
Można o niej powiedzieć: zaklinaczka dzieci. Z jednej strony silna i pełna werwy, z drugiej bardzo wrażliwa i empatyczna. I mówi językiem dzieci. Bez takich cech i umiejętności nie mogłaby pracować w swoim zawodzie. O tym, co ją w pracy z dziećmi cieszy, a co wzrusza, opowiada rehabilitantka Iwona Jakubowska.
- Dominika Kiejdo: Co jest w Twojej pracy najprzyjemniejsze?
- Iwona Jakubowska: Najprzyjemniejszy jest kontakt z dziećmi. Dzieci są takie wdzięczne. Dzisiaj na przykład po kilku tygodniach nieobecności przyszedł jeden z naszych małych pacjentów. Od razu przytulił się, buziaka dał. I to jest takie fajne. Dzieci przynoszą laurki, rysują coś dla nas. Jest to bardzo przyjemne.
- Jesteś filigranową osobą. Nie bolą cię ręce i barki od tego codziennego masowania?
- Ja mam taką specyfikę pracy, że zajmuję się głównie niemowlakami, więc jest mi trochę łatwiej. Pewnie, że po tylu latach pracy odczuwam jej skutki i bolą mnie łokcie i staw biodrowy.
- Czasami pracujesz jednak też ze starszymi dziećmi.
- Pracuję głównie z niemowlakami, ale rehabilituje też starsze dzieci. Są to głównie dzieci z porażeniem mózgowym. Zaczynam je rehabilitować, gdy są w okresie niemowlęcym i potem jeszcze przez kilka lat.
- Jednak nie tylko dzieci z porażeniem mózgowym trafiają w Twoje ręce?
- Najczęściej są to dzieci z zaburzonym napięciem, ze wzmożonym albo obniżonym. Są to często wcześniaki, dzieci z wadami genetycznymi, dzieci, które podczas porodu doznały uszkodzenia splotu barkowego. Często trafiają do mnie dzieci, które mają zaledwie trzy dni.
- Szybko widać efekty takiej rehabilitacji?
- Gdy ćwiczymy z dzieckiem, które złamało rękę, nalepiamy na ścianie naklejkę i piszemy daty, do którego miejsca po ćwiczeniach tę rękę podnosi. I za każdym razem zaznaczamy ten punkt coraz wyżej i wyżej. Żartujemy, że teraz już do odpowiedzi może iść, bo już tak wysoko rękę podnosi.
- A co może zdziałać rehabilitacja dzieci z porażeniem mózgowym?
- Powiem na przykładzie jednego z dzieci. Jeszcze przed ćwiczeniami nasz mały pacjent nie potrafił chodzić. Teraz jest wyprostowany i sam potrafi się poruszać. Są też dzieci, które do piątego czy szóstego roku życia nie chodziły, a teraz widzę, jak śmigają na placu zabaw z kolegami. A już sama traciłam nadzieję, że kiedykolwiek będą samodzielnie się poruszać.
- Często rozmawiasz z mami chorych dzieci. Jesteś powiernicą ich problemów...
- Jak się widzi kogoś dwa, trzy razy w tygodniu, to trudno ze sobą nie rozmawiać. Mamy niepełnosprawnych dzieci są przemęczone i sfrustrowane. Często zwierzają mi się, że trudno im coś załatwić, że nie mogą dostać się do lekarza. Rodzice takich dzieci przechodzą, a nawet muszą przejść, swego rodzaju żałobę po stracie swoich marzeń. Muszą zaakceptować fakt, że ich dziecko nie pójdzie na studia, nie usamodzielni się jak inne dzieci, nie ożeni się, nie będzie miało dzieci, nie zaopiekuje się rodzicami na starość. Jest to bardzo ciężkie dla rodziców. Taka żałoba jest porównywalna z żałobą po stracie bliskiej osoby.
- Jakie jeszcze trudności mają Ci rodzice?
