
Chętnie jest obsadzana w rolach „śpiewanych”. Często bywa asystentką reżysera, ale nie myśli o karierze reżyserskiej. Dziś o aktorstwie rozmawiamy z Beatą Przewłocką. Na stronie Aktualności wybieramy najpopularniejszego aktora Teatru im. Sewruka.
Piotr Derlukiewicz: Które z Pani dokonań scenicznych w mijającym sezonie uznałaby Pani za najważniejsze?
Beata Przewłocka: Najważniejsza rola zawsze jest przede mną. Nigdy nie patrzę na to w ten sposób, że rola, którą zagrałam, była najważniejsza. To by było tak - w moim przekonaniu - jakbym już na nic nie czekała. Uważam, że najważniejsza rola to ta, której jeszcze nie zagrałam. I to się chyba sprawdza.
A w nieco innym sensie. Gdyby miała Pani zgłosić swoją rolę do plebiscytu za ten sezon, to zgłosiłaby Pani... co?
W tym sezonie z tych ról, które zagrałam... Najnowsza - w „Czego nie widać” to jest ostatnia moja premiera z tutaj zagranych, inne jeszcze przede mną. Ale taką rolę powinno się wybierać spośród kilkunastu...
Lubi Pani śpiewać? Wielu elblążan ceni Panią jako aktorkę śpiewającą.
Też. Mój głos „pasuje” różnym reżyserom, można tak to nazwać. Cieszę się, jeżeli dostaję takie propozycje, ponieważ jest to zawsze coś innego, a w teatrze dramatycznym nieczęsto zdarzają się takie role. Akurat tutaj szczęśliwie zdarzyło mi się, że jestem w Osieckiej, w przedstawieniu z piosenkami Agnieszki Osieckiej „Cafe Sax” i w piosenkach Grechuty. To są w tej chwili takie dwa spektakle muzyczne na tapecie. A ponieważ są bardzo różne, to dla mnie bardzo dobrze. To daje satysfakcję - występować w zupełnie odmiennym repertuarze.
Mówiąc o tym, że najważniejsza rola przed Panią...
Taką mam nadzieję...
Ja również... Czy ma Pani na myśli coś konkretnego?
Wie pan, to jest pytanie, które już wiele razy w moim życiu teatralnym mi zadawano i ja zawsze mówię, że nie. Dlatego, że teatr, życie teatralne, że aktor to jest taki zawód, który niesie za sobą na każdym etapie niespodzianki. Nie można sobie, tak jak w innym zawodzie, założyć, że gdy będę miała tyle lat, to będę robić to. Tutaj się tak nie da, dlatego, że to, jak zagram, zależy ode mnie. Natomiast to, co zagram, to ode mnie nie zależy. Moim zdaniem, I błędem jest założenie sobie, że jest coś, co ja muszę mieć. Bo to rodzi w człowieku pewne ograniczenie, napięcie. Uważam, że lepiej jest, jeżeli się przyjmuje to, co się dostaje, i stara się to robić jak najlepiej. To jest - w moim przekonaniu - zdrowsze. No, chyba że ktoś ma własny teatr, wtedy można tak planować. Ale w teatrze repertuarowym, wydaje mi się, że nie do końca.
Bywa Pani asystentką reżysera. Czy to „przymiarka” do reżyserowania?
Nie, reżyseria nigdy mnie nie ciągnęła. Przynajmniej do tej pory nie. A asystentką reżysera, akurat tak się składa, że jestem dosyć często, ponieważ spokojnie mogę pogodzić tę funkcję z graniem. I być może na tym to polega, że asystentką reżysera jestem dość często wybierana.
Czy to znaczy, że dobrze opanowuje Pani wybuchy reżysera?
Nie. To w ogóle nie na tym polega. Asystent reżysera to jest funkcja, która jest pomocna reżyserowi, a nie tonująca jakieś jego wybuchy. Chociaż, jeżeli by coś takiego zaistniało, to być może tak. Ale asystent reżysera robi to, czego reżyser w danym momencie nie może zrobić, a co jest mu niezbędnie potrzebne.
