UWAGA!

Dolina Polek (historia Heleny Pilejczyk, odc. 6)

 Elbląg, zdjęcie z arch. prywatnego Heleny Pilejczyk
zdjęcie z arch. prywatnego Heleny Pilejczyk

Najpiękniejsze wspomnienia to są właśnie stamtąd - z igrzysk olimpijskich w Squaw Valley w 1960 r. Popielniczki w pokojach olimpijczyków, medale, "rozbicie kasyna" w Reno, spotkania z Polonusami w USA... Trzy osoby: trener Kazimierz Kalbarczyk i łyżwiarki Helena Majcher i Elwira Potapowicz spotkały się w Elblągu... Droga do sukcesów zaczęła się... na basenie miejskim. Zobacz zdjęcia z archiwum prywatnego Heleny Pilejczyk.

Do połowy XIX w. dolina należała do indiańskiego plemienia Washoe. Potem przyszły „blade twarze”, wybuchła kalifornijska gorączka złota i zabrakło miejsca dla rdzennych mieszkańców. Legenda głosi, że pierwsi biali ludzie, którzy przyszli do doliny, zobaczyli tam tylko kobiety i dzieci. Mężczyźni w tym czasie przebywali na polowaniu. I stąd wzięła się nazwa: Squaw Valley – Dolina Indianki. Gorączka złota w Squaw Valley trwała krótko i wydawać by się mogło, że dolina będzie takim samym mało znanym miejscem jak miliony w Stanach Zjednoczonych.

 

* * *

Po II wojnie światowej amerykański prawnik Alex Cushing postanowił zainwestować w powstający w dolinie ośrodek narciarski. Kosztował 400 tys. dolarów, z czego 150 tys. to własne środki Alexa Cushinga. W 1954 r. prawnik zaczął lobbować za organizacją igrzysk olimpijskich w Squaw Valley. Konkurentami były szwajcarski Sankt Moritz, niemiecki Garmisch-Partenkirchen oraz austriacki Innsbruck, postrzegany jako faworyt. Ostatecznie w decydującej turze głosowania w Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim Squaw Valley stosunkiem głosów 32:30 pokonała Insbruck.

Wynik głosowania przyjęto jako niespodziankę. Squaw Valley kojarzyło się z miejscem pośrodku niczego. Ale jak się później okazało, amerykańskie igrzyska zapisały się w historii ruchu olimpijskiego – po raz pierwszy w historii telewizja transmitowała zmagania sportowców podczas zimowych igrzysk.

Igrzyska rozpoczęły się 18 lutego i trwały 10 dni. 665 zawodników (w tym 144 kobiety) rywalizowało o 27 kompletów medali w ośmiu dyscyplinach (biathlon, hokej na lodzie, łyżwiarstwo figurowe (trzy konkurencje), łyżwiarstwo szybkie (osiem konkurencji), narciarstwo alpejskie (sześć konkurencji) i narciarstwo klasyczne (osiem konkurencji). Debiutował biathlon i łyżwiarstwo szybkie kobiet.

 

* * *

Z polskiego punktu widzenia igrzyska w Squaw Valley miały dwie wady: daleko i drogo. Komitet organizacyjny igrzysk ustalił „cenę biletu” na 500 dolarów amerykańskich za zawodnika. Kwota ta pokrywała koszty biletu powrotnego oraz trzy tygodnie pobytu w USA. Dla Polski 500 dolarów za zawodnika to jednak wciąż było dużo. - Początkowo władze chciały wysłać tylko narciarzy. O łyżwiarzach nie było mowy, nie dawaliśmy gwarancji dobrych wyników – wspomina Helena Pilejczyk.

 

* * *

Jest taki dowcip, że w piekle jest specjalny kocioł dla Polaków. Nie pilnuje go żaden diabeł, bo gdy tylko jeden Polak chce wyjść z kotła, to reszta solidarnie ściąga go na dół. Przed igrzyskami w Polskim Związku Łyżwiarskim można było zobaczyć polskie piekiełko na ziemi. Na przełomie lat 50 i 60. wyjazd za Zachód był dla większości ludzi nieosiągalnym marzeniem. A wyjazd do USA... o tym nawet nie można było marzyć. Żeby wyjechać za ocean, ludzie posuwali się do rozmaitych podstępów.

W 1959 r. do Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego przyszło zaproszenie na rekonesans przedolimpijski. I co ważne, organizatorzy deklarowali pokrycie kosztów pobytu. Przed szansą wyjazdu stanęły Helena Pilejczyk, Elwira Seroczyńska, Anna Skrzetuska i Tadeusz Magierowski oraz jeden trener. Ze składu reprezentacji wynikało, że powinien jechać szkoleniowiec kobiet.

Trener męskiej kadry wysłał pismo do Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Turystyki, że Tadeusz Magierowski ma kryzys formy. GKKF skreślił łyżwiarza z kadry, ten się wściekł i zakończył karierę. Na przedolimpijski rekonesans ostatecznie nie pojechał nikt.

 

* * *

Mało brakowało, aby na igrzyska nie pojechał żaden przedstawiciel łyżwiarstwa szybkiego. „Panie Cwetschek! Jaki pan zachwala towar? Co to za towar? Tego nie chciałby od pana żaden kupiec. Do Ameryki pojadą sami narciarze i cztery osoby towarzyszące, Czy pan wie, ile to będzie kosztować?” - takie zdanie skierowane do Aleksandra Cwetschka, prezesa PZŁS w Polskim Komitecie Olimpijskim przytacza Daniel Tchórzewski w swoim opracowaniu „Łyżwiarstwo szybkie w czasach PRL”.

