UWAGA!

Kazik Staszewski dla portEl.pl o Kulcie i nie tylko

 Elbląg, Kazik Staszewski dla portEl.pl o Kulcie i nie tylko
Fot. materiały prasowe Kultu

Kult po latach wraca do Elbląga, zagra tu już 21 października, a my mieliśmy okazję porozmawiać z liderem legendarnego zespołu, Kazikiem Staszewskim. O muzyce i koncertach, ale też o wspomnieniach, także tych związanych z Elblągiem, czy... o serialach.

Tomasz Bil: - Wkrótce koncert w Elblągu, to może zacznijmy od Elbląga? Książka "Kult Kazika" Leszka Gnoińskiego przypomina historię związaną z Waszą wizytą w naszym mieście. We wrześniu 1992 roku, po koncercie, Piotra Morawca zabrała policja z zajazdu Wiatrak. Pamięta Pan tę sytuację?

Kazik Staszewski: - Pamiętam. Tam sytuacja rozbiła się o wydanie nam kijów do bilarda. Mnie przy tym nie było, znam to tylko z opowiadań. Zdaje się, że chodziło o to, że recepcjonistka czy recepcjonista odmówił nam wydania kijów i bil, twierdząc, że jest już zbyt późno. Pan Morawiec nerwowo zareagował i recepcjonistka wezwała policję. Nie pamiętam, czy wezwano czy nie wezwano właścicieli, ale była to tego typu sytuacja, że byli oni ostro przeciwko nam nastawieni. Zarzucili Piotrowi Morawcowi, że dokonał tam jakichś zniszczeń. Przyjechała policja, nie wiem, czy został aresztowany, ale na pewno zabrany na komisariat. Sprawa się wyjaśniła i chyba tej samej nocy albo rano został wypuszczony.

 

- We wspomnianej książce jest: "następnego dnia".

- Następnego dnia. To było jakoś tak, że z kolei policjanci byli do nas nastawieni przychylnie. Jeżeli prawdą jest, że jakieś zniszczenia były, bo ja tego nie pamiętam, to można powiedzieć, że nam się upiekło.

 

- Tam padły jeszcze oskarżenia o kradzież biżuterii.

- A to nie, to już absurd zupełny. Nie sądzę, żeby Piotrek coś takiego był w stanie uczynić.

 

- Mam nadzieję, że teraz w Elblągu obejdzie się bez takich przygód (śmiech). Co do niedawnego rozpoczęcia Trasy Pomarańczowej: "świetnie", "mega", "wypas" – to niektóre komentarze facebookowe słuchaczy po koncercie. A jakie wrażenia z początku trasy macie jako muzycy?

- Koncert był fajny, zresztą tak samo ubiegłoroczny. Okazało się, że w Oslo jest wśród miejscowej Polonii duże zapotrzebowanie na Kult. Generalnie wydaje mi się, że jest w Europie parę takich miast, gdzie spokojnie byśmy zapełnili salę do 1000 osób albo i więcej, z tym, że jakoś mało jest takich zdolnych organizatorów, którzy by zaryzykowali sprowadzenie nas bez odpowiedniego dofinansowania. Nie wiem, czemu tak się dzieje, ale tak jest. W samym Oslo koncert był bardzo fajny, ale z pewnymi przygodami. Znowu wrócimy do pana Morawca, bo Piotrek przed wyjazdem był przez tydzień na urlopie w Turcji, tam się czegoś nabawił, nie jesteśmy przecież pierwszej młodości, musiał chodzić w takim gorsecie. Trzy godziny przed wylotem dowiedzieliśmy się, że lekarz kategorycznie zabronił mu wyjazdu i grania koncertu, więc graliśmy w okrojonym składzie. Mimo to było bardzo czadowo i profesjonalnie.

