On (lat 19) przyznaje, że ranił scyzorykiem przedstawicielkę firmy udzielającej pożyczek i zabrał jej 5 tys. zł, ale żałuje. Ona (lat 20) przyjęła przeprosiny i odszkodowanie, nie szuka zemsty, ale chce sprawiedliwej kary. Sąd ogłosi wyrok w piątek.
Do zdarzenia doszło 23 listopada 2012 r. Magdalena G., przedstawicielka firmy udzielającej pożyczek otrzymała SMS od swojego klienta, 18-letniego wówczas Sebastiana K. Mężczyzna napisał, że chce zapłacić cztery zaległe raty kredytu (jak się później okazało, kredytu wcale nie zamierzał spłacać). Umówili się przy pętli tramwajowej przy ul. Marymonckiej, o godz. 18. Poza miejscem zamieszkania klienta, bo jego rodzice nie życzyli sobie w domu wizyt przedstawicielki firmy udzielającej pożyczek.
Kobieta przyjechała swoim autem, do którego na miejscu wsiadł Sebastian K. Gdy Magdalena G. wypełniała dokumenty, młody mężczyzna zaatakował. Najpierw zadawał jej ciosy pięścią w okolice klatki piersiowej, później, ostrym narzędziem.
- Nie wiedziałam, co się dzieje – przyznała dziś (7 maja) w sądzie pokrzywdzona. – Zasłaniałam się, a on atakował i nic nie mówił. To było dziwne. Miałam wrażenie, że chce mnie zabić. Krzyczałam, że mam dziecko, by nie robił mi krzywdy. Zapytałam czy chce pieniędzy. Zgodził się więc dałam mu portfel, w którym było ok. 5 tys. zł – to raty od innych klientów. Powiedział, że jeśli policja dowie się o tym zajściu to on mnie zabije. I uciekł. Ja, w szoku, odjechałam kawałek, a gdy się zatrzymałam zobaczyłam, że jestem we krwi. Zadzwoniłam do szefa i do męża. W szpitalu – kontynuowała kobieta – okazało się, że mam cztery rany cięte i kłute klatki piersiowej i ręki. Założono mi ponad 10 szwów. Dziś fizycznie czuję się dobrze, ale psychicznie gorzej – mówiła Magdalena G. – Jestem po terapii u psychologa, brałam też leki, bo nie mogłam spać, nie mogłam jeść. Do dziś boję się wyjść z domu po zmroku. Nie pracuję też w tej firmie, bo się boję. Teraz pracuję w banku.
Kobieta była tak roztrzęsiona podczas dzisiejszej rozprawy, że sędzia zdecydował, by składała wyjaśnienia pod nieobecność oskarżonego.
- Nie chcę go widzieć, nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Lęk pozostanie na zawsze – mówiła.
Sebastian K. przyznał się do winy i twierdził, że co prawda, zaatakował Magdalenę G. scyzorykiem, ale nie ostrzem (to było stępione), a pilniczkiem. Nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego to zrobił. Rodzina chłopaka zapewniła natomiast, że spłaciła jego zobowiązanie wobec firmy udzielającej pożyczek (zaciągnął kredyt w wysokości 1500 zł, bo – jak przyznał - potrzebował pieniędzy na dyskoteki), a także skradzioną kwotę (oskarżony wydał część pieniędzy na narkotyki , alkohol i papierosy). Pokrzywdzonej Magdalenie R. zaś – tytułem zadośćuczynienia – wypłaciła 20 tys. zł. Kobieta pieniądze przyjęła, jak również przeprosiny od oskarżonego.
Sebastian K. odpowiada za rozbój z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Jego obrońca przekonywał sąd, że pilniczek ze scyzoryka nie może być porównywany z bronią palną czy nożem. Chciał zmiany kwalifikacji czynu. Chciał również nadzwyczajnego złagodzenia kary.
- Fakt rozboju nie budzi wątpliwości – mówił mecenas Krzysztof Falkowski. – Ale oskarżony nie utrudniał postępowania, współpracował od samego początku z organami ścigania, naprawił krzywdę, przeprosił. Ponadto jest on osobą młodą i niekaraną. Z opinii środowiskowej wynika, że również niezdemoralizowaną.
Natomiast o tym, że kara musi być wymierzona bezwzględnie mówił prokurator. Wskazywał, że działanie Sebastiana K. było z góry zaplanowane, bo chciał on zdobyć pieniądze. Nic jego zachowania nie usprawiedliwia. Rany, które odniosła Magdalena G., może i nie były zbyt groźne, ale kobieta feralnego dnia ubrana była w grubą bluzę i płaszcz więc materiał – i tak przecięty – zminimalizował skutki, które mogłyby być poważniejsze. Zdaniem prokuratora, Sebastian K. nie zasługuje na żadne dobrodziejstwo i powinien ponieść surową karę. Prokuratura żąda 4 lat pozbawienia wolności. Na poczet kary miałby zostać zaliczony areszt, w którym Sebastian K. przebywa od blisko pół roku.
Z kolei pełnomocnik Magdaleny G., mecenas Tomasz Borzdyński, stwierdził, że pokrzywdzona wnosi o karę sprawiedliwą.
- Ona nie szuka zemsty – zaznaczył. – Warto też podkreślić fakt, że przyjęła przeprosiny i odszkodowanie.
- Magdalena G. stwierdziła, że każdy zasługuje na to, by dać mu drugą szansę – dodał obrońca Sebastiana K.