Nie pomógł również Główny Komitet Kultury Fizycznej i Turystyki i Aleksander Cwetschek honorowo podał się do dymisji. Zastąpił go Władysław Sankowski. Polski Komitet Olimpijski ugiął się i w kadrze olimpijskiej znaleźli się: Helena Pilejczyk, Elwira Seroczyńska, Anna Skrzetuska i trener Kazimierz Kalbarczyk. Ale zgoda była warunkowa: na najbliższych mistrzostwach świata w szwedzkim Östersund nasze reprezentantki miały zająć punktowane miejsca, czyli między 1 a 8.

 

* * *

Sezon olimpijski kadra rozpoczęła w składzie: Elwira Seroczyńska, Helena Pilejczyk, Anna Skrzetuska, Renata Szmidt i trener Kazimierz Kalbarczyk. Zawodami sezonu miały być mistrzostwa świata, w wyjazd na igrzyska mało kto poza łyżwiarkami wierzył. Przygotowania rozpoczęły się od kilkudniowych zgrupowań w Budapeszcie i w Moskwie. Ukoronowaniem był czterdziestodniowy pobyt w radzieckim Swierdłowsku, gdzie łyżwiarki wystartowały też w kontrolnych zawodach radzieckiej kadry. Trener był bardzo zadowolony.

 

* * *

O wszystkim miały zadecydować szwedzkie mistrzostwa. Pojechało pięć Polek: Helena Pilejczyk, Elwira Seroczyńska, Anna Skrzetuska, Bożena Kalbarczyk i Renata Schmidt. Czasu było mało, mistrzostwa odbywały się w dniach 30-31 stycznia. Wystartowało 28 zawodniczek z 11 krajów: Australii, Chin, Czechosłowacji, Finlandii, Francji, Norwegii, Polski, Stanów Zjednoczonych, Szwecji, Węgier i Związku Radzieckiego. ZSRR wysłał pięć łyżwiarek i to one zajęły cztery czołowe miejsca w wieloboju. W kolejności: Walentina Stienina (208.833 pkt), Tamara Ryłowa (209.633 pkt.), Lidija Skoblikowa (210.600 pkt.) i poza podium Natalja Donczenko (212.083 pkt.). Dopiero na dalekim 15. miejscu sklasyfikowano Klarę Gusiewą z wynikiem 221.716 pkt. „Na szczęście” na igrzyskach wielobój nie był brany pod uwagę. A w pojedynczych wyścigach „reszta świata” mogła z ZSRR podjąć walkę. Co prawda na 500 metrów i 1500 metrów radzieckie zawodniczki rozdzieliły medale pomiędzy siebie. Ale na 1000 i 3000 metrów... pokazała się reszta świata.

 

* * *

„W tym roku Polki mają przed sobą dwa zadania. Pierwsze polega na tym, aby utrzymać przywilej startu maksymalnej liczby zawodniczek, to jest pięciu. Aby spełnić to zadanie, trzeba, aby przynajmniej trzy nasze łyżwiarki wywalczyły sobie miejsce w „16” w wieloboju. Trener Kazimierz Kalbarczyk jest pełen optymizmu, chociaż zdaje sobie sprawę, że zadanie nie będzie łatwe: Pięć zawodniczek radzieckich jest poza konkurencją, to sprawa bez dyskusji. Bardzo groźne dla nas będą Finki - Sihvonen i 44-letnia Huttunen, (…) do tej samej kategorii przeciwniczek trzeba zaliczyć reprezentantkę NRD – Haase, która obok Rosjanek ujawniła doskonałą formę” - pisał Z. Weiss w Przeglądzie Sportowym (wydanie z 28 stycznia 1960 r.). Drugim zadaniem było udowodnienie sportowym władzom, że jednak warto wysłać łyżwiarki za ocean. Było też trzecie zadanie, ale tego musiał się podjąć Janusz Kalbarczyk (zbieżność nazwiska z elbląskim trenerem przypadkowa - red.), wówczas działacz Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego. „Ma on przywieźć z Goeteborga dokumentację sztucznego toru na dowód, że nie jest on „zarurowany” na środku boiska, ale że rury znajdują się tylko w pasie szerokim na 11 m. i długim na 40 m. Dokumentacja ta ma rozstrzygnąć spór pomiędzy Departamentem Budownictwa i Urządzeń sportowych GKKF, a projektantem sztucznego lodowiska przy chłodni miejskiej na Moczydle – inż. Kalbarczykiem” - pisał Z. Weiss we wzmiankowanym wyżej artykule.

 

* * *

Po pierwszym dniu w polskiej reprezentacji humory były umiarkowane. W pierwszej konkurencji na 500 metrów Polki nie zdołały zrealizować wytycznych PKOl o miejscach punktowanych. Zajęły kolejno: Helena Pilejczyk – 11., Anna Skrzetuska – 14., Elwira Seroczyńska – 17., Bożena Kalbarczyk – 20 i Renata Schmidt – 23. O poprawę humorów na 1500 metrów zadbała Helena Pilejczyk, która uplasowała się na wysokim 5. miejscu, ulegając tylko zawodniczkom z ZSRR. Dobrze pojechała też Elwira Seroczyńska, której do pełni szczęścia zabrakło niewiele... Ostatecznie uplasowała się na 9. miejscu. Anna Skrzetuska była 13., Bożena Kalbarczyk – 18., a Renata Schmidt – 20.

