Niewielka, spokojna miejscowość, tuż przy granicy braniewskiego powiatu. Życie toczy się tam cicho, leniwie. Aż pewnego dnia we wsi zjawili się policjanci, prokuratorzy, chwilę później dziennikarze - prasa, radio...
Wszystko za sprawą 36-letniego Teodora K., który od kilku lat wykorzystywał seksualnie miejscowe dzieci. Jego ofiarami jest sześciu chłopców i jedna dziewczynka. Mają od 10 do 14 lat.
- To był ich sąsiad - mówi Leszek Gabriel z Prokuratury Rejonowej w Braniewie. - Kazał się nazywać "Tedzio". Jest podejrzany o to, że od czerwca 1998 roku do marca 2003 roku wielokrotnie zgwałcił siedmioro małoletnich. Został aresztowany. Przyznał się do winy.
Dobry człowiek
Wszyscy znajomi mówią o nim, że to był dobry człowiek. Mieszkańcy go lubili, a najbardziej dzieci.
- Dla mnie to on bardzo grzeczny chłopiec był, pomagał, nieraz i wody przyniósł - mówi 60-letnia mieszkanka miejscowości. - Ja nie mam co na niego mówić. A co tam się działo, to ja nie wiedziałam. On młody, a dzieci go lubiły. Chodziły do niego, a kto to wiedział, po co one chodziły i na co.
- Wszyscy go znali - dodaje starsze małżeństwo. - Tyle lat się razem mieszka. Spokojny był, uczynny, pomocny i koleżeński dla naszych starszych dzieci. Razem się wychowali.
Teodor K. nie był karany. Nie leczył się psychiatrycznie.
- Nic nie wskazywało, że takich czynów mógłby się dopuścić - usłyszeliśmy w prokuraturze.
Publiczna tajemnica
Według ustaleń policji Teodor K. wykorzystywał dzieci od co najmniej pięciu lat.
- Nie tylko sam zainteresowany i osoby poszkodowane o tym wiedziały - tłumaczy Zygmunt Sznaza, szef braniewskiej policji. - To była swego rodzaju publiczną tajemnicą. Istotną rolę odegrała tu tzw. świadomość społeczna i chyba nie do końca ona była taka, jak należy. W innym układzie już w początkowej fazie działalności tego pedofila byśmy o tym wiedzieli.
O działalności Teodora K. wiedziała praktycznie cała społeczność wioski.
- Domyślali się wszyscy - wyjaśnia Andrzej D., ojciec kilku pokrzywdzonych dzieci. - My się tu przeprowadziliśmy sześć lat temu. Powiedzieli nam wtedy, że tu jest taki jeden człowiek, co seks uprawia z chłopakami. A czemu nic nigdy nie wyszło? My tu żyjemy jak wspólnota, między sobą i może dlatego nie chcieli gadać. Wszyscy się znają, tu ciotka, tam wujek.
Andrzej K. mówi, że sam o wszystkim wiedział już od roku
- Dowodów nie miałem na takie coś. Człowieka osądzić, to trzeba mieć jakiś dowód - dodaje.
Dzień dobry, jak co dzień
D. mają ośmioro dzieci. Z Teodorem K. układało im się najlepiej z całej wsi. Żyją tylko z renty. A to był dobry sąsiad - pożyczył ciągnik, drzewo przywiózł. Gwałcił czwórkę ich dzieci.
- W ubiegłym roku sąsiadka powiedziała, że jej ojciec widział, że oni coś robią z nim w stodole, tylko nie był pewny, co - mówi Maria D., matka. - Kazała mi to powiedzieć, ale ja się wstydziłam. Nic nie mówiłam. Bo to nie było na sto procent pewne, że naprawdę coś takiego się dzieje. Teraz to wszystko wyszło na jaw i dzieci powiedziały, co i jak było. Zwabiał ich to słodyczami, to pieniądze im dawał - 2 zł, 5 zł zależnie od dzieciaka. Kasety im pornograficzne puszczał w domu, a potem to z nimi robił.