Pozostałe rozmowy:
Leszek Czerwiński
Anna Gryszkiewicz
Mariusz Michalski
Marcin Tomasik
Tomasz Muszyński
Krzysztof Bartoszewicz
Jolanta Tadla
Anna Suchowiecka
Anna Iwasiuta
Jerzy Przewłocki
Teresa Suchodolska-Wojciechowska
Beata Przewłocka: Najważniejsza rola zawsze jest przede mną. Nigdy nie patrzę na to w ten sposób, że rola, którą zagrałam, była najważniejsza. To by było tak - w moim przekonaniu - jakbym już na nic nie czekała. Uważam, że najważniejsza rola to ta, której jeszcze nie zagrałam. I to się chyba sprawdza.
A w nieco innym sensie. Gdyby miała Pani zgłosić swoją rolę do plebiscytu za ten sezon, to zgłosiłaby Pani... co?
W tym sezonie z tych ról, które zagrałam... Najnowsza - w „Czego nie widać” to jest ostatnia moja premiera z tutaj zagranych, inne jeszcze przede mną. Ale taką rolę powinno się wybierać spośród kilkunastu...
Lubi Pani śpiewać? Wielu elblążan ceni Panią jako aktorkę śpiewającą.
Też. Mój głos „pasuje” różnym reżyserom, można tak to nazwać. Cieszę się, jeżeli dostaję takie propozycje, ponieważ jest to zawsze coś innego, a w teatrze dramatycznym nieczęsto zdarzają się takie role. Akurat tutaj szczęśliwie zdarzyło mi się, że jestem w Osieckiej, w przedstawieniu z piosenkami Agnieszki Osieckiej „Cafe Sax” i w piosenkach Grechuty. To są w tej chwili takie dwa spektakle muzyczne na tapecie. A ponieważ są bardzo różne, to dla mnie bardzo dobrze. To daje satysfakcję - występować w zupełnie odmiennym repertuarze.
Mówiąc o tym, że najważniejsza rola przed Panią...
Taką mam nadzieję...
Ja również... Czy ma Pani na myśli coś konkretnego?
Wie pan, to jest pytanie, które już wiele razy w moim życiu teatralnym mi zadawano i ja zawsze mówię, że nie. Dlatego, że teatr, życie teatralne, że aktor to jest taki zawód, który niesie za sobą na każdym etapie niespodzianki. Nie można sobie, tak jak w innym zawodzie, założyć, że gdy będę miała tyle lat, to będę robić to. Tutaj się tak nie da, dlatego, że to, jak zagram, zależy ode mnie. Natomiast to, co zagram, to ode mnie nie zależy. Moim zdaniem, I błędem jest założenie sobie, że jest coś, co ja muszę mieć. Bo to rodzi w człowieku pewne ograniczenie, napięcie. Uważam, że lepiej jest, jeżeli się przyjmuje to, co się dostaje, i stara się to robić jak najlepiej. To jest - w moim przekonaniu - zdrowsze. No, chyba że ktoś ma własny teatr, wtedy można tak planować. Ale w teatrze repertuarowym, wydaje mi się, że nie do końca.
Bywa Pani asystentką reżysera. Czy to „przymiarka” do reżyserowania?
Nie, reżyseria nigdy mnie nie ciągnęła. Przynajmniej do tej pory nie. A asystentką reżysera, akurat tak się składa, że jestem dosyć często, ponieważ spokojnie mogę pogodzić tę funkcję z graniem. I być może na tym to polega, że asystentką reżysera jestem dość często wybierana.
Czy to znaczy, że dobrze opanowuje Pani wybuchy reżysera?
Nie. To w ogóle nie na tym polega. Asystent reżysera to jest funkcja, która jest pomocna reżyserowi, a nie tonująca jakieś jego wybuchy. Chociaż, jeżeli by coś takiego zaistniało, to być może tak. Ale asystent reżysera robi to, czego reżyser w danym momencie nie może zrobić, a co jest mu niezbędnie potrzebne.
Pozostałe rozmowy:
Leszek Czerwiński
Anna Gryszkiewicz
Mariusz Michalski
Marcin Tomasik
Tomasz Muszyński
Krzysztof Bartoszewicz
Jolanta Tadla
Anna Suchowiecka
Anna Iwasiuta
Jerzy Przewłocki
Teresa Suchodolska-Wojciechowska
PD