Profesor Skrzydlewski, doradca pana ministra Czarnka, zwrócił ostatnio uwagę na potrzebę „ugruntowania dziewcząt do cnót niewieścich”. Pewnie byśmy nawet nie zauważyli tego jakże cennego wskazania, gdyby nie to, że wkrótce potem sam pan minister swoim autorytetem wsparł swojego mniej znanego, chociaż bardzo i słusznie utytułowanego kolegę. Sprawiło to, że w głowie zapaliła mi się nagle czerwona lampka i postanowiłem pochylić się nad tym problemem.
Szybko przeprowadzony w mojej firmie audyt wprawił mnie w przerażenie tak wielkie, że siwe włosy mi wypadły, a te szarawe posiwiały do końca. Wniosek z audytu był krótki i jednoznaczny – cnoty niewieście są wśród moich podwładnych dziewcząt totalnie zaniedbywane. One są nawet, w co trudno uwierzyć, bardziej totalnie zaniedbywane, niż totalna opozycja jest totalna.
W tej sytuacji nie pozostawało nic innego jak zmierzyć się z problemem, który za sprawą lewackich trendów wynikających z naszej przynależności do Unii Europejskiej, był tak długo zamiatany pod dywan. Niestety ś.p. Lech Kaczyński podpisując dwanaście lat temu Traktat Lizboński nie zadbał o nadanie temu zagadnieniu najwyższej rangi i umieszczenie go w zapisach traktatowych. W związku z tym Unia, na co słusznie zwrócił uwagę prezydent Andrzej Duda, nie pozwala nam wkręcić zwykłej żarówki, ale już na temat ugruntowania dziewcząt do cnót niewieścich milczy jak zaklęta. Narzucone nam gwałtem oświetlenie ledowe możemy jakoś ścierpieć, ale w temacie cnót powinniśmy być nieugięci i dać odpór demoralizującym unijnym wpływom. Każdy z nas był w krajach, które tak ochoczo uczą nas teraz prawdziwej demokracji i miał okazję naocznie się przekonać, że występują tam poważne deficyty w temacie cnót niewieścich.
Premier Morawiecki rzucił kiedyś ciepło i z entuzjazmem przyjęte na całym kontynencie hasło nawołujące do rechrystianizacji Europy. Pora teraz na działania zmierzające do sprowadzenia Europejek na drogę cnót wszelakich.
Pozostaje więc odpowiedzieć na apel profesora Skrzydlewskiego i podjąć środki zmierzające do naprawy sytuacji. Ponieważ kobieta, jako stworzona z męskiego, znaczy Adamowego żebra, jest mniej skłonna do samorefleksji i samodoskonalenia, a bardziej podatna na wpływ płci brzydkiej, zobowiązałem męski kolektyw do motywowania, wywierania mniej lub bardziej delikatnej presji oraz rozliczania swoich koleżanek z postępów na drodze do gruntowania cnót. Ku mojemu zadowoleniu dziewczęta przyjęły ze zrozumieniem taki plan działań i ze swojej strony zobowiązały się do codziennego zdawania sprawozdań na spontanicznie organizowanych mitingach z postępów w tym jakże zbożnym dziele. Koledzy natomiast zadeklarowali daleko idące wsparcie dla ich starań i na początek obiecali przynieść górę dziurawych skarpet do pocerowania. Ta dziewczęca cnota, jakże bardzo ostatnio zapomniana, pozwoli się im odnaleźć w naszej narodowej tradycji i przywróci właściwą rolę w relacjach z mężczyznami. Cóż może być bardziej satysfakcjonującego dla polskiego dziewczęcia?! Możemy tylko pozazdrościć naszym przodkom, że nie musieli się zmagać z takimi wyzwaniami. W ich czasach jak widać na załączonym powyżej obrazku kobiety nie wymagały żadnego gruntowania, doskonale odnajdywały się w rodzinie. Żaden minister nie musiał sobie zaprzątać swojej urzędowej głowy takimi problemami.
Jakaś lewacka wredota o mózgu przeżartym genderem mogłaby nieprzytomnie zaatakować pana ministra i spytać co z chłopięcymi cnotami? Dla porządku więc tylko odnotowujemy, że mężczyzna jako stworzony bezpośrednio przez Najwyższego, musi być z definicji tworem doskonałym. Co tu więc ugruntowywać?!
Czekamy na propozycje Czytelników odnośnie kolejnych dziewczęcych cnót pozostających do ugruntowania. Jestem przekonany, że będą one cenną wskazówką dla wielu ojców rodzin i właścicieli firm we właściwym kształtowaniu zdrowego oblicza swoich żon, córek i pracownic w duchu zasady 3K (Kinder, Küche, Kirche) nie tak dawno jeszcze obowiązującej oficjalnie w Elblągu.