UWAGA!

Moja przygoda z Radą Miejską

To naprawdę była przygoda, ponieważ, tworząc samorząd terytorialny z prawdziwego zdarzenia, nie mieliśmy żadnych wzorów. Wszystko zaczynaliśmy od nowa, a uczyliśmy się „z marszu” – Andrzej J. Wiśniewski, jeden z 45 radnych pierwszej kadencji Rady Miasta Elbląga, wspomina tamten czas. Dziś mija 20 lat od pierwszych wyborów samorządowych. Odbyły się 27 maja 1990 roku.

Większość swojego dorosłego życia spędziłem w systemie, który jest nazywany „totalitarnym”, „nieludzkim”, „imperium zła”... Wszystkie te określenia są trafne, a losy wielu ludzi były tragiczne.
       Ja jednak nie czułem się wyjątkową ofiarą systemu, żyłem w miarę spokojnie, jak większość moich rodaków. Jedyny gwałtowny incydent – wyrzucenie z liceum przed maturą za „krzewienie imperialistycznej ideologii baden-powellowskiego skautingu” mogę po latach zaliczyć do epizodów, które urozmaicają szarą egzystencję... Jak powiedział tenże Lord Baden-Powell: „Życie byłoby mdłe, gdyby wszystko było słodkie. Trochę soli do potrawy dodaje smak. Trudności są solą życia”.
       Moja niechęć do systemu była spowodowana tym, że nie mogłem realizować swoich pasji, zmieniać zastanej rzeczywistości, wędrować tam, gdzie chcę. W imię wydumanej ideologii stale mną sterowano, a zakłamane cwaniaki urządzały się wygodnie.
       Dlatego, gdy pojawiła się możliwość zmian, nie miałem wątpliwości, co powinienem robić. Z ramienia Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” byłem członkiem Wojewódzkiej Komisji Wyborczej w wyborach parlamentarnych 4 czerwca 1989 r. Kiedy nad ranem 5 czerwca po wygranych wyborach wracałem do domu po podpisaniu protokołu z wynikami głosowania w całym województwie, przeżywałem euforię, chyba najsilniejszą w życiu.
      
       Konsekwencją przywracania demokracji...
      
...były pierwsze wolne wybory samorządowe w maju 1990 r. Kandydowałem do Rady Miejskiej Elbląga z Komitetu Obywatelskiego „S”, który wygrał te wybory przygniatającą większością głosów. Na 45 mandatów zdobyliśmy 35, czterech radnych było ze Stronnictwa Demokratycznego, pozostali z pojedynczych komitetów wyborczych. Tak zaczęła się moja przygoda z Radą Miejską...
       To naprawdę była przygoda, ponieważ, tworząc samorząd terytorialny z prawdziwego zdarzenia, nie mieliśmy żadnych wzorów. Wszystko zaczynaliśmy od nowa, a uczyliśmy się „z marszu”. Przypuszczam, że każdy z radnych miał jakieś odniesienia do tradycji przekazywanych rodzinnie i wykorzystywał swoje doświadczenia życiowe i zawodowe. Ja skorzystałem wiele z tego, co zdążył mi przekazać zmarły w 1956 r. mój Ojciec, przed wojną pracownik Zarządu Miejskiego w Warszawie i działacz PPS.
       Zgłosiłem udział do pracy w Komisji Gospodarki Komunalnej i w Komisji Finansowo-Budżetowej. Później powstały Komisja Morska i Kontaktów Zewnętrznych (w której byłem zastępcą przewodniczącego) i Komisja d/s Nazewnictwa Ulic, której zostałem przewodniczącym. Dlatego w trakcie kadencji zrezygnowałem z udziału w Komisji Finansowej. W sprawy morskie włączyłem się trochę przypadkowo (były to moje zainteresowania hobbystyczne – nie zawodowe).
      
