
Po latach Elbląg doczekał się nowego basenu otwartego, a my postanowiliśmy go przetestować. Wypróbowaliśmy jego atrakcje w upalną środę, gdy po raz pierwszy obiekt wypełnił się do ostatniego miejsca. Zobacz zdjęcia.
Chętnych nie brak
Basen odwiedzam w gorący drugi dzień lipca w okolicach południa. Podchodzę do kas, na liczniku pokazującym obłożenie obiektu jest ok. 1100 osób, w kolejce do kasy przede mną kilkanaście osób. Zakup biletu idzie sprawnie (normalny - 30 zł), potem wystarczy zeskanować kod QR na bramce wejściowej i już jestem na terenie 90-milionowej inwestycji, dofinansowanej przez rząd (czytaj: przez podatników) kwotą 65 mln zł, zapowiadanej jeszcze w 2022 r., a więc dekadę po zamknięciu poprzedniego miejskiego kąpieliska. Pierwsze wejście na obiekt wywiera dobre wrażenie i rodzi nadzieję, że ta inwestycja to dobrze wydane pieniądze. Jednak nie uprzedzajmy faktów.
Do szatni, w której tłumu nie ma (może dlatego, że był już na basenie) dzięki wcześniejszemu rekonesansowi (przeczytaniu informacji na Facebooku MOSiRu-u) przybywam uzbrojony w monetę o wartości 2 zł, która podobnie jak na CRW Dolinka pozwala zamknąć szafkę, w której można zostawić rzeczy po przebraniu się. Kabiny do przebierania są słusznych rozmiarów, jest w nich wieszak, pełna kultura itp., itd. Pozostaje jednak pytanie, które zresztą wybrzmiało już na naszych łamach, co zrobić z tym nieszczęsnym kluczykiem od szafki? Na sąsiednim basenie krytym jest przymocowany do „zegarka” i można o nim zapomnieć.
Oczywiście jeśli potraktujemy wyprawę do parku wodnego jak wyprawę nad morze, to pamiętamy, że nad morzem też trzeba swoich rzeczy popilnować, zostawić kogoś przy torbach gdy inni z ekipy się kąpią itp. itd. Ale tutaj można o wygodę użytkowników łatwo zadbać, stąd mój postulat, by najważniejszym zadaniem inwestycyjnym najbliższych miesięcy w mieście, jeszcze przed wyremontowaniem skrzyżowania Piłsudskiego i Dąbka oraz rozbudową ul. 13 Pułku, był zakup dwóch tysięcy opasko-zegarko-kluczyków do parku wodnego. Inaczej idąc na basen samemu, trzeba będzie ten kluczyk trzymać w pięści zaciśniętej bardziej niż zęby przy mijaniu parawanów na plaży w Stegnie.
No dobrze, rzeczy w szafce, kluczyk w ręku, ruszamy w teren. Chwila przygotowań do zanurzenia w chłodnej wodzie (MOSiR zapewnia że ma 25 stopni), krótkie pływanie itd. Ludzi wokół jest dużo, ale odbiera się to zupełnie inaczej niż na basenie krytym. Dodajmy, że mowa o ludziach w różnym wieku, od rodzin z dziećmi (dla maluchów jest też wydzielona część z cieplejszą wodą), przez grupy młodzieży, po seniorów. Klimat jest naprawdę sympatyczny, przyjemnie sobie przepłynąć rwącą rzekę czy skorzystać z biczy wodnych. Nie brakuje chętnych na zjazdy na zjeżdżalni (są wersje łagodniejsze, z pontonami, najszybsza jest z kolei pomarańczowa).
- No ta to jest najbardziej ekstremalna. Sprawdzamy je sobie po kolei, jest bardzo fajnie. Brakowało nam takiego miejsca w Elblągu, spędzimy tu pewnie nie raz po kilka godzin – mówi mi grupa nastolatków przy zjeżdżalniach.

Jest kilka "ale"
Niektórzy siedzą w wodzie, niektórzy się opalają - czy to na leżakach, czy to na kocach. Kolejni rozmówcy wspominają o tym, że basen im się podoba, choć wskazują też na to, co można poprawić. Wraca oczywiście temat kluczyków do szafki, opinie są jednak generalnie dość przychylne (np. taka, że po Elblągu trudno się było spodziewać się aż tak atrakcyjnego obiektu). Licznik odwiedzających dobija w pewnym momencie do 1500 osób, co pokazuje, jak duże jest zainteresowanie, przynajmniej w pierwszych dniach funkcjonowania obiektu.