Nie podoba mi się w miejscach, w których wiele razy graliśmy, w Londynie, w Dublinie czy w Niemczech, pewna rzecz, do której już się zdołałem przyzwyczaić. Nie wiem, jakie prawo obowiązuje w Norwegii, ale u nas na koncercie jest tradycja tzw. "pływania", ludzie są wynoszeni do góry, przekładani z rąk do rąk i wyrzucani za bramkę. W Polsce, jak gramy, to nasza ochrona i każda ochrona wpuszcza potem z powrotem na salę. W Oslo dla takich delikwentów w tym momencie koncert się kończył i to było dosyć nieprzyjemne, więc szybko poprosiłem ludzi, żeby tego "pływania" zaniechali. Nie wiem, może tam jest jakieś uwrażliwienie na takie sprawy bezpieczeństwa, może klub płaciłby jakąś karę, gdyby ktoś coś sobie zrobił, ale to mi się tam nie podobało.

 

- Do Londynu ruszacie już w pełnym składzie?

- Tak, nie mam żadnych wiadomości, żeby Piotr nie leciał.

 

- W jednym z ostatnich wywiadów powiedział Pan, że planowane koncerty z Trasy Pomarańczowej są inne, każdy jest wyjątkowy. Do Elbląga wracacie po dłuższej przerwie, więc nie ma obawy, że po krótkim czasie występ będzie zbyt podobny repertuarowo do poprzedniego, ale czego możemy się spodziewać?

- Trudno mi powiedzieć, nie pamiętam, co graliśmy na ostatnim koncercie w Elblągu. U nas programy pisze Irek Wereński, basista, który zresztą bardzo solidnie się do tego przygotowuje i sprawdza u źródeł, w internecie czy na naszym forum, jaki w danym mieście był grany program i w ten sposób konstruuje nowy. Pewne numery oczywiście się powtórzą, bo powtarzają się zawsze. Ludzie by nas zabili, gdybyśmy nie zagrali "Polski", "Baranka" czy "Wódki". Myślę, że na pewno będzie trochę "elblągowskich" premier.

 

- A co zdecydowało o tym, że tym razem na trasie znalazło się nasze miasto?

- To nie do mnie pytanie, konstruowaniem całego przebiegu Trasy Pomarańczowej zajmuje się menadżer, Piotr Wieteska, ja po prostu dostaję informację: kiedy i gdzie.

 

- Zostańmy jeszcze na chwilę w temacie koncertów. W autobiografii wydanej kilka lat temu pada takie stwierdzenie Kazika Staszewskiego:

„Mam taką samolubną teorię po zakończeniu jesiennej trasy, że Kultu nie lubią ci, którzy nie widzieli zespołu na żywo. Mieliśmy pełne sale, łącznie ze Spodkiem, normalnie biletowane koncerty, bez sponsorów i przychodzi tych ludzi coraz więcej, mimo że sytuacja koncertowa ogólnie jest słaba”.

Ten wyjątkowy odbiór właśnie koncertów Kultu na to z Pana perspektywy kwestia spotkania z żywą publicznością, innego odbioru dźwięku niż tego nagranego w studiu, oprawy wizualnej koncertów, może jeszcze czegoś innego?

- Myślę, że wszystko po trochu, oprawa wizualna, światła... Piotrek Wieteska wprowadził ten zespół już lata temu na taki wyższy poziom, bo poza tym, że jest menadżerem, jest takim dziesiątym członkiem zespołu i dba, żeby to nie tylko brzmiało, ale też wyglądało. Staramy się dawać z siebie wszystko, do czego jesteśmy w danej chwili zdolni. Nie wiem, czy są w Polsce zespoły, które grają blisko trzygodzinne koncerty i myślę, że publiczność to docenia. Trudno mi powiedzieć, jak to będzie wyglądało na tegorocznej Trasie Pomarańczowej, z naszej strony nic się nie zmieni, ale obawiam się o frekwencję, która wynika z sytuacji ekonomicznej, w jakiej się Polska obecnie znalazła. Wszystko drożeje, ludzie mają coraz mniej pieniędzy, organizacja koncertu kosztuje dużo więcej niż rok temu, wobec tego przekłada się to, jak się zdaje, na sprzedaż biletów. Będziemy się starali zrobić wszystko, żeby ci, którzy zdecydują się przyjść, nie żałowali ani swojego cennego czasu ani ciężko zarobionych pieniędzy.

 

- Ostatnio poszedłem na spacer po mieście z „Ostatnią płytą” na słuchawkach, gdzie czyta Pan fragmenty swojego pamiętnika z 1979 r, jeszcze z czasów zespołu Poland. Dla mnie te czasy komuny, subkultur takich jak gitowcy, pożyczania i zgrywania albumów od kolegów, to coś, o czym mogę najwyżej poczytać, inny świat. Są takie rzeczy z tych lat, za którymi Pan albo koledzy szczególnie tęsknicie, szczególnie wspominacie?