- Są to głównie trudności życia codziennego. Do niedawna żalili się na to, że nie mają gdzie zaparkować koło naszego ośrodka. Teraz ten parking już jest, ale spędzało to sen z powiek wielu rodzicom. Mówią też o przeszkodach i barierach w szkołach. Jedna z mam, która jest teraz w ciąży, opowiadała, jak trudno jest jej „targać” swoje niepełnosprawne dziecko do Poradni Psychologiczno-Pedagogiczną nr 1 w szkole na Słonecznej, do której prowadzą schody. Taka kobieta albo jest zmuszona sama sobie poradzić albo grzecznie poprosić o pomoc panią psycholog.
- Szczególnie ciężko jest tym kobietom, które samotnie wychowują niepełnosprawne dzieci...
- Często małżeństwa z niepełnosprawnym dzieckiem się rozpadają. Na początku jest tak, że na rehabilitację przychodzą małżeństwa. A po jakimś czasie jedna, druga, trzecia mama przychodzi do nas sama. Oczywiście nie jest tak zawsze, bo czasami z dzieckiem na rehabilitację przychodzi tata, bo mama w tym czasie pracuje. Jest dużo bardzo fajnych tatusiów, ale często jest tak, że małżeństwa nie przetrwają ciężkiej próby. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że dziecko z porażonymi kończynami budzi się co trzy godziny w nocy, bo trzeba je przewrócić na drugi bok, bo samo się nie przewróci.
- No i wtedy docenia się, że ma się zdrowe dzieci...
- Ja powinnam codziennie klękać i dziękować Bogu, że takie dzieciaki mam. Przychodzi też do nas mama dwójki mocno niepełnosprawnych dzieci, która zawsze jest uśmiechnięta! Ja nigdy jeszcze nie słyszałam, żeby narzekała, dlaczego ją to właśnie spotkało! Nigdy! Zawsze jest pogodna i widzi tyle pozytywów w swoich dzieciach. Aż pozazdrościć!
- A co jest dla Ciebie w tej pracy najtrudniejsze?
- Pensja na koniec miesiąca (śmiech). A tak poważnie to, że siadają mi stawy, kolana, biodra. I też to, że człowiek bardzo wszystko przeżywa. Zaczęłam pracować w zawodzie 17 lat temu i zawsze „beczałam”, gdy przychodziły do mnie niepełnosprawne dzieci. Albo gdy mama po pierwszym niepełnosprawnym urodziła drugie niepełnosprawne dziecko. Było mi tak zwyczajnie przykro. Trudne są te emocje i to, że biorą nad człowiekiem górę. Pamiętam, jak przyszło do nas dziecko po bardzo poważnym urazie, musiałam wtedy wyjść z sali, bo łzy mi same płynęły mi po policzkach. Ale dzieci to wszystko wynagradzają i mimo że są tak bardzo niepełnosprawne, są niesamowite. Na przykład dzieci z zespołem downa są zawsze uśmiechnięte i pogodne.
- Pod jakim kątem rehabilituje się dzieci z zespołem downa?
- Dzieci z zespołem downa w przeciwieństwie do dzieci z porażeniem mózgowym mają bardzo obniżone napięcie mięśniowe. Są bardzo wiotkie. Robią szpagat bez problemu. Później zaczynają chodzić, bo około drugiego roku życia, mają problem z mówieniem, bo żeby porządnie krzyknąć, trzeba się nieźle napiąć.
- Jak nawiązujesz kontakt z dziećmi, które nie chcą współpracować?
- Sama nie wiem. Jak ktoś lubi swoją pracę, ma też odpowiednie podejście do dzieci. Jeśli ktoś nie ma odpowiedniego kontaktu z dziećmi, będzie się w tej pracy męczył. A przewinęło się przez nasz ośrodek mnóstwo terapeutów, którzy zrezygnowali z tej pracy. Mi się dobrze pracuje z dziećmi, rozmawiam sobie z nimi, śpiewam im. Po pewnym czasie one przyzwyczają się do mnie a ja do nich. Ostatnio ćwiczyłam z dziewczynką, która była bardzo związana z mamą. Powiedziałam mamie, żeby wyszła z sali i dziecko dopiero wtedy zaczęło współpracować. Śpiewamy, rozmawiamy ze sobą aż gardło nas boli, wiecznie mamy chrypę. Wesoło u nas jest.
- A zdarza się, że dzieci odmawiają współpracy?