 

* * *

Z perspektywy czasu widać, że to drugi dzień mistrzostw zadecydował o wyjeździe polskich łyżwiarek na igrzyska. Prowadząca, po pierwszych dniu w wieloboju trójka zawodniczek radzieckich zawiodła na dystansie 1000 metrów. Złoty medal przypadł oczywiście reprezentantce Kraju Rad, wyjeździła go Klara Gusiewa. Ale, dość niespodziewanie, srebro wywalczyła Helena Pilejczyk. Był to największy sukces polskiego łyżwiarstwa. Elwira Seroczyńska była 10., Anna Skrzetuska uplasowała się pozycję niżej, Bożena Kalbarczyk zajęła 16. miejsce i Renata Schmidt – 20. Trzy Polki zakwalifikowały się do finałowego biegu na 3000 metrów. Helena Pilejczyk była piąta, co w klasyfikacji wielobojowej też przełożyło się na piątą lokatę – pierwszą, której nie zajęły reprezentantki ZSRR. Pozostałe nasze reprezentantki zajęły w tym biegu następujące miejsca: Anna Skrzetuska – 11 (12 w wieloboju), Elwira Seroczynska – 13.. (11 w wieloboju), Bożena Kalbarczyk zakończyła mistrzostwa na 17., a Renata Schmidt na 21. miejscu w klasyfikacji wielobojowej.

 

* * *

- Pojechałam na 500 metrów bardzo ostrożnie, do tego stopnia, że nawet hamowałam na wirażu. Wiadomo przecież, że dystans jest faworyzowany w wieloboju, nie mogłam więc ryzykować upadku. Nazajutrz w bieguna 1000 metrów postawiłam wszystko na jedną kartę, powiodło mi się i w ten sposób powetowałam sobie stratę na 500 metrów i zapewniłam wysoką lokatę w wieloboju. Byłam tak zapamiętała w walce – zwłaszcza, że startowałam w niewygodnej sytuacji, gdyż już w drugiej parze – że przegapiłam metę na połowie prostej i myślałam, że będzie ona na jej końcu. Nie dałam więc jeszcze wszystkiego z siebie, tracąc do mistrzyni świata Gusiewej pół sekundy – mówiła Helena Pilejczyk w wywiadach dla ówczesnej prasy.

Za wicemistrzostwo prezes Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego wręczył wicemistrzyni srebrny okolicznościowy talerz. Paterę można obejrzeć na elbląskim lodowisku „Helena”. - Zdobyłam punktowane miejsca, pozostałe dziewczyny też były wysoko, spełniłyśmy wymagania związku. Mogłyśmy jechać – mówi Helena Pilejczyk. - I zaczęła się walka, kto ma jechać ze mną.

 

* * *

Po srebrnym medalu Heleny Pilejczyk było wiadomo, że nowa wicemistrzyni świata na igrzyska pojedzie. Pytanie było: kto jeszcze? Polski Związek Łyżwiarstwa Szybkiego chciał, aby pojechała cala najlepsza polska trójka z mistrzostw świata. Niestety, po wylądowaniu na Okęciu na łyżwiarki czekała niemiła wiadomość – na igrzyska pojadą dwie zawodniczki. Nie pomogła interwencja „last minute” w Polskim Komitecie Olimpijskim. Z różnych przyczyn ostatecznie zdecydowano, że Anna Skrzetuska zostanie w domu. Ostatecznie na igrzyska pojechały: łyżwiarki szybkie: Helena Pilejczyk i Elwira Seroczyńska oraz trener Kazimierz Kalbarczyk;, biegaczki: Stefania Biegun, Józefa Czerniawska, Helena Daniel – Gąsienica, Anna Krzeptowska wraz z trenerem Edwardem Mrozem; biegacze: Kazimierz Zelek, Józef Gut-Misiaga, Józef Rysula, Andrzej Mateja, Józef Gąsienica-Sobczak oraz trener Józef Zubek; skoczek narciarski Władysław Tajner oraz kombinator Józef Karpiel, trener Mieczysław Kozdruń oraz kierownik ekipy Ludwik Fischer. Chorążym polskiej reprezentacji był Józef Karpiel.

- Przyjemnie było przymierzać olimpijskie stroje. Do dzisiejszych to nie ma porównania, ale wtedy był to jakościowy skok po strojach klubowych: piękne kurtki, spodnie narciarskie, kozaczki z cielęcej skóry, granatowe czapeczki. Do tego komplet startowy: białe wełniane rajtuzy, biały wełniany sweter i wełniana czapka. Drugi komplet był elastyczny: bluzka i spodnie – wspomina olimpijka.

Jak widać z wyliczenia, w olimpijskiej ekipie nie było tak niezbędnych dziś ludzi jak np. masażysta czy fizjoterapeuta. Mało tego: łyżwiarki nie mogły liczyć np. na odżywki. Ekipa wyruszająca na igrzyska dostała diety w wysokości 50 dolarów amerykańskich na głowę. Dużo, czy mało? Wiele o tamtych czasach mówi też brak polskich dziennikarzy na pokładzie samolotu, którzy mogliby relacjonować zawody.