       Elbląg do morza
      
W listopadzie 1990 r. przewodniczący Rady Wiktor Daszkiewicz zaproponował mi wzięcie udziału w posiedzeniu Komisji Morskiej Rady Miejskiej w Gdańsku poświęconym organizacji miast i gmin morskich w Polsce. Potem były następne spotkania w Kołobrzegu i Łebie, aż na zjeździe w Szczecinie 19 listopada 1991 r. (na którym reprezentowałem Elbląg) powstał Związek Miast i Gmin Morskich RP. Na XXII Sesji, 19 grudnia 1991 r. Rada Miejska Elbląga specjalną uchwałą potwierdziła przystąpienie do Związku. Uczestnictwo w tej organizacji zapewniło nam pomoc w organizacji portu morskiego i poparcie w staraniach o otwarcie Cieśniny Pilawskiej. Do końca kadencji byłem stałym przedstawicielem Elbląga w Związku.
       Z inicjatywy Gdańska od początku 1991 r. trwały prace nad powstaniem Związku Miast Bałtyckich. Wspólnie z wiceprezydentem miasta Dariuszem Waldzińskim wziąłem udział w zebraniu organizacyjnym Związku w Gdańsku i na XXI Sesji Rady 21 listopada 1991 r. rekomendowałem przystąpienie Elbląga do Związku (Uchwała nr XXI/162/91 ). Razem z Wiktorem Daszkiewiczem byłem przedstawicielem Elbląga i działałem w Komisji Ekologicznej Związku. Na posiedzeniach plenarnych stale podnosiłem sprawę otwarcia Cieśniny Pilawskiej. Z mojej inicjatywy grupa młodzieży z Elbląga brała udział w obozach ekologicznych organizowanych przez Związek na Łotwie.
       Wychodząc poza suche rejestrowanie faktów, chciałbym stwierdzić, że osobiste kontakty na zebraniach Związku były niezwykle cenne. Wychodziliśmy z wieloletniej izolacji, Elbląg zaczynał być znany wśród samorządowców miast bałtyckich. Z uśmiechem wspominam, że kiedy prosiłem o głos, słyszałem komentarze: – na pewno będzie o Cieśninie Pilawskiej...
      
       O nazwach ulic
      
Dużo satysfakcji przyniosła mi praca w Komisji Nazewnictwa Ulic, której byłem przewodniczącym. Mam udział w usunięciu z elbląskich ulic Marchlewskiego, Nowotki i innych. Udało się przy tym nie wpaść w przesadę (gdzieś w Polsce usunięto nawet ulicę Czerwonych Wierchów...). Przytoczę moje uzasadnienie w podobnej sprawie: „...Komisja odrzuciła sugestie zmiany nazw, które nie powinny kojarzyć się z systemem komunistycznym, choć często zostały nieprawnie zawładnięte przez komunistów. (...) Dotyczy to np. zmian ulic 1 Maja, Okrzei czy Struga. Komisja dłużej zastanawiała się nad nazwą ulicy Rodziny Nalazków. Byli to działacze komunistyczni, którzy zginęli w walce z Niemcami podczas okupacji. Komisja stanęła na stanowisku, że nie należy oceniać ofiary życia (...) – co właśnie robili komuniści, dyskryminując etos walki Armii Krajowej. Nie powinniśmy postępować w taki sam sposób.”
       Wśród nowych nazw zaproponowałem ulicę Macieja Kalenkiewicza. Urzeczywistnił się pomysł kpt. Stanisława Jankowskiego, „Agatona”, który w stanie wojennym był w Elblągu z odczytem o cichociemnych. Powiedział wtedy: „w Elblągu mieszka dużo przesiedleńców z Wileńszczyzny. Kiedy stanie się to możliwe, nazwijcie jedną z ulic imieniem Macieja Kalenkiewicza, partyzanta Hubala, cichociemnego, ostatniego Komendanta Okręgu Nowogródzkiego Armii Krajowej”. Podczas mojej przygody z Radą Miejską to stało się możliwe!
       Wspólnie z radnym Witoldem Ławrynowiczem zaproponowaliśmy upamiętnienie nazwą ulicy Wojciecha Zajchowskiego, wybitnego polskiego i elbląskiego krajoznawcy. To pierwsza elbląska, współczesna postać uczczona nazwą ulicy – czekamy na następne.
       Do porażek zaliczam sprawę ulicy Bogumiła Linki (działacza plebiscytowego na Warmii i Mazurach, pobitego śmiertelnie przez niemiecką bojówkę) na elbląskiej Starówce. W ramach przywracania historycznych nazw na Starym Mieście usunięto tego patrona ulicy, pomimo moich sugestii, aby w tym wypadku zrobić wyjątek. Mieliśmy nazwać nową ulicę imieniem Linki, ale skończyła się kadencja Rady i ulicy dotychczas nie ma.
      