- Tak, szczególnie te maluchy z porażeniem mózgowym. Te dzieci cały czas mają napięte mięśnie, są one zakwaszone, bolą je. Reagują na każdy dźwięk odruchem moro. Często płaczą i jest to płacz nie do uspokojenia. To jest tzw. płacz mózgu.
- Iwona Jakubowska: Najprzyjemniejszy jest kontakt z dziećmi. Dzieci są takie wdzięczne. Dzisiaj na przykład po kilku tygodniach nieobecności przyszedł jeden z naszych małych pacjentów. Od razu przytulił się, buziaka dał. I to jest takie fajne. Dzieci przynoszą laurki, rysują coś dla nas. Jest to bardzo przyjemne.
- Jesteś filigranową osobą. Nie bolą cię ręce i barki od tego codziennego masowania?
- Ja mam taką specyfikę pracy, że zajmuję się głównie niemowlakami, więc jest mi trochę łatwiej. Pewnie, że po tylu latach pracy odczuwam jej skutki i bolą mnie łokcie i staw biodrowy.
- Czasami pracujesz jednak też ze starszymi dziećmi.
- Pracuję głównie z niemowlakami, ale rehabilituje też starsze dzieci. Są to głównie dzieci z porażeniem mózgowym. Zaczynam je rehabilitować, gdy są w okresie niemowlęcym i potem jeszcze przez kilka lat.
- Jednak nie tylko dzieci z porażeniem mózgowym trafiają w Twoje ręce?
- Najczęściej są to dzieci z zaburzonym napięciem, ze wzmożonym albo obniżonym. Są to często wcześniaki, dzieci z wadami genetycznymi, dzieci, które podczas porodu doznały uszkodzenia splotu barkowego. Często trafiają do mnie dzieci, które mają zaledwie trzy dni.
- Szybko widać efekty takiej rehabilitacji?
- Gdy ćwiczymy z dzieckiem, które złamało rękę, nalepiamy na ścianie naklejkę i piszemy daty, do którego miejsca po ćwiczeniach tę rękę podnosi. I za każdym razem zaznaczamy ten punkt coraz wyżej i wyżej. Żartujemy, że teraz już do odpowiedzi może iść, bo już tak wysoko rękę podnosi.
- A co może zdziałać rehabilitacja dzieci z porażeniem mózgowym?
- Powiem na przykładzie jednego z dzieci. Jeszcze przed ćwiczeniami nasz mały pacjent nie potrafił chodzić. Teraz jest wyprostowany i sam potrafi się poruszać. Są też dzieci, które do piątego czy szóstego roku życia nie chodziły, a teraz widzę, jak śmigają na placu zabaw z kolegami. A już sama traciłam nadzieję, że kiedykolwiek będą samodzielnie się poruszać.
- Często rozmawiasz z mami chorych dzieci. Jesteś powiernicą ich problemów...
- Jak się widzi kogoś dwa, trzy razy w tygodniu, to trudno ze sobą nie rozmawiać. Mamy niepełnosprawnych dzieci są przemęczone i sfrustrowane. Często zwierzają mi się, że trudno im coś załatwić, że nie mogą dostać się do lekarza. Rodzice takich dzieci przechodzą, a nawet muszą przejść, swego rodzaju żałobę po stracie swoich marzeń. Muszą zaakceptować fakt, że ich dziecko nie pójdzie na studia, nie usamodzielni się jak inne dzieci, nie ożeni się, nie będzie miało dzieci, nie zaopiekuje się rodzicami na starość. Jest to bardzo ciężkie dla rodziców. Taka żałoba jest porównywalna z żałobą po stracie bliskiej osoby.
- Jakie jeszcze trudności mają Ci rodzice?
- Są to głównie trudności życia codziennego. Do niedawna żalili się na to, że nie mają gdzie zaparkować koło naszego ośrodka. Teraz ten parking już jest, ale spędzało to sen z powiek wielu rodzicom. Mówią też o przeszkodach i barierach w szkołach. Jedna z mam, która jest teraz w ciąży, opowiadała, jak trudno jest jej „targać” swoje niepełnosprawne dziecko do Poradni Psychologiczno-Pedagogiczną nr 1 w szkole na Słonecznej, do której prowadzą schody. Taka kobieta albo jest zmuszona sama sobie poradzić albo grzecznie poprosić o pomoc panią psycholog.