 

* * *

Powiedzieć, że do Squaw Valley polska ekipa jechała z przesiadkami, to nic nie powiedzieć. Najpierw LOT-em do Zurychu, potem kolejnym samolotem do Nowego Jorku. Tam mała przerwa na zwiedzanie miasta, i dalej Douglasem DC-7 do Reno. Apotem do Doliny Indianki rzut beretem – 70 km. Razem podróż trwała 41 godzin, z czego 28 w powietrzu.

- W Nowym Jorku powitała nas reprezentacja Polonii z wielkim transparentem >>Witamy Poland<<, żeby wszyscy na lotnisku wiedzieli na kogo czekają. Tam byliśmy dzień. W tym czasie Polonusi wzięli nas pod opiekę i próbowali pokazać miasto. Ale, co tam można zobaczyć przez kilka godzin z okien samochodu... Zapamiętałam jedną rzecz: po wycieczce jeden z naszych przewodników dał nam na troje: mnie, Elwirze i Władysławowi Tajnerowi pięć dolarów mówiąc, żebyśmy się podzielili – wspomina Helena Pilejczyk.

 

* * *

- Defilada była bardzo skromna. Otwarcia dokonał wiceprezydent USA Richard Nixon. Za reżyserię ceremonii otwarcia i zamknięcia odpowiadał Walt Disney. Nie ma co porównywać do dzisiejszych opraw, ale wtedy było skromnie i jakoś pięknie – mówi elblążanka. - Po zapaleniu znicza w niebo wzbiły się gołębie i baloniki z flagami państw – uczestników igrzysk. Cieszyliśmy się, że balonik z biało-czerwoną flagą poleciał najwyżej.

Dopiszemy, że olimpijski znicz zapalił amerykański panczenista Ken Herry. Po raz pierwszy w historii igrzysk łyżwiarze i łyżwiarki mieli rywalizować na sztucznym torze. W związku z tym, że polska ekipa przyjechała kilka dni przed swoim startem, pojawiła się możliwość treningów na olimpijskim torze, z której to możliwości polskie łyżwiarki skorzystały.

- Trener ganiał mnie na tych treningach mocno. Elwirze Seroczyńskiej odpuścił. W pewnym momencie nawet zwróciłam mu uwagę, że już jestem zmęczona. On tymczasem był pod wrażeniem osiąganych czasów i nie zdejmował obciążeń. Dziś myślę, że gdyby te treningi były krótsze, to może i jeszcze jeden medal na świeżości bym zdobyła. Ale nie mam do niego jakiś pretensji. Gdyby nie on, to na igrzyska bym nie pojechała, o medalu nie wspominając – mówi łyżwiarka.

Pierwszą konkurencją było 500 metrów. Typowy start na przetarcie, bez większych oczekiwań. Polki w tym dystansie się nie specjalizowały. Niespodziankę sprawiła Elwira Seroczyńska, która zajęła szóste miejsce. Czas 46,8 sek. był jednocześnie rekordem Polski. Helena Pilejczyk uplasowała się na 12. pozycji z czasem 48,2 sek. Jak się miało później okazać, to był dopiero przedsmak olimpijskich emocji.

 

* * *

- W Squaw Valley piękne góry, słońce, które to wszystko oświetlało. Cudowny widok. Duża drewniana hala, drewniane baraczki w wojskowym stylu, gdzie mieszkaliśmy. W pokojach stały prycze, nocne szafki i popielniczka z logo igrzysk. W pokoju mieszkałam z Elwirą. Jedna łazienka przypadała na kilka pokojów. Pamiętam takie drobiazgi: bufet, gdzie na Kartę Olimpijską można było dostać lody, napoje. Figi, kiwi, pomarańcze, które można było jeść bez ograniczeń... Trzeba pamiętać, że przyjechaliśmy z dość biednego kraju. Stał stół do tenisa stołowego, był parkiet, można było potańczyć. Taka świetlica, gdzie zawodnicy mogli się zrelaksować. My z Elwirą trzymałyśmy się z Rosjankami, bo je znałyśmy najlepiej ze wspólnych zawodów, zgrupowań i treningów. Atrakcją było kino, gdzie chyba stale odbywały się jakieś seanse – wspomina Helena Pilejczyk.

 

* * *

21 lutego 1960 r. Bieg na 1500 metrów. W pierwszej parze startuje reprezentantka ZSRR Klara Gusiewa i osiąga czas 2,28,7 min. 10 kolejnych zawodniczek nawet się nie zbliża do tego rezultatu. Siódma para – Elwira Seroczyńska i Jeanne Omelanchuk (USA). „Polka od razu zostawia rywalkę daleko w tyle i przy fantastycznym dopingu publiczności osiąga wspaniały rezultat 2,25,7 – nowy rekord Polski zaledwie o 0,2 gorszy od rekordu świata” - opisuje Marian Matzenauer w Przeglądzie Sportowym.

Kolejne zawodniczki osiągają gorsze czasy. Będzie złoto dla Polski? W ostatniej parze dochodzi do polsko-radzieckiego pojedynku. Helena Pilejczyk kontra Lidija Skoblikowa. „Z niezwykle zaciętego pojedynku tych dwóch zawodniczek narodził się rekord świata 2,25,2 i złoty medal dla Rosjanki, natomiast nam na pocieszenie przypadł drugi medal w tej konkurencji – Pilejczykowej, która z czasem 2,27,1 zajęła trzecie miejsce” - to znów Marian Matzenauer w PS.

