
Zaczęło się, tak jak w poprzednich meczach. Kacper Kondracki wyprowadził Olimpię na prowadzenie, po kilkunastu minutach goście wyrównali. Do przerwy remis, po przerwie trzy bramki żółto-biało-niebieskich: Oskar Kordykiewicz x2 i Dominik Marucha. Po długiej przerwie elblążanie znów mogą cieszyć się ze zwycięstwa. Olimpia Elbląg - GKS Bełchatów 4:1.
Nowa miotła w Elblągu nie tylko odświeżyła powietrze, ale i dosłownie pozamiatała rywala. Test białej rękawiczki, jaki Damian Hebda wystawił swoim zawodnikom jako pierwszy trener Olimpii, został zdany na piątkę, a właściwie na czwórkę, bo w końcowym rozrachunku żółto-biało-niebiescy rozgromili GKS Bełchatów 4:1, pokazując czysty, bezkompromisowy porządek na boisku.
Zmiana trenera potrafi zadziałać jak iskra, która na nowo rozpala drużynę. Nagle pojawia się energia, świeże spojrzenie i inny rytm codzienności. Nowy szkoleniowiec to nie tylko korekta na ławce, ale także początek kolejnego rozdziału oraz szansa dla tych, którzy dotąd cierpliwie czekali w cieniu. W meczu z GKS-em od pierwszej minuty w wyjściowym składzie pojawili się między innymi Dominik Pawłowski i Eryk Jarzębowski, ustawiony na swojej ulubionej pozycji, na lewym skrzydle.
To właśnie z jego strony Olimpia stwarzała największe zagrożenie. Już w trzeciej minucie Jarzębowski wpadł w pole karne, zagrał do Kordykiewicza. Ten jednak trafił nieczysto, futbolówka spadła pod nogi Kozery, który zaskoczony sytuacją również nie zdołał wbić jej do siatki. Po chwili piłka wróciła pod nogi „Ozziego”, próbował dwukrotnie, z uporem i determinacją, ale w bramce GKS-u cuda wyprawiał Kucharski. Olimpia nie zamierzała jednak odpuszczać. W dziewiątej minucie ponownie błysnął Jarzębowski, który z precyzją chirurga dograł piłkę w pole karne, a nadbiegający Kondracki uderzył bez namysłu, mocno, czysto, nie do obrony.
Żółto-biało-niebiescy grali z werwą, lekkością i odwagą. Jednak jak to w piłce bywa, nawet najpiękniejsza melodia potrafi nagle zamilknąć. W 24. minucie Misztal, zwlekając z wybiciem piłki w okolicach pola karnego, wpadł w tarapaty. GKS przejął futbolówkę, Napolov huknął zza „szesnastki”, a piłka odbiła się jeszcze od nogi nieszczęsnego - w tej sytuacji - Misztala zmylając Wojciechowskiego.
Zmiana stron, ale emocje pozostały tak samo wysokie. Trzeba przyznać, że spotkanie trzymało w napięciu i stało na wysokim poziomie emocjonalnym. Obie drużyny z zaciętością szukały swoich okazji, nie rezygnując z ofensywnego nastawienia. Już w 48. minucie GKS był o krok od szczęścia, gdy Natan Wysiński odpalił „petardę”, ale od utraty gola Olimpię uratowała poprzeczka. W 56. minucie nadeszła sytuacja budząca kontrowersję. Kondracki upadł w polu karnym po starciu z rywalem, a sędzia, będący bardzo blisko akcji, bez wahania wskazał na „wapno”. Decyzja mogła budzić dyskusje, jednak arbiter miał najlepszy widok i należało zaufać jego ocenie. Piłkę na jedenastym metrze ustawił Oskar Kordykiewicz i z zimną krwią wykorzystał rzut karny, przywracając Olimpii prowadzenie w tym emocjonującym pojedynku.
W 68. minucie ponownie błysnęli bohaterowie wcześniejszych akcji. W bocznym sektorze boiska z piłką „zatańczył” Pawłowski, zwodem zgubił obrońcę i dośrodkował w pole karne. Tam najwyżej wyskoczył Jarzębski, który głową zgrał futbolówkę do Kordykiewicza. „Dziesiątka” wykazała się przytomnością umysłu i pewnym wykończeniem podwyższył prowadzenie, kompletując dublet. Olimpia grała świetnie, pewnie, z rozmachem. Jej gra była po prostu przyjemna dla oka.
Można się zastanawiać, czy determinującym czynnikiem była zmiana trenera, czy może zawodnicy, którzy dotąd czekali na swoją szansę. W drugiej połowie na murawie pojawiali się kolejni zawodnicy z Akademii Olimpii: Tobojka, Michoń, Dettlaff i Marucha. Dla Dettlaffa był to debiut w pierwszym zespole, natomiast Marucha, który zadebiutował tydzień wcześniej, tym razem po raz pierwszy zaprezentował się przed elbląską publicznością. Jakby tego było mało, w 87. minucie młody zawodnik wpisał się na listę strzelców, przypieczętowując piękne zwycięstwo Olimpii. Ostatnie tygodnie dla gracza z rocznika 2008 były prawdziwie wymarzone – debiut, pierwszy mecz u siebie i premierowy gol. Trudno o lepszy scenariusz.
Ostatecznie Olimpia odniosła przekonujące zwycięstwo, wygrywając aż 4:1. Radość była tym większa, że elblążanie wreszcie przełamali serię siedmiu spotkań bez kompletu punktów. Warto też odnotować, że Damian Hebda pozostaje niepokonany w roli pierwszego trenera Olimpii – jego początek pracy w Elblągu trudno określić inaczej niż obiecujący.
Olimpia Elbląg - GKS Bełchatów 4:1 (1:1)
bramki: 1:0 - Kondracki (9. min.), 1:1 - Napolov, 2:1 - Kordykiewicz (56. min. - rzut karny), 3:1 - Kordykiewicz (68. min.), 4:1 - Marucha (87. min.)
Olimpia: Wojciechowski - Pek, Kondracki, Kozera (84’ Triki), Jarzębski (84’ Dettlaff), Kordykiewicz, Młynarczyk, Misztal (46’ Marucha), Pawłowski (77’ Tobojka), Kołoczek (87’ Michoń), Wierzba