O drugą szansę prosił też sam oskarżony.
- A jak mamy panu uwierzyć, że to się nie powtórzy – pytał sędzia Władysław Kizyk.
- Na słowo – odparł Sebastian K.
Sędzia stwierdził, że młody mężczyzna myśli tylko o sobie. Nie przejmuje się tym, że spowodował cierpienie drugiego człowieka.
Wyrok w tej sprawie zapadnie w piątek (10 maja).
Kobieta przyjechała swoim autem, do którego na miejscu wsiadł Sebastian K. Gdy Magdalena G. wypełniała dokumenty, młody mężczyzna zaatakował. Najpierw zadawał jej ciosy pięścią w okolice klatki piersiowej, później, ostrym narzędziem.
- Nie wiedziałam, co się dzieje – przyznała dziś (7 maja) w sądzie pokrzywdzona. – Zasłaniałam się, a on atakował i nic nie mówił. To było dziwne. Miałam wrażenie, że chce mnie zabić. Krzyczałam, że mam dziecko, by nie robił mi krzywdy. Zapytałam czy chce pieniędzy. Zgodził się więc dałam mu portfel, w którym było ok. 5 tys. zł – to raty od innych klientów. Powiedział, że jeśli policja dowie się o tym zajściu to on mnie zabije. I uciekł. Ja, w szoku, odjechałam kawałek, a gdy się zatrzymałam zobaczyłam, że jestem we krwi. Zadzwoniłam do szefa i do męża. W szpitalu – kontynuowała kobieta – okazało się, że mam cztery rany cięte i kłute klatki piersiowej i ręki. Założono mi ponad 10 szwów. Dziś fizycznie czuję się dobrze, ale psychicznie gorzej – mówiła Magdalena G. – Jestem po terapii u psychologa, brałam też leki, bo nie mogłam spać, nie mogłam jeść. Do dziś boję się wyjść z domu po zmroku. Nie pracuję też w tej firmie, bo się boję. Teraz pracuję w banku.
Kobieta była tak roztrzęsiona podczas dzisiejszej rozprawy, że sędzia zdecydował, by składała wyjaśnienia pod nieobecność oskarżonego.
- Nie chcę go widzieć, nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Lęk pozostanie na zawsze – mówiła.
Sebastian K. przyznał się do winy i twierdził, że co prawda, zaatakował Magdalenę G. scyzorykiem, ale nie ostrzem (to było stępione), a pilniczkiem. Nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego to zrobił. Rodzina chłopaka zapewniła natomiast, że spłaciła jego zobowiązanie wobec firmy udzielającej pożyczek (zaciągnął kredyt w wysokości 1500 zł, bo – jak przyznał - potrzebował pieniędzy na dyskoteki), a także skradzioną kwotę (oskarżony wydał część pieniędzy na narkotyki , alkohol i papierosy). Pokrzywdzonej Magdalenie R. zaś – tytułem zadośćuczynienia – wypłaciła 20 tys. zł. Kobieta pieniądze przyjęła, jak również przeprosiny od oskarżonego.
Sebastian K. odpowiada za rozbój z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Jego obrońca przekonywał sąd, że pilniczek ze scyzoryka nie może być porównywany z bronią palną czy nożem. Chciał zmiany kwalifikacji czynu. Chciał również nadzwyczajnego złagodzenia kary.
- Fakt rozboju nie budzi wątpliwości – mówił mecenas Krzysztof Falkowski. – Ale oskarżony nie utrudniał postępowania, współpracował od samego początku z organami ścigania, naprawił krzywdę, przeprosił. Ponadto jest on osobą młodą i niekaraną. Z opinii środowiskowej wynika, że również niezdemoralizowaną.
Natomiast o tym, że kara musi być wymierzona bezwzględnie mówił prokurator. Wskazywał, że działanie Sebastiana K. było z góry zaplanowane, bo chciał on zdobyć pieniądze. Nic jego zachowania nie usprawiedliwia. Rany, które odniosła Magdalena G., może i nie były zbyt groźne, ale kobieta feralnego dnia ubrana była w grubą bluzę i płaszcz więc materiał – i tak przecięty – zminimalizował skutki, które mogłyby być poważniejsze. Zdaniem prokuratora, Sebastian K. nie zasługuje na żadne dobrodziejstwo i powinien ponieść surową karę. Prokuratura żąda 4 lat pozbawienia wolności. Na poczet kary miałby zostać zaliczony areszt, w którym Sebastian K. przebywa od blisko pół roku.
Z kolei pełnomocnik Magdaleny G., mecenas Tomasz Borzdyński, stwierdził, że pokrzywdzona wnosi o karę sprawiedliwą.
- Ona nie szuka zemsty – zaznaczył. – Warto też podkreślić fakt, że przyjęła przeprosiny i odszkodowanie.
- Magdalena G. stwierdziła, że każdy zasługuje na to, by dać mu drugą szansę – dodał obrońca Sebastiana K.
O drugą szansę prosił też sam oskarżony.
- A jak mamy panu uwierzyć, że to się nie powtórzy – pytał sędzia Władysław Kizyk.
- Na słowo – odparł Sebastian K.
Sędzia stwierdził, że młody mężczyzna myśli tylko o sobie. Nie przejmuje się tym, że spowodował cierpienie drugiego człowieka.
Wyrok w tej sprawie zapadnie w piątek (10 maja).
A