- Niektórzy potem mieli do mnie pretensje, że jadąc tak szybko umożliwiłam rywalce zdobycie złotego medalu. Ale to ja chciałam wygrać. Jechałam po to, żeby zdobyć jak najlepsze miejsce, jechałam po medal dla siebie – tłumaczy Helena Pilejczyk po latach.

Trudno o to mieć pretensje do elblążanki. Lidija Skoblikowa była wtedy w formie. Na tych igrzyskach Rosjanka zdobyła też złoto na 3 tys. metrów, na 1000 metrów była czwarta.

- Byłam przyzwyczajona, że medale wiesza się na szyi. Tymczasem nam, na oficjalnej dekoracji wręczono je w pudełkach z różanego drewna – wspomina elblążanka. - Ogromne wzruszenie, bo dwie Polki na podium, dwie polskie flagi wciągane na maszt. Szkoda, że Mazurka Dąbrowskiego nie zagrali. Po dekoracji kibice nie wytrzymali, przerwali kordon, podrzucali nad do góry, całowali, zdjęcia robili...

 

* * *

- To były dość kameralne igrzyska. Większość konkurencji było zlokalizowanych bardzo blisko siebie. Na stoku znajdowała się skocznia narciarska, obok wytyczono trasy do zjazdów. Hokeiści i łyżwiarze figurowi rywalizowali w przepięknej hali lodowej. Nasz tor łyżwiarski znajdował się przed tą halą. Jeżeli miało się lornetkę, to z hali można było oglądać niemal wszystko. Chodziliśmy na łyżwiarstwo figurowe, czasami na hokej. Na biegach nie byliśmy, bo to było za daleko. Trasy biegowe wyznaczono 50 kilometrów od Squaw Valley – kontynuuje elbląska olimpijka.

 

* * *

Mógł być jeszcze trzeci medal dla Polski. Następnego dnia odbywała się rywalizacja na 1000 metrów. Do startu przygotowywała się ostatnia para: Elwira Seroczyńska i Yoshiko Takano (Japonia). Do tej pory na prowadzeniu była Klara Gusiewa z ZSRR; Helena Pilejczyk zajmowała piątą pozycję. Wystartowały... Po pierwszym okrążeniu Elwira Seroczyńska miała czas o sekundę gorszy od prowadzącej Rosjanki. Na drugim taki sam i...

„Od startu biegłam jak szalona, szybko weszłam w swój rytm i jakbym nie czuła oporu powietrza, mknęłam po lodzie szybciej niż kiedykolwiek w życiu. Kiedy wjeżdżałam na ostatni wiraż, trener stojący tam ze stoperem histerycznie niemal krzyczał: biegniesz po złoto, biegniesz po złoto! I dosłownie w ułamek sekundy później już leżałam na torze! Dramat! Mocno operujące słońce roztopiło śniegowe bandy i wjechałam w sam środek wielkiej kałuży. „ - tak Elwira Seroczyńska wspomina nieudany start na 1000 metrów w książce „ Łyżwiarski jubileusz” pod red. Jacka Żemantowskiego.

Na mecie Japonka płakała razem z Polką.

 

* * *

- Czułam niedosyt. Już na mistrzostwach świata byłam w doskonałej formie. I tę formę wystarczyło podtrzymać. Elwira w Szwecji była w słabszej formie. Kolejną sprawą była rywalizacja międzyklubowa: ja i trener byliśmy z Olimpii Elbląg, Elwira z Sarmaty Warszawa. Co tu dużo ukrywać – Kazik chciał, żebym to ja była lepsza. Sukcesy Elwiry były dla niego niespodzianką – wspomina Helena Pilejczyk.

 

* * *

Bieg na 3000 metrów przyniósł kolejne dwa punktowane miejsca: Helenie Pilejczyk – 6. i Elwirze Seroczyńskiej – 7. I można było czuć niedosyt po tym występie. Elblążanka przez długi czas jechała w tempie, który pozwalał myśleć o pobiciu rekordu świata. W końcówce dystansu zabrakło sił i niejako „na pocieszenie” został tylko nowy rekord Polski.

 

* * *

To był udany start dla polskich łyżwiarek szybkich: dwie Polki wywalczyły dwa medale, dodatkowo cztery tzw. „miejsca punktowane”. Dziś można się zastanawiać, co by było, gdyby pojechała jeszcze Anna Skrzetuska.

 

Wyniki w łyżwiarstwie szybkim kobiet:

500 metrów: Elwira Seroczyńska - 6. miejsce (wspólnie z Klarą Gusiewą z ZSRR), 46,8 sek., Helena Pilejczyk – 12. miejsce, 48,2 sek., wygrała Helga Haase (Niemcy; NRD i RFN wystawiły na tych igrzyskach wspólną reprezentację) z czasem 45,9 sek.

1000 metrów: Helena Pilejczyk – 5. miejsce, 1,35,8 min., Elwira Seroczyńska nie ukończyła biegu, wygrała Klara Gusiewa (ZSRR) z czasem 1,34,1 min.

1500 metrów: Elwira Seroczyńska – 2. miejsce, 2,25,7 min., Helena Pilejczyk – 3. miejsce, 2,27,1 min., wygrała Lidija Skoblikowa (ZSRR) z czasem 2,25,2 min.

3000 metrów: Helena Pilejczyk – 6. miejsce, 5,26,2 min., Elwira Seroczyńska – 7. miejsce, 5,27,3 min., wygrała Lidija Skoblikowa (ZSRR) z czasem 5,14,3 min.