       Galeria ocalona
      
Pamiętnym przeżyciem była walka o Galerię EL. Mieściła się ona w dawnym kościele Dominikanów, odbudowanym po wojnie społecznym wysiłkiem środowiska młodej elbląskiej inteligencji artystycznej. Ówczesny dziekan Wojska Polskiego ks. biskup Sławoj Leszek Głódź zażądał zwrotu świątyni, aby przeznaczyć ją na kościół garnizonowy. Wcześniej miasto zawarło ugodę z Kościołem Katolickim, zwracając dużym nakładem materialnym wiele obiektów. Kościół oświadczył wówczas, że nie ma innych roszczeń. Galeria EL miała ustaloną renomę i przyczyniała się do promocji Elbląga w kraju i za granicą. Razem z radnym Ryszardem Tomczykiem wsparliśmy akcję protestacyjną artystów z Galerii EL. Posypały się protesty środowisk artystycznych z całej Polski. Nawet biskup Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego (kościół od XVI wieku był ewangelicki, podczas reformacji ostatni Dominikanie przekazali go Radzie Miejskiej) napisał, że nie ma pretensji i cieszy się, że kościół jest obecnie świątynią sztuki. Ks. biskup Głódź na posiedzeniu Rady Miejskiej 11 lutego 1993 r. oświadczył, że rezygnuje z projektu utworzenia kościoła garnizonowego w świątyni podominikańskiej. Było to dla mnie pierwsze doświadczenie, jak odwołując się do opinii publicznej, można realizować swoje cele. Na starość, kiedy człowiek staje się mniej „przebojowy”, rozumiem, że ludziom wierzącym może być przykro, kiedy kościół nie jest kościołem, jednak nie żałuję tamtej działalności.
       Zapamiętałem, jako wielki dla mnie zaszczyt, że mogłem rekomendować podczas XLVI Sesji Rady, na wniosek Stowarzyszenia Pionierów Elbląga, nadanie godności Honorowego Obywatela Elbląga panu Stanisławowi Wójcickiemu. Pan Wójcicki był marynarzem Flotylli Pińskiej, żołnierzem Września w grupie „Polesie”, partyzantem Armii Krajowej w oddziale kpt. Hedy – „Szarego”. Po wojnie, jako członek Morskiej Grupy Operacyjnej był jednym z pierwszych (marzec 1945 r.) pionierów w Elblągu. W 1949 r. aresztowany i torturowany w tzw. „sprawie elbląskiej” (pożar stoczni), spędził dwa lata w więzieniu. Do emerytury pracował w Elblągu, ostatnio jako dyrektor „Transmebli”. Życiorys, którym można by obdzielić kilku ludzi!
      
       Cztery lata przygody z Radą Miejską to było również wiele spraw, działań, zebrań, które zatarły się w pamięci. Tak jak napisałem na wstępie, pozostało wspomnienie uczestniczenia w czymś nowym i ważnym dla pozbywania się peerelowskiego koszmaru. Mam wielkie uznanie dla członków ówczesnego Zarządu Miasta, z prezydentem Józefem Gburzyńskim, wiceprezydentem Dariuszem Waldzińskim, a potem Tadeuszem Chmielewskim i sekretarzem Zenonem Dziwnielem, którzy stosowali ryzykowne, nowe rozwiązania strukturalne. Elbląg był wtedy w czołówce samorządowej w Polsce. Oczywiście, były też spory, zarzuty i kłótnie. Jednak biorąc pod uwagę obecny poziom kultury politycznej, nasza Rada Miejska jawi się jako oaza koleżeństwa i współpracy. Jest takie przekleństwo arabskie: „obyś żył w ciekawych czasach!” Może to jednak nie przekleństwo, a przywilej?
      
      
Andrzej J. Wiśniewski

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Uwaga! Opinia zostanie zamieszczona na stronie po zatwierdzeniu przez redakcję.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
  • Panie Andrzeju, jak ten czas leci. .. .tylko czy następców udało się wykształcić? Czasy były naprawdę ciekawe i nawet jeżeli nie radosne to na pewno nie nijakie. Podziwiałem Pana za takie wyważone i racjonalne oceny i taka radość w codziennym życiu. Serdecznie pozdrawiam.
  • "Uwaga! Opinia zostanie zamieszczona na stronie po zatwierdzeniu przez redakcję" - co to niby jest? Sławoj Głódź to faktycznie ludzkie panisko, imperium zła to wy dopiero stworzyliście, z tą swoją obłudą, ignorancją, lekceważeniem ludzi i ich potrzeb, a szanownemu panu gratuluję doskonałego samopoczucia. Napisz pan ile nowych miejsc pracy stworzyłeś, co zrobiłeś dla ludzi, nie dla kolegów. Ulice i projekty towarzystw wzajemnej adoracji interesują tylko uczestników owych towarzystw.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    kobieta na haju(2010-05-28)
  • Ja bym nie miał aż tak wielkiego uznania dla pierwszego prezydenta Józefa Gburzyńskiego, wręcz przeciwnie. Był najgorszym prezydentem w wolnej Polsce. Jego działalność doprowadzała spółki miejskie do ruiny vide ZBK, EPEC, szkolnictwo podstawowe i średnie, żłobki i przedszkola. Działania te odbijają się czkawką do dziś czego przykładem było uchylenie uchwały Rady Gminy o sprzedaży udzałów EPEC. Przypominam że uchwałę tą podjęto bodajże w 1994r. ponieważ za prezydent J. Gburzyńskiego podjął decyzję o niepłaceniu za ciepło ww. spółek miejskich jak też szkolnictwa. Jak widać nie wszystkie wspomnienia są tak ładne jak się je przedstawia,
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    MirCrow(2010-05-28)
Reklama