Drugi raz zabieram głos w dyskusji dotyczącej upamiętnienia Żołnierzy Wyklętych i mam nadzieję, że mój artykuł stanie się otrzeźwieniem dla wszystkich frakcji politycznych zasiadających w elbląskiej Radzie Miasta – pisze w odpowiedzi inicjator tej dyskusji Mateusz Kosiński.
Niestety stało się coś, czego obawialiśmy się najbardziej – forma upamiętnienia Żołnierzy Wyklętych stała się rewelacyjnym tematem przepychanek politycznych pomiędzy zwaśnionymi partiami. Cóż, urokiem demokracji jest to, że ludzie z reguły się ze sobą nie zgadzają, a już osoby będące na utrzymaniu podatników nie zgadzają się ze sobą niemal zawsze, a proces decyzyjny (częstokroć zbyt długi) poprzedzony jest dyskusją. Wszystko to jest zrozumiałe, ba, wręcz wymagane, jednak tylko i wyłącznie jeżeli strony dążą do konsensusu i jasno określonego celu, a dyskusja jest merytoryczna.
W tym przypadku jednak doszliśmy do pozycji, gdzie jedna strona stwierdza – „nie zrobimy ronda, bo chcą go ci z PiS-u” – wszak Robert Turlej w swoim artykule, w którym zaproponował swoją (lub swojej partii) koncepcję, nie uargumentował w żaden sposób, czemu rondo Coquimbo jest słuszniejszą nazwą od ronda Żołnierzy Wyklętych. Z drugiej strony PiS, poprzez tekst radnego Pawła Fedorczyka, w którym nie odniósł się merytorycznie choćby jednym słowem do koncepcji R. Turleja (skądinąd niezłej i wartej przedyskutowania!), pokazuje nam – „upamiętnimy Żołnierzy Wyklętych, ale nie tak, jak chcą tego ci z PO”.
Zupełnie jak zazdrosne o siebie dzieci w piaskownicy.
Panowie i Panie radni. Apeluję do Was i proszę o wzniesienie się na wyżyny Waszych cech obywatelskich (których jako najlepsi spośród elblążan powinniście mieć od groma) i podejście do tematu w sposób zupełnie odpolityczniony. Przez te kilkadziesiąt minut na tej jednej sesji Rady Miasta zapomnijcie o podziałach partyjnych. Nas, szarych obywateli tego biednego miasta, tak naprawdę niewiele obchodzi wasza nienawiść, wasza wojna o wpływy, wasze wzajemne sądzenie się i zdobywanie elektoratu. Wasze gierki. Wasze wypominanie sobie minionych głosowań czy kretyński upór przy trwaniu przy idiotycznych pomysłach vide ronda miast partnerskich. Nie wnikajmy w to, czy dany radny pochodzi z partii X czy Y, poprzednio głosował za zniesieniem skweru bandyty Krasickiego, pochodzi z rodziny komunistycznej czy nacjonalistycznej, rządził już czy zawsze jest w opozycji.
Dla nas, obywateli domagających się upamiętnienia Żołnierzy Wyklętych, liczy się tylko i wyłącznie to, czy pomysł jest dobry, czy zły.
Politycy, uwierzcie na słowo – to, czyja koncepcja przejdzie, w żaden sposób nie przełoży się na punkty procentowe przy najbliższych wyborach i to, czy koncepcja pochodzi od danej partii, nie ma żadnego znaczenia. Nie ma pomysłów PiS-u i PO. Są pomysły dobre i złe.
Ten jeden raz podejmijcie decyzję najlepszą i wspólną. A później wróćcie do tego, co robicie najlepiej – obrzucania się błotem.
Ze smutkiem obchodziłbym 1 marca, dzień Żołnierzy Wyklętych, zorganizowany bez miejsca, w którym możemy podziękować naszym Bohaterom za ich poświęcenie. Jednak jak będzie trzeba, myślę, że taka oddolna inicjatywa miałaby miejsce. Przykro by było, gdyby odbyła się ona bez zaproszenia polityków wszystkich frakcji.
PS: Jedyną rzeczą, która raduje moje serce, jest sam fakt, że za upamiętnieniem Żołnierzy Wyklętych w jakiejkolwiek formie optują największe frakcje. Pokazuje to, że bolszewickie poglądy ludzi pokroju dr Glocka znajdują się tam, gdzie ich miejsce. Na marginesie życia politycznego.