować transport morski z Petersburga. Ciągle jest tam jednak zbyt mało promów towarowych. Każdy z nich odbywa pięć sześć rejsów miesięcznie. Koszty takiego transportu są też bardzo duże - jedna ciężarówka to oplata w wysokości 1,5 tysiąca dolarów. Do tego dochodzą opłaty portowe, wynagrodzenie kierowców. Takie przewozy mogą więc funkcjonować tylko wtedy, gdy państwo je subsydiuje. Idzie na to około 4.5 miliarda rubli rocznie (ok. 45 milionów euro). Na dodatek te przewozy morskie są bardzo niestabilne. Promy trzeba okresowo remontować. Co oznacza „wypadniecie” tego środka z systemu na kilka miesięcy. Potrzebne są więc nowe promy, na które władze nie mają pieniędzy. Pogoda czasami też płata psikusa, doprowadzając do opóźnień w dostawach. Przed przystaniami promowymi tworzą się zaś gigantyczne kolejki. Za ominięcie kolejki trzeba płacić łapówkę. Tajemnicą poliszynela jest funkcjonowanie całego korupcyjnego systemu „omijania kolejki”.
- Do wprowadzenia zachodnich sankcji w obwodzie działało wiele firm transportowych.
- To było nawet ponad 1800 firm. Pracowały one głównie przy przewozach towarów pomiędzy krajami Unii i Rosji. Teraz firm transportowych zostało około 1300. Przedsiębiorstwa te w dużej części „wyemigrowały” do „wielkiej Rosji”. To strata dla lokalnego budżetu w wysokości kilku miliardów rubli. Z Obwodu zniknęło około tysiąca ciężarówek i cztery tysiące kierowców. Na dodatek, ci którzy chcieli się przenieść do „wielkiej Rosji”, musieli zapłacić specjalne cło za swoje ciężarówki. Bo import to Kaliningradu podlegał pewnym ulgom. Średnia dopłata cła za jedną ciężarówkę wynosiła (w zależności od jej wieku) nawet do 15 tysięcy USD. Te samochody, które zaś zostały w Kaliningradzie, są stopniowo „kanibalizowane” w związku z absolutnym brakiem części zamiennych.
- Funkcjonuje jednak system dopłat do pasażerskiej komunikacji lotniczej.
- Państwo ciągle subsydiuje te loty i bilety na nie. Wielkość tych dopłat sukcesywnie się jednak zmniejsza. Na ten rok dopłaty mają nie przekroczyć 450 milionów rubli (ok. 4.5 miliona euro). To jest ponad dwa razy mniej niźli było w roku ubiegłym. To starczy na nie więcej jak 60 tysięcy „ulgowych” biletów. Już w lutym tego roku sprzedano 85 procent dotowanych biletów.
Największą pulę tych biletów wykupili nie mieszkańcy Obwodu, lecz przyjezdni z całej Rosji. W ubiegłym roku, gdy pieniędzy na dopłaty zabrakło, władze powiększyły kwotę dopłat o kolejne 500 milionów rubli. To pozwoliło na rozprowadzenie dodatkowo 100 tysięcy biletów po ulgowych cenach. Czy będzie ta sytuacja powtarzała się w roku obecnym, to dopiero zobaczymy. Bez tych biletów region jest praktycznie izolowany od reszty Rosji. Bo komercyjne ceny biletów lotniczych są bardzo wysokie. Jedyną alternatywą pozostaje w takim przypadku pociąg tranzytowy przez Litwę. Ale wtedy trzeba mieć paszport. Większość Rosjan (Królewiec nie jest tu wyjątkiem) takich dokumentów nie ma.
- Na Forum Ekonomicznym w Petersburgu gubernator królewiecki Aleksej Bezprozwannych chwalił się umowami o inwestycjach biznesu w Obwodzie. Czy to są realne inwestycje?
- To czysta propaganda i pokazywanie nieistniejącej rzeczywistości. Już w ubiegłym roku na tymże forum miały paść deklaracje, że w regionalne rolnictwo mają wkładać miliardy rubli struktury ogólnorosyjskie. Ja tych inwestycji nie widzę. Teraz zaś widzę kolejne deklaratywne memoranda. Deklaracje te padały z ust choćby przedstawicieli państwowej firmy Rosatom. Co tenże Rosatom miałby robić w Obwodzie, nie wiadomo. Bo budowa elektrowni atomowej już dawno została przerwana. Beneficjentem kontraktu miałby też być regionalny producent samochodów – Avtotor. Firma ta składała u siebie (z importowanych części) samochody BMW. Dalej były one sprzedawane w głąb Rosji. W związku z sankcjami, w Avtotorze zaczęto montować samochody chińskie. Tyle, że to za duży zakład jak na potrzeby Obwodu. A sprowadzać tu części chińskie, by potem gotowe samochody odsyłać w głąb Rosji, to już jest bezsens ekonomiczny. Łatwiej byłoby przenieść cały zakład w pobliże granicy z Chinami. Te umowy – deklaracje były jednak niezbędne. Bo jakby to wyglądało – gubernator pojechał na forum i niczego nie załatwił? Bezprozwannych, podobnie jak jego poprzednik, Anton Alichanow, to moskiewski czynownik, który chce pokazać w stolicy, że warto na niego stawiać i szykować mu jakąś dobrą ministerialną posadę w Moskwie.
