Media obiegła informacja, że 1 maja trysną trzy najbardziej znane fontanny w mieście. Wśród nich jest i ta zabytkowa, którą znajdziemy na Placu Słowiańskim. Uruchomiono ją rok temu i właściwie od początku był to ruch całkowicie bezsensowny.
Przed wjazdem na parking, który dość szumnie nazywany jest Placem Słowiańskim, widnieje całkiem ciekawa informacja. A mianowicie z tego historycznego miejsca mogą korzystać ci kierowcy, którzy są klientami punktów usługowych znajdujących się przy placu albo ci, którzy zamierzają skorzystać z usług ZKM oraz rzecz jasna służby. W praktyce wygląda to tak, że parkują tam wszyscy ci, którzy chcą uniknąć opłat. Dlaczego? Dlatego, że nikt nie jest w stanie im czegokolwiek udowodnić.
I być może nie jest to nic złego, zwłaszcza jeśli pod uwagę weźmiemy zarobki mieszkańców, złe natomiast jest to, że zrobiła się z tego miejsca jakaś dziwna hybryda, ni pies, ni wydra.
Wprawdzie były jakieś bliżej nieokreślone deklaracje władz, aby przywrócić przedwojenne funkcje tego miejsca, ale konkretów, oprócz dwóch symbolicznych ławeczek, jak nie było tak nie ma.
A póki ich nie ma to na co komu fontanna, która działa, ale chyba tylko po to, żeby czasami spojrzał na nią jakiś przypadkowy pasażer wynurzający się z samochodu? Dlaczego w mieście, gdzie słowo oszczędność ostatnimi czasy odmieniane jest przez wszystkie przypadki, generuje się koszty, które niczemu i nikomu nie służą? Bo gdyby ktoś nie wiedział za to, że fontanna działa trzeba zapłacić.
Nie, nie jestem za tym, żeby ten zabytek został zrównany z ziemią. Tak samo jak nie jestem za tym, żeby pieniądze, które jakby nie było są publiczne, wydawać w całkowicie bezsensowny sposób.
Jestem natomiast za tym, żeby coś konkretnego z tym miejscem zrobić, bo brak pomysłu nigdy nie jest dobrym pomysłem.
I być może nie jest to nic złego, zwłaszcza jeśli pod uwagę weźmiemy zarobki mieszkańców, złe natomiast jest to, że zrobiła się z tego miejsca jakaś dziwna hybryda, ni pies, ni wydra.
Wprawdzie były jakieś bliżej nieokreślone deklaracje władz, aby przywrócić przedwojenne funkcje tego miejsca, ale konkretów, oprócz dwóch symbolicznych ławeczek, jak nie było tak nie ma.
A póki ich nie ma to na co komu fontanna, która działa, ale chyba tylko po to, żeby czasami spojrzał na nią jakiś przypadkowy pasażer wynurzający się z samochodu? Dlaczego w mieście, gdzie słowo oszczędność ostatnimi czasy odmieniane jest przez wszystkie przypadki, generuje się koszty, które niczemu i nikomu nie służą? Bo gdyby ktoś nie wiedział za to, że fontanna działa trzeba zapłacić.
Nie, nie jestem za tym, żeby ten zabytek został zrównany z ziemią. Tak samo jak nie jestem za tym, żeby pieniądze, które jakby nie było są publiczne, wydawać w całkowicie bezsensowny sposób.
Jestem natomiast za tym, żeby coś konkretnego z tym miejscem zrobić, bo brak pomysłu nigdy nie jest dobrym pomysłem.
Marta Wiloch