- No tęsknić to generalnie nie ma za czym, chyba tylko i wyłącznie za młodością. Było się młodym, człowiek mniej myślał, bardziej działał. Mniej analizował. Młodość żyje sercem, nie mózgiem, do tego mi tęskno (śmiech). Nie tęsknię do tych czasów, zdaję sobie natomiast sprawę, że z jednej strony mieliśmy trochę trudniej. Średniej klasy w miarę przyzwoita gitara kosztowała tyle, ile moja mama zarabiała w pół roku czy w osiem miesięcy. Ciężko było nagrać płytę, z różnych powodów. Były tylko wytwórnie państwowe, był też urząd cenzury. Pierwszy krok, jeśli się chciało nagrać płytę, to było oddanie wszystkich tekstów do cenzury. To taki śmieszny fakt, że na pierwszej płycie, którą udało nam się nagrać, z piosenek pierwszego sortu nie przeszła żadna. Za drugim razem zostawili kilka i dopiero trzeci rzut tekstów mógł stanowić o repertuarze pierwszej płyty. My na pierwszych płytach gramy rzeczy, które nie są reprezentatywne dla Kultu w roku 85, 86... Na koncertach graliśmy zupełnie inne rzeczy. Oczywiście druga płyta, "Posłuchaj to do ciebie", w tej wersji wznowionej, bo już cenzury nie było, jest w miarę reprezentatywna. Pamiętajmy, że ona wyszła w Klubie Płytowym Razem w bardzo okrojonej formie i dopiero wydanie kompaktowe zawiera pełną wersję.

Z drugiej strony mieliśmy łatwiej, bo szereg różnych koncertów klubowych ludzie nagrywali na kasety magnetofonowe, to się roznosiło pocztą pantoflową, była Rozgłośnia Harcerska... nawet ta Trójka słuchana w milionach domów, tu nie przesadzę, stanowiła, że łatwiej było zaistnieć. Teraz każdy może sobie naprawdę niewielkim kosztem zrobić studio nagraniowe w domu, kupić porządny instrument, ale mnogość propozycji często powoduje, że całkiem przyzwoite kapele przez całe lata nie mogą się przebić i tkwią w martwym punkcie.

Ktoś tak powiedział o wyborze np. serów na wolnym albo niewolnym rynku: Jak masz w sklepie jeden, musisz go kupić, jak masz dziesięć, to masz wybór, ale jak masz tysiąc, to znów nie masz wyboru, bo tysiąca nie przetestujesz, możesz losować albo zdać się na opinię znawcy, przyjaciela... Ja docieram do współczesnych kapel, które są interesujące, zarówno polskich i zagranicznych, opierając się na opinii moich dwóch synów i dwóch kolegów, bo samemu mi się nie chce szukać, nie chcę tracić czasu na losowanie i słuchanie czegoś, co nie jest tego warte. Synowie i koledzy mają podobny gust do mojego, więc to spore ułatwienie. Podsumowując: nie tęsknię za tamtymi czasami, było trudniej, ale zarazem łatwiej, teraz jest łatwiej, ale zarazem trudniej.

 

- Kult i Kazik Staszewski kojarzą się, chyba nie tylko mi, z muzycznym komentowaniem społeczno-politycznej rzeczywistości. Nieoddane 100 milionów Lecha Wałęsy, Łysy jadący do Moskwy, dzisiaj pandemia koronawirusa czy wojna w Ukrainie to niektóre przykłady. Podpisałby się Pan pod takim opisem tej twórczości jako w dużej mierze społeczno-politycznego komentarza?

- Tak, między innymi tak, oczywiście nie wszystko, ale co poniektóre kawałki tak. W końcu jestem wykształconym socjologiem, aczkolwiek nie mam na to papierów, bo studiów nie ukończyłem, ale mam taki ogląd quasi-socjologiczny na to, co się dzieje. Obserwuję otaczający świat z poziomu takich małych struktur, interakcji w małych grupach, a także tych wielkich, z poziomu globalnego... i przetrawiam to jakoś na te swoje rymowanki.