Dwa medale szybkobiegaczek dały Polsce czwarte miejsce w klasyfikacji medalowej igrzysk. Na kolejny medal w łyżwiarstwie szybkim musieliśmy czekać aż do igrzysk w Vancouver (Kanada) w 2010 r., gdzie po brąz sięgnęła sztafeta kobiet.

Gdyby przyznawano medale za klasyfikację medalową, to złoto przypadłoby Helenie Pilejczyk. Ale nie przyznawano i elblążanka została niekoronowaną królową igrzysk.

 

* * *

W porównaniu z łyżwiarkami, narciarki i narciarze zawiedli. Najbliżej medalu była żeńska sztafeta 3x5 km. Po pierwszej zmianie druga na mecie była Stefania Biegun, Polki „srebrne” były przez 40 minut. Ostatecznie skończyło się na dobrym czwartym miejscu. Punktowane miejsce zdobyła też męska sztafeta 4x10 km, którą sklasyfikowano na szóstej pozycji.

 

Wyniki w narciarstwie klasycznym:
       Stefania Biegun – bieg na 10 km, 13. miejsce
       Józefa Czerniawska – bieg na 10 km, 14. miejsce
       Anna Krzeptowska – bieg na 10 km, 20. miejsce
       Helena Gąsienica Daniel – bieg na 10 km, 21. miejsce
       Stefania Biegun, Helena Gąsienica Daniel, Józefa Czerniawska, sztafeta 3 x 5 km, 4. miejsce
       Józef Rysula – bieg na 15 km, 18. miejsce
       Kazimierz Zelek – bieg na 15 km, 28. miejsce; bieg na 30 km, 22. miejsce
       Józef Gut-Misiaga – bieg na 15 km, 41. miejsce
       Andrzej Mateja – bieg na 15 km, 43. miejsce; bieg na 30 km, 23. miejsce
       Józef Gąsienica Sobczak – bieg na 30 km, 34. miejsce
       Andrzej Mateja, Józef Rysula, Józef Gut-Misiaga, Kazimierz Zelek – sztafeta 4 x 10 km, 6. miejsce
       Józef Karpiel – kombinacja norweska, 19. miejsce
       Władysław Tajner – skoki narciarskie, 31. miejsce

 

* * *

Igrzyska się skończyły, ale to nie oznaczało końca pobytu polskiej ekipy na amerykańskiej ziemi. Niedaleko wszak było Reno – miasto hazardu. - Można było wejść do budynku i zwiedzać kolejne kasyna nie wychodząc na powietrze. Właścicielka jednego była Polką z pochodzenia, zaprosiła nas do spróbowania. Trochę szkoda mi było dolarów. Chciałam coś kupić rodzinie... W rogu stały automaty. Zdecydowałam, że dolara mogę przegrać. No i miałam szczęście nowicjuszki. Zagrałam raz, drugi, trzeci... I w końcu z maszyny zaczęły sypać się monety, ogromne ilości... Wyglądało to bardzo efektownie, po podliczeniu okazało się, że wygrałam 50 dolarów. Co oczywiście nie przeszkodziło dziennikarzom napisać później, że w Ameryce rozbiłam kasyno – śmieje się medalistka.

Potem były wizyty u Polonii w Stanach Zjednoczonych. Polska ekipa na czele z dwoma medalistkami wzbudzała sensację. I była też okazją do rozmowy z kimś „z dalekiego kraju”. Reprezentacja odwiedziła m.in. Sacramento, San Francisco, Los Angeles, ponownie Nowy Jork.

- W San Francisco pływaliśmy po zatoce, w Los Angeles byliśmy w cyrku zwierząt morskich, do Disneylandu weszliśmy na znaczek olimpijski. Bardzo atrakcyjnie organizowano nam czas. Wieczorem odbywały się spotkania w domu Polonusów, którzy zapraszali swoich znajomych. Spaliśmy w prywatnych mieszkaniach tych znajomych, dostawaliśmy od nich różne prezenty, przeważnie to, czym się zajmowali. Np. broszkę w kształcie lilii i klipsy od jubilera. – wspomina Helena Pilejczyk. - Polonia stanęła na wysokości zadania.

I w tym miejscu warto przytoczyć anegdotę o kiełbasie.

- W Los Angeles zorganizowano kolejne przyjęcie w dużej sali. Tylko krucho było z jedzeniem akurat na tym przyjęciu. Tylko przekąski i kanapeczki. I na początku przyjęcia od rzeźnika dostaliśmy z Elwirą po pęcie kiełbasy. Jeszcze nie wiedziałyśmy, że będzie krucho z jedzeniem i kiełbasy oddałyśmy naszym gospodarzom – starszym państwu. Uroczystość się skończyła, my głodne jak wilki, bo przecież sportowcy to apetyt mają i samymi paluszkami się nie najemy. A gospodarze nawet się nie zapytali, czy byśmy coś zjadły. Jak myśmy wtedy z Elwirą żałowały, że te kiełbasy im podarowaliśmy... – śmieje się elblążanka – Na śniadanie dostałyśmy jedną bułeczkę, małą kosteczkę masła i dwa plasterki sera. Ci państwo musieli z Polski wyjechać dość dawno. Pokazywali nam np., że można światło włącznikiem włączyć.

 

* * *

„Uwaga, uwaga! Wylądował samolot z Zurichu. Przedstawiciele PKOl proszeni są na płytę lotniska. Była godzina 19.23, kiedy srebrny „Ił” zakończył swój powietrzny lot na betonowym pasie.