Teraz właściwie wszystko wróciło już do normy. D. wciąż chodzą do sąsiadów po mleko dla dzieci. "Dzień dobry, dzień dobry", jak co dzień. Rozmawiając z mieszkańcami miejscowości ma się wrażenie, że właściwie nic się nie stało - szkoda tylko Tedzia i jego matki, bo przecież syn do więzienia pójdzie. Wszyscy jednak zapomnieli o dzieciach...
- To był ich sąsiad - mówi Leszek Gabriel z Prokuratury Rejonowej w Braniewie. - Kazał się nazywać "Tedzio". Jest podejrzany o to, że od czerwca 1998 roku do marca 2003 roku wielokrotnie zgwałcił siedmioro małoletnich. Został aresztowany. Przyznał się do winy.
Dobry człowiek
Wszyscy znajomi mówią o nim, że to był dobry człowiek. Mieszkańcy go lubili, a najbardziej dzieci.
- Dla mnie to on bardzo grzeczny chłopiec był, pomagał, nieraz i wody przyniósł - mówi 60-letnia mieszkanka miejscowości. - Ja nie mam co na niego mówić. A co tam się działo, to ja nie wiedziałam. On młody, a dzieci go lubiły. Chodziły do niego, a kto to wiedział, po co one chodziły i na co.
- Wszyscy go znali - dodaje starsze małżeństwo. - Tyle lat się razem mieszka. Spokojny był, uczynny, pomocny i koleżeński dla naszych starszych dzieci. Razem się wychowali.
Teodor K. nie był karany. Nie leczył się psychiatrycznie.
- Nic nie wskazywało, że takich czynów mógłby się dopuścić - usłyszeliśmy w prokuraturze.
Publiczna tajemnica
Według ustaleń policji Teodor K. wykorzystywał dzieci od co najmniej pięciu lat.
- Nie tylko sam zainteresowany i osoby poszkodowane o tym wiedziały - tłumaczy Zygmunt Sznaza, szef braniewskiej policji. - To była swego rodzaju publiczną tajemnicą. Istotną rolę odegrała tu tzw. świadomość społeczna i chyba nie do końca ona była taka, jak należy. W innym układzie już w początkowej fazie działalności tego pedofila byśmy o tym wiedzieli.
O działalności Teodora K. wiedziała praktycznie cała społeczność wioski.
- Domyślali się wszyscy - wyjaśnia Andrzej D., ojciec kilku pokrzywdzonych dzieci. - My się tu przeprowadziliśmy sześć lat temu. Powiedzieli nam wtedy, że tu jest taki jeden człowiek, co seks uprawia z chłopakami. A czemu nic nigdy nie wyszło? My tu żyjemy jak wspólnota, między sobą i może dlatego nie chcieli gadać. Wszyscy się znają, tu ciotka, tam wujek.
Andrzej K. mówi, że sam o wszystkim wiedział już od roku
- Dowodów nie miałem na takie coś. Człowieka osądzić, to trzeba mieć jakiś dowód - dodaje.
Dzień dobry, jak co dzień
D. mają ośmioro dzieci. Z Teodorem K. układało im się najlepiej z całej wsi. Żyją tylko z renty. A to był dobry sąsiad - pożyczył ciągnik, drzewo przywiózł. Gwałcił czwórkę ich dzieci.
- W ubiegłym roku sąsiadka powiedziała, że jej ojciec widział, że oni coś robią z nim w stodole, tylko nie był pewny, co - mówi Maria D., matka. - Kazała mi to powiedzieć, ale ja się wstydziłam. Nic nie mówiłam. Bo to nie było na sto procent pewne, że naprawdę coś takiego się dzieje. Teraz to wszystko wyszło na jaw i dzieci powiedziały, co i jak było. Zwabiał ich to słodyczami, to pieniądze im dawał - 2 zł, 5 zł zależnie od dzieciaka. Kasety im pornograficzne puszczał w domu, a potem to z nimi robił.
Teraz właściwie wszystko wróciło już do normy. D. wciąż chodzą do sąsiadów po mleko dla dzieci. "Dzień dobry, dzień dobry", jak co dzień. Rozmawiając z mieszkańcami miejscowości ma się wrażenie, że właściwie nic się nie stało - szkoda tylko Tedzia i jego matki, bo przecież syn do więzienia pójdzie. Wszyscy jednak zapomnieli o dzieciach...
OP