- Szczególnie ciężko jest tym kobietom, które samotnie wychowują niepełnosprawne dzieci...
- Często małżeństwa z niepełnosprawnym dzieckiem się rozpadają. Na początku jest tak, że na rehabilitację przychodzą małżeństwa. A po jakimś czasie jedna, druga, trzecia mama przychodzi do nas sama. Oczywiście nie jest tak zawsze, bo czasami z dzieckiem na rehabilitację przychodzi tata, bo mama w tym czasie pracuje. Jest dużo bardzo fajnych tatusiów, ale często jest tak, że małżeństwa nie przetrwają ciężkiej próby. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że dziecko z porażonymi kończynami budzi się co trzy godziny w nocy, bo trzeba je przewrócić na drugi bok, bo samo się nie przewróci.
- No i wtedy docenia się, że ma się zdrowe dzieci...
- Ja powinnam codziennie klękać i dziękować Bogu, że takie dzieciaki mam. Przychodzi też do nas mama dwójki mocno niepełnosprawnych dzieci, która zawsze jest uśmiechnięta! Ja nigdy jeszcze nie słyszałam, żeby narzekała, dlaczego ją to właśnie spotkało! Nigdy! Zawsze jest pogodna i widzi tyle pozytywów w swoich dzieciach. Aż pozazdrościć!
- A co jest dla Ciebie w tej pracy najtrudniejsze?
- Pensja na koniec miesiąca (śmiech). A tak poważnie to, że siadają mi stawy, kolana, biodra. I też to, że człowiek bardzo wszystko przeżywa. Zaczęłam pracować w zawodzie 17 lat temu i zawsze „beczałam”, gdy przychodziły do mnie niepełnosprawne dzieci. Albo gdy mama po pierwszym niepełnosprawnym urodziła drugie niepełnosprawne dziecko. Było mi tak zwyczajnie przykro. Trudne są te emocje i to, że biorą nad człowiekiem górę. Pamiętam, jak przyszło do nas dziecko po bardzo poważnym urazie, musiałam wtedy wyjść z sali, bo łzy mi same płynęły mi po policzkach. Ale dzieci to wszystko wynagradzają i mimo że są tak bardzo niepełnosprawne, są niesamowite. Na przykład dzieci z zespołem downa są zawsze uśmiechnięte i pogodne.
- Pod jakim kątem rehabilituje się dzieci z zespołem downa?
- Dzieci z zespołem downa w przeciwieństwie do dzieci z porażeniem mózgowym mają bardzo obniżone napięcie mięśniowe. Są bardzo wiotkie. Robią szpagat bez problemu. Później zaczynają chodzić, bo około drugiego roku życia, mają problem z mówieniem, bo żeby porządnie krzyknąć, trzeba się nieźle napiąć.
- Jak nawiązujesz kontakt z dziećmi, które nie chcą współpracować?
- Sama nie wiem. Jak ktoś lubi swoją pracę, ma też odpowiednie podejście do dzieci. Jeśli ktoś nie ma odpowiedniego kontaktu z dziećmi, będzie się w tej pracy męczył. A przewinęło się przez nasz ośrodek mnóstwo terapeutów, którzy zrezygnowali z tej pracy. Mi się dobrze pracuje z dziećmi, rozmawiam sobie z nimi, śpiewam im. Po pewnym czasie one przyzwyczają się do mnie a ja do nich. Ostatnio ćwiczyłam z dziewczynką, która była bardzo związana z mamą. Powiedziałam mamie, żeby wyszła z sali i dziecko dopiero wtedy zaczęło współpracować. Śpiewamy, rozmawiamy ze sobą aż gardło nas boli, wiecznie mamy chrypę. Wesoło u nas jest.
- A zdarza się, że dzieci odmawiają współpracy?
- Tak, szczególnie te maluchy z porażeniem mózgowym. Te dzieci cały czas mają napięte mięśnie, są one zakwaszone, bolą je. Reagują na każdy dźwięk odruchem moro. Często płaczą i jest to płacz nie do uspokojenia. To jest tzw. płacz mózgu.
dk