- Nam się bardzo podoba, ale brakuje jednej rzeczy, żeby można było wrócić po coś do auta i nie płacić drugi raz za wejście – słyszę kolejne opinie.
- Nie jest źle, nie ma co szukać dziury w całym, chociaż może przydałoby się więcej cienia, parasoli – komentuje jedna z moich rozmówczyń.
- A ja to bym chciał, żeby rwąca rzeka była szybsza – dopowiada jakiś chłopiec, wyraźnie zadowolony z dnia spędzanego nad wodą.
- Bez dwóch złotych to tutaj ani rusz – komentuje niedaleko mnie jakaś pani obładowana rzeczami i pilnująca dzieci, odnosząc się zapewne do wspomnianych szafek na ubrania.
Tak czy owak, czas spędzony w wodzie i koło niej upływa bardzo przyjemnie. Nie ma chyba się o co przyczepić także do stanu natrysków czy toalet, przy których zresztą co chwila widać kogoś z obsługi. Papier jest uzupełniany, woda z podłogi ściągana itd. Podobnie basen wydaje się bardzo dobrze obstawiony ratownikami, trochę czasu poświęcam obserwując ich pracę.
- Można się tu czuć bezpiecznie – słyszę od jednego z moich rozmówców.
Do brzegu i do punktów gastronomicznych
Jest jeszcze jeden element, który trzeba sprawdzić odwiedzając nowy basen, mianowicie gastronomię, w punktach rozlokowanych przy basenie i na tarasie. Moje zamówienia: czarna kawa (10 zł, dobra), gałka lodów (8 zł poprawna), kawałek ciasta z malinami (18 zł, niezły), lemoniada (15 zł, taka nie za słodka, za to z kawałkami truskawek). Na koniec zostawmy hot-doga (20 zł), który jest ... trochę jak smak lat 90. Na życzenie i bez dopłaty można do niego dobrać dodatki typu cebula prażona, kapusta, ogórki, oczywiście musztardę, majonez i ketchup. Ogólne wrażenia? To taki hot-dog, którego jak będziesz chciał kupić, to zależnie od sytuacji życiowej żona powie ci, że po co ona obiad gotowała, mama, że mamy parówki w domu, dziecko, że w Żabce lepszy, a koleżanka czy kolega, że takich rzeczy nie je, bo jest na diecie takiej czy siakiej. Obiektywnie to nie jest nic rewelacyjnego, ani coś, czym można się najeść, ale za dwie dychy można odbyć taką nostalgiczną podróż parę dekad wstecz.
Wybór fast foodów jest oczywiście większy, są zapiekanki, fish&chips, nuggetsy itp., pewnie za mniejsze porcje nad polskim morzem w niejednym miejscu zostalibyśmy z paragonem grozy, ale w dzisiejszych realiach ceny w parku wodnym nie przerażają. Jeśli chodzi o stosunek ceny do ilości i jakości, to chyba najgorzej wypada ten kawałek ciasta za 18 zł. Za wszystko wyszło 71 zł. W kolejkach czekałem po kilka, może kilkanaście minut.
Obserwując zagubienie niektórych klientów zastanawiam się, czy nie lepiej, zwłaszcza na dole, wyraźniej oznaczyć, gdzie się składa, a gdzie odbiera zamówienia. Byłem też świadkiem pytań o "procentowe" piwo, zaznaczmy więc od razu, że "procentów" na basenie nie kupimy. Gastronomię obsługują głównie bardzo sympatyczni młodzi ludzie i przy nawale osób odwiedzających basen starają się jakoś dawać radę, ale łatwe to raczej nie jest. Dodajmy, że nie brakuje też osób, które jak na plażę zabierają po prostu ze sobą swoje kanapki itp. i to też ma swój urok.
Popływane i pojedzone. Gdy opuszczam basen, liczba odwiedzających sięga 1700 osób, to był górny limit, o jakim pisaliśmy w środę (2 lipca przez cały dzień było na basenie 4401 osób). Na pewno do parku wodnego wrócę. Chyba jeszcze w tym tygodniu. Tylko muszę pomyśleć, co zrobić z tym kluczykiem na rzeczy, bo taka zamykana szafka na kilka godzin pobytu się przydaje.