- Obwód to także duże obszary rolne. To tu rozwijał swoje agroimperium były mer Moskwy, zmarły w roku 2019, Jurij Łużkow. Rządzący obwodem chwalili się, że istnieje tu system dopłat do produkcji rolnej, nie gorszy niż w Unii Europejskiej. Tyle że dopłaty były rozdawane „po uważaniu”, bez żadnych ustaleń systemowych, co samo w sobie jest korupcjogenne. Na dodatek cały Obwód ma zniszczone, jeszcze poniemieckie systemy melioracyjne. To doprowadza do zalewania dużych obszarów.
- Obwód mógłby się sam wyżywić, jako region rolniczy. Zniszczony system melioracji do tej pory nie został jednak odbudowany. Od roku 2010 w obwodzie teoretycznie prowadzono wiele robót melioracyjnych. Szło na to mnóstwo pieniędzy budżetowych, które jak się potem okazywało były rozkradane. Bo jak tu sprawdzić robotę, której efekty znajdują się pod ziemią? Efektem tych afer było kilka procesów sądowych, ale pewnie wszystkich „meliorantów” nie wychwycono. Tym sposobem do dzisiaj system melioracji ziem rolniczych nie działa. Wiele areałów nadal jest rokrocznie zalewanych.

Choć nadal miliardy rubli idą na rolnictwo w obwodzie, to rezultaty są mocno ograniczone. Coraz więcej jest lokalnego mięsa i mleka, ale jakość tych produktów nie zadowala. Ludzie wspominają wyroby rolne z Polski i Litwy jako wzorce. Gdyby więc granice zostały ponownie otwarte, to klienci zagłosują swoimi portfelami za importowaną żywnością. Obecnie mleko i zboża w pełni zaspokajają miejscowy popyt, ale owoce i warzywa pokrywają już jednak tylko 3/4 potrzeb. Kaliningradzkie rolnictwo dochodzi jednak do szczytu swoich możliwości. Tu widomy jest przykład ziemniaków. Relatywnie wysokie plony były osiągane, gdy dostępne były sadzonki z importu. Teraz kaliningradzcy rolnicy wykorzystują materiał rodzimy, a plony są coraz niższe. To spowodowało braki w sklepach. Ceny ziemniaków bardzo podskoczyły. Taka sytuacja doprowadziła do administracyjnego zakazu wywozu kartofli z obwodu.
- Władze regionu usiłowały przedstawić Obwód jako obszar przyszłościowy dla turystyki.
- Turystyka miała być szansą regionu. Jest tu przecież morze, jest interesująca historia. Do Królewca przyjeżdżają przede wszystkim Rosjanie, którzy nie mogą wyjeżdżać za granicę. To głównie przedstawiciele struktur siłowych, urzędnicy. Od agresji na Ukrainę w roku 2022 widzimy stabilny wzrost liczby turystów. W roku 2019 było to 1.7 miliona, w roku 2022 - 1.9 miliona, w 2023 do obwodu przyjechało 2.1 miliona turystów, a w roku ubiegłym już 2.4 miliona. To głównie Rosjanie z innych regionów kraju, z tego 95 procent osób to przyjezdni z Moskwy i Petersburga. Turyści zagraniczni to mniej niż 2 procent. Głównie obywatele dawnego ZSRR z Kazachstanu, Białorusi czy Armenii.
Najchętniej odwiedzanymi częściami Obwodu są wybrzeże morskie (Swietlogorsk, Zielonogradsk, Mierzeja Kurońska) oraz sam Królewiec. Przyjazdy turystyczne ogranicza jednak wysoka cena biletów lotniczych. Komercyjna cena na taki przelot to nie mniej jak 150 USD w jedną stronę. Przez Litwę pociągiem można przejechać taniej, tam jednak niezbędny jest międzynarodowy paszport. Wzrost przyjazdów to ponad 30 procent w ciągu ostatniego okresu, ale w tym samym czasie ilość miejsc hotelowych zwiększyła się o nie więcej jak 15 procent. Wiele zaś kwater prywatnych nie odpowiada standardom wymaganym przez przyjezdnych. A nowych inwestycji hotelowych nie widać.
W Obwodzie starają się oczywiście „monetyzować” ten ruch turystyczny. Wprowadzono więc opłatę „ekologiczną”. Tyle, że to ciągle tylko biznes sezonowy, od maksimum maja do połowy października. Na dodatek turyści, którzy przyjeżdżali tu wcześniej, byli zainteresowani krótkimi wypadami do Polski. Teraz takiej możliwości nie ma.
- Jak więc widać ekonomiczną przyszłość obwodu?
