Internauta z Elbląga, który rozsyłał satyryczne rysunki na temat prezydenta Lecha Kaczyńskiego, stracił pracę.
Mężczyzna jest rencistą i w jednej z elbląskich firm dorabiał jako kierowca. Jak przypuszcza, przyczyną tego, że pracodawca nie przedłużył mu umowy, mógł być rozgłos wokół rysunkowych dowcipów. - Nie spodziewałem się zwolnienia, byłem sumiennym pracownikiem, a dla tej pracy zostawiłem inną posadę - mówi rozżalony.
Były już pracodawca (prosił o niepodawanie swoich personaliów) zapewnia, że sprawa internetowych dowcipów nie była przyczyną zwolnienia.
- Zakończył się okres próbny i w zasadzie firma nawet nie wyrobiła sobie zdania na temat tego pracownika, bo w tym czasie z długotrwałego zwolnienia lekarskiego wracała osoba, która na tym stanowisku pracowała od dawna - usłyszeliśmy.
Przypomnijmy, krążące w internecie rysunki elblążanin przesłał jednemu ze swoich znajomych. Ich treść oburzyła mieszkańca Wrocławia, który powiadomił policję. Elbląska prokuratura sprawę umorzyła, bo w działaniu Aleksandra A. nie dopatrzyła się przestępstwa. Jak wyjaśniała rzeczniczka prokuratury Jolanta Rudzińska, polskie i unijne przepisy gwarantują obywatelom prawo do krytyki władzy i swobody wyrażania opinii.
Były już pracodawca (prosił o niepodawanie swoich personaliów) zapewnia, że sprawa internetowych dowcipów nie była przyczyną zwolnienia.
- Zakończył się okres próbny i w zasadzie firma nawet nie wyrobiła sobie zdania na temat tego pracownika, bo w tym czasie z długotrwałego zwolnienia lekarskiego wracała osoba, która na tym stanowisku pracowała od dawna - usłyszeliśmy.
Przypomnijmy, krążące w internecie rysunki elblążanin przesłał jednemu ze swoich znajomych. Ich treść oburzyła mieszkańca Wrocławia, który powiadomił policję. Elbląska prokuratura sprawę umorzyła, bo w działaniu Aleksandra A. nie dopatrzyła się przestępstwa. Jak wyjaśniała rzeczniczka prokuratury Jolanta Rudzińska, polskie i unijne przepisy gwarantują obywatelom prawo do krytyki władzy i swobody wyrażania opinii.
SZ