Wkrótce zobaczyliśmy na schodkach oczekiwanych olimpijczyków. Pierwsza stanęła na ziemi „najdroższa” członkini naszej ekipy – p. Elwira Seroczyńska. Powitał ją prezes PZŁŚ p. Sankowski tradycyjnym pocałunkiem, który jak głosi fama, zawsze przynosi jej szczęście.

W świetle reflektorów i błyskowych lamp fotoreporterów wyglądali wszyscy uroczo. Białe kapelusze, roześmiane twarze i błękitne ubrania tworzyły imponującą scenerię.” - tak Andrzej Wierzba opisywał w ówczesnej prasie ceremonię powitania olimpijskiej ekipy w Warszawie.

Nocleg jeszcze w Warszawie, następnego dnia przed południem medalistki, ich trener i kierownik ekipy odwiedzili Główny Komitet Kultury Fizycznej i Turystyki. Obie łyżwiarki zostały odznaczone zostały srebrnymi medalami „za wybitne osiągnięcia sportowe”.

A potem już można było jechać do domu, do Elbląga.

  Elbląg, zdjęcie z arch. prywatnego Heleny Pilejczyk
zdjęcie z arch. prywatnego Heleny Pilejczyk

 

* * *

- Szczerze mówiąc, to powitania w Warszawie nie pamiętam za bardzo. Bardziej utkwiło mi to w Elblągu. Do Warszawy ktoś po nas przyjechał i w trójkę z Kazimierzem Kalbarczykiem wracaliśmy pociągiem. Mieliśmy kapelusze kowbojskie, przez co już zwracaliśmy na siebie uwagę. Pociąg przyjechał do Elbląga i... tłumy ludzi były tak duże, że nie mógł odjechać. Pociąg złapał kilkunastominutowe opóźnienie. Dostałam kwiaty, pamiętam że wręczyli mi w je w papierze – wspomina medalistka – Z dworca od razu pojechaliśmy do Prezydium MRN.

Tam odbyła się okolicznościowa akademia. - Tam dostałam okolicznością plakietkę, dziś można ją oglądać na lodowisku „Helena”. Olimpia dała... czajnik elektryczny, też z pamiątkowym grawerem – mówi Helena Pilejczyk.

Zamech? - Kiedy w Zamechu zwrócono się o premię dla mnie, to usłyszeli, że jak wróciłam z Ameryki, to na pewno dużo pieniędzy przywiozłam. Z Zamechu dostałam palmę. Jak urosła, to musiałam komuś oddać, bo się w mieszkaniu nie mieściła. Amerykanie wówczas przysyłali pieniądze, ale swoim rodzinom w Polsce. Ja nikogo tam nie miałam... - opowiada elblążanka.

Kontynuując wątek nagród: władze województwa gdańskiego dały małą lodówkę, Polski Związek Łyżwiarstwa Szybkiego – komplet sztućców na sześć osób. Polski Komitet Olimpijski – dwie średnie krajowe. To jednak dość szybko się skończyło, bo przecież trwał sezon łyżwiarski i medal na igrzyskach, medalem, ale trzeba było startować w innych zawodach. - W Malborku dostałam nylonową chustę z samochodową mapą Polski – wspomina olimpijka.

Do historii Elbląga przeszło pewne przyjęcie w restauracji „Słowiańska” przy ul 1. Maja, na którym Helena Pilejczyk poprosiła o mieszkanie. Jak Czytelnicy pamiętają z poprzednich odcinków, po przyjeździe do Elbląga Helena, jeszcze wówczas Majcher, z mamą zamieszkały w pokoju przy ul. Górnośląskiej. Potem był ślub, urodziny syna. Małżeństwo wraz z mamą przyszłej medalistki przeprowadziło się do samodzielnego już mieszkania przy ul. Krótkiej. Ale byłe mało, około 35 metrów kwadratowych. Ciasno było – co tu dużo ukrywać.

- W restauracji Słowiańska zorganizowano bankiet, na który przyszły wszystkie „ważne” osoby w mieście: działacze partyjni, sportowi, urzędnicy. Dostałam kryształowy wazon i miniaturkę Daru Pomorza. Ale szybko musiałam oddać, bo się okazało, że Elwira Seroczyńska też jest zaproszona, a o upominkach dla niej zapomniano. Co miałam zrobić – oddałam. Na tym bankiecie w rozmowie chyba z przewodniczącym Miejskiej Rady Narodowej, ale pewna nie jestem, wspomniałam o swoich trudnych warunkach mieszkaniowych: dwa pokoje, w łazience trzeba było palić węglem, żeby nagrzać wodę itd. Nigdy o nic nie prosiłam, a temat mieszkania sam wyszedł. Poprosiłam, żeby było na pierwszym piętrze i o trzy pokoje. Kilka dni po tej rozmowie zaprosili mnie na rozmowę i zaczęli się tłumaczyć, że trzypokojowe w tej okolicy to jest tylko na parterze. I zapytali czy mnie to satysfakcjonuje, czy wolę poczekać, aż będą budować. Wtedy Lucjan, mój mąż stwierdził, że trzeba brać, co dają. I w ten sposób trafiłam na tutaj, gdzie mieszkam do dziś. Patrząc teraz, to nawet się cieszę, że mieszkanie jest na parterze – śmieje się elblążanka. - Ale dostałam tylko przydział na mieszkanie, za samo mieszkanie musiałam zapłacić.