- Władze w Moskwie chciałyby jak najmniej dokładać do utrzymania obwodu, ale to by wymagało większej swobody ekonomicznej. Alternatywą jest mniejsza swoboda, ale za to większe dotacje. Moskwa nie chce żadnego z tych wariantów. Ekonomika regionalna z dnia na dzień poddana został terapii szokowej, związanej z agresją na Ukrainę i towarzyszącymi temu sankcjami zachodnimi. A cała logistyka była nastawiona na współpracę z Zachodem. Nagle to się urwało.
Region przeszedł drogę od wrót Europy do ekonomiki przeżycia. Z obwodu odeszły zakłady montażu telewizorów czy pralek. Bo rynek wewnętrzny jest zbyt mały, a do „Wielkiej Rosji” taniej jest produkować gdzieś w pobliżu Moskwy. Przeróbka ryb też praktycznie zamiera. Bo brakuje surowca – ryb. To skutek spadku ilości statków rybackich, mających jako port macierzysty Królewiec. Turystyka nie stanowi przełomu w dochodach. Pozostają więc centralne subsydia oraz inwestycje w infrastrukturę wojenną. To daje szansę na przeżycie, ale nie na rozwój. Tak będzie, dopóki Rosja będzie prowadziła agresywną politykę.
- Jeszcze na początku tego wieku mówiło się o separatystycznych tendencjach w obwodzie. Działał wtedy Sergei Pasko, którego Partia Bałtycka głosiła potrzebę wejścia regionu w skład Unii Europejskiej, ale przy pozostaniu w granicach Rosji. Jak teraz wyglądają te nastroje.
- W Królewcu, po protestach antywojennych, z lutego 2022 roku, wiele osób aresztowano, kogo trzeba zastraszono i zaległa … cisza. Na dodatek działa ciągle cenzura, która nie dopuszcza jakichkolwiek krytycznych uwag o poczynaniach Putina. Szczególnie mocno mieszkańcy obwodu odczuli zamknięcie granic. Grozę przed jakimikolwiek protestami budziły liczne garnizony rosyjskiej armii i żołnierze, których tu sprowadzano z całej Rosji. Choć część mieszkańców obwodu czy to z wygodnictwa czy to z przekonania, jednak uległa centralnej propagandzie. Równolegle rośnie także emigracja, która nasiliła się od rozpoczęcia agresji na Ukrainę. Potwierdzają to wszelkie dane statystyczne. Sama idea separatyzmu nie jest jednak w Królewcu popularna. W latach dziewięćdziesiątych to był co prawda temat, ale on zanikł już na początku wieku, wraz ze wzrostem, napędzanym dochodami z ropy i gazu, dochodów.
Symptomatyczne jest tu historia rozmów rosyjsko-europejskich w Brukseli na temat przyznania mieszkańcom obwodu prawa do bezwizowego wjazdu do krajów Unii. Nagle okazało się, że osób uprawnionych do takiego statusu jest więcej niż … mieszkańców obwodu. Bruksela zerwała więc (czując się oszukiwana) jakiekolwiek rozmowy w tej kwestii. Idee separatyzmu zanikały także z innej przyczyny – nagłośniono, że Obwód może żyć tylko dzięki dotacjom. A jednocześnie podkreślano, że Unia nigdy nie będzie dopłacała do Kaliningradu tak jak Rosja. Coś jednak z tych lat 90. pozostało. W głowach! Mieszkaniec obwodu mówi, że jedzie „do Rosji” myśląc o wypadzie do Moskwy czy Petersburga. Za tym określeniem kryje się poczucie pewnej odrębności. Choć z drugiej strony ci sami mieszkańcy z reguły zgadzają się z opinią, iż Kaliningrad to region zagrożony przez siły NATO. Dlatego też ze spokojem przyjmowany jest fakt militaryzacji regionu. W obwodzie stacjonuje dużo wojsk lądowych z masą czołgów. Królewiec jest siedzibą dowództwa Floty Bałtyckiej. Są też Iskandery, z możliwością ich uzbrojenia w głowice atomowe. Na dodatek duża część mieszkańców służyła w oddziałach tu stacjonujących. Jest też mnóstwo powiązań rodzinnych z wojskowymi. To doprowadza także do tego, że cała społeczność jest mentalnie zmilitaryzowana. Liczne zresztą święta wojskowe są w istocie rzeczy świętami całej społeczności. A miejscowe media lubią prezentować rozmieszczenie oddziałów NATO wokół obwodu. To doprowadza do pewnej psychozy wojennej i poczucia życia na beczce prochu. Dowodzą tego choćby dane o wzrastającej sprzedaży środków uspokajających w aptekach.
- Czy widać w Królewcu to, że sporo oddziałów zostało skierowanych na front ukraiński?
- W mediach jest podnoszony argument, że rosyjskie wojska powinny się koncentrować na granicy z Finlandią oraz na froncie walk z Ukrainą. W tych rachubach Królewiec nie jest priorytetem. Zakłada się, że dla odstraszania wystarczą, rozmieszczone w Obwodzie w roku 2018 Iskandery. Na dodatek komentatorzy miejscowi stwierdzili, że jakikolwiek konflikt z Zachodem, do zakończenia wojny na Ukrainie jest nierealistyczny.