 

* * *

Wydawać się mogło, że dla łyżwiarstwa nadejdą lepsze chwile. Główny Komitet Kultury Fizycznej i Turystyki zapewniał, że sprawa budowy sztucznego toru w Warszawie jest już w zasadzie przesądzona. Niestety, na słowach się skończyło.

 

rekordy Polski Heleny Pilejczyk (w konkurencjach indywidualnych):

 

500 metrów – 54,10 sek. (Zakopane, 5 lutego 1954 r., popr. rekord Renaty Baudouin),

-50,8 sek. (Zakopane, 11 lutego 1956 r., popr. rekord Elwiry Seroczyńskiej)

-50,1 sek. (Zakopane, 18 lutego 1956 r., popr. rekord własny)

-49,9 sek. (Zakopane, 26 stycznia 1958 r. r., popr. rekord własny)

-49,8 sek. (Zakopane, 1 marca 1958 r. r., popr. rekord własny)

-48,2 sek. (Squaw Valley, 20 lutego 1958 r. r., popr. rekord Anny Skrzetuskiej)

 

1000 metrów -1,46,40 min. (Ałma Ata, 10 stycznia 1955 r., popr. rekord Elwiry Seroczyńskiej)

-1,43,70 min. (Zakopane, 12lutego 1956 r., popr. rekord własny)

-1,42,70 min. (Zakopane, 19lutego 1956 r., popr. rekord własny)

-1,43,30 min. (Zakopane, 25 stycznia 1957 r., popr. rekord własny)

-1,39,20 min. (Ałma Ata, 21 stycznia 1960 r., popr. rekord Elwiry Seroczyńskiej)

-1,35,80 min. (Squaw Valley, 22lutego 1960 r., popr. rekord własny)

 

1500 metrów - 2,46,00 min. (Ałma Ata, 1955 r., popr. rekord Anny Skrzetuskiej)

- 2,45,50 min. (Zakopane, 1956 r., popr. rekord Elwiry Seroczyńskiej)

- 2,41,40 min. (Zakopane, 1956 r., popr. rekord Elwiry Seroczyńskiej)

- 2,39,40 min. (Zakopane, 24 luty 1957 r., popr. rekord własny)

- 2,37,10 min. (Ałma Ata, 20 stycznia 1960 r., popr. rekord Elwiry Seroczyńskiej)

 

3000 metrów - 6,14,00 min. (Zakopane, 6 lutego 1954 r., popr. rekord Elżbiety Niemczyk)

- 5,58,20 min. (Ałma Ata, 10 stycznia 1955 r., popr. rekord Elwiry Potapowicz)

- 5,53,50 min. (Zakopane, 12 lutego 1956 r., popr. rekord własny)

- 5,53,20 min. (Zakopane, 19 lutego 1956 r., popr. rekord własny)

- 5,44,90 min. (Zakopane, 27 lutego 1956 r., popr. rekord własny)

- 5,43,00 min. (Zakopane, 25 stycznia 1957 r., popr. rekord własny)

- 5,31,20 min. (Ałma Ata, 21 stycznia 1960 r., popr. rekord własny)

- 5,26,20 min. (Squaw Valley, 23 lutego 1960 r., popr. rekord własny)

- 5,26,20 min. (Zakopane, 19 stycznia 1964 r, wyrównanie rekordu własny)

- 5,22,00 min. (Zakopane, 12 stycznia 1969 r.., popr. rekord Adeli Mroske)

- 5,15,20 min. (Zakopane, 29 grudnia 1969 r., popr. rekord własny)

 

5000 metrów - 10,06,20 min. (Zakopane, 1955 r., popr. rekord Elwiry Potapowicz)

 

wielobój (500m., 1000m., 1500m., 3000 m.)

- 220,433 pkt. (Ałma Ata, 12 stycznia 1955 r., pierwszy zarejestrowany rekord Polski)

- 216,733 pkt. (Zakopane, 12 lutego 1956 r., popr. rekord własny)

- 214,116 pkt. (Zakopane, 19 lutego 1956 r., popr. rekord własny)

- 213,250 pkt. (Zakopane, 25 stycznia 1957 r., popr. rekord własny)

- 213,067 pkt. (Zakopane, 2 marca 1958 r., popr. rekord własny)

- 206,066 pkt. (Ałma Ata, 21 stycznia 1960 r., popr. rekord Elwiry Seroczynskiej)

- 204,950 pkt. (Zakopane, 12 stycznia 1964 r., popr. rekord Anny Skrzetuskiej)

- 202,932 pkt. (Zakopane, 19 stycznia 1964 r., popr. rekord własny)

- 202,266 pkt. (Zakopane, 19 lutego 1969 r., popr. rekord Romany Troickiej)

- 200,733 pkt. (Zakopane, 29 grudnia 1969 r., popr. rekord własny)

- 199,766 pkt. (Zakopane, 6 stycznia 1971 r. popr. rekord własny)

 

Odcinek 1 cyklu - "Pierwsze mistrzostwa"

Odcinek 2 cyklu - "Dzieciństwo sielskie, anielskie"

Odcinek 3 cyklu - "W Kwidzynie i w Elblągu"

Odcinek 4 cyklu - "Elbląg na łyżwach"

Odcinek 5 cyklu - "19 lat na torze"

Sebastian Malicki

Najnowsze artykuły w dziale Sport

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
Reklama