 

- Aż mnie korci, żeby spytać o komentarz do przekopu Mierzei Wiślanej, bo to u nas teraz temat mocno na czasie. To byłby temat na utwór?

 

- Powiem zupełnie szczerze, że nie bardzo wiem, o co chodzi w przekopie Mierzei Wiślanej, ponieważ unikam mediów, telewizji... Ktoś mi ostatnio podesłał artykuł jakiejś gazety sprzed wojny dotyczący pomysłu zbudowania portu w Gdyni. Było to tam odsądzone od czci i wiary jako nieracjonalne przedsięwzięcie, które będzie kosztować setki miliardów złotych i przez całe dziesięciolecia nie przyniesie żadnych korzyści i jest czystym idiotyzmem. Jak pokazała historia, ten artykuł się mylił. Powtórzę, nie jestem ekspertem, ale wiem też, że eksperci czy pseudoeksperci potrafią się mocno pomylić.

 

- Wracając do muzyki. W tym roku mija 40 lat istnienia Kultu. Przez te cztery dekady zmieniał się skład zespołu, świat wokół, muzyka i tak dalej. Pomijając nazwę i kwestie personalne: co w Kulcie jest przez te wszystkie lata niezmienne?

- Ja (śmiech).

 

- Pomijając kwestie personalne!

- Myślę, że w tak dużej perspektywie czasowej wszystko się zmieniło. Mi się zmienił głos, jest kwestia wieku, inaczej się widzi świat mając lat 19, inaczej 59. Z racji, że nie obchodzimy 40-lecia, chcieliśmy obchodzić 41-lecie i uczcić je koncertem, w którym zostałby zaprezentowany pierwszy skład Kultu, bo akurat wszyscy jeszcze żyją i cieszą się dobrym zdrowiem. Nie dojdzie to chyba... na pewno nie dojdzie do skutku, bo ówczesny basista, dzisiejszy menadżer Piotrek Wieteska odmówił udziału. Bez niego to już nie będzie to samo. A to byłby taki łączony koncert, kilka kawałków w pierwszym składzie, potem w tym nowym, to byśmy zobaczyli skalę zmian i te rzeczy, które są niezmienne... ale tych drugich ja nie potrafię wymienić. Wszystko się zmieniło.

 

- Przed Elblągiem będziecie z Kultem grali w Toruniu. Z racji historii zespołu, historii Pana praktyk studenckich na socjologii i poznania tam swojej żony, koncerty tam są dla Was szczególne?

- Szczerze mówiąc nie, nie są. Nie wiem, gdzie w tym roku będziemy grali, czy w Odnowie, czy w auli UMK, wolałbym w auli, bo nie przepadam za Odnową. Tam jest słaba akustyka i słabe warunki do grania, jest po prostu dla nas trochę za mała. Toruń darzę wielkim sentymentem, to chyba drugie miasto po Warszawie, w którym z racji powiązań rodzinnych spędzałem dużo czasu. Już nie spędzam, bo oboje rodzice Ani już umarli. Za samym klubem jako miejscem do grania nie przepadam, chociaż Maurycego, kierownika Odnowy, bardzo lubię, on po prostu działa na tym, co ma.

 

- Co dla Kultu i Kazika Staszewskiego szykuje przyszłość po tegorocznej Trasie Pomarańczowej? Ewentualnie co by Pan chciał, żeby ta przyszłość przyniosła?

- Odkąd zaczęła się pandemia, przestałem mieć jakieś dalekosiężne plany. Świat się zmienia zarówno w skali mikro jak i makro, z miesiąca na miesiąc. Co ja tu mogę planować? Są jakieś zaplanowane koncerty, chcę w końcu skończyć płytę, którą zaczęliśmy z Kwartetem ProForma, ale wszystko się jakoś tak poukładało, że zaczęliśmy w ubiegłym roku jesienią, latem mieliśmy skończyć, ale nie było czasu. Trzeba było "odrabiać" stracone koncerty, które w tym roku graliśmy, a były zakontraktowane na 2020. Nie miałem więc wakacji.

Staram się żyć dniem dzisiejszym i nie myśleć o przyszłości, bo nie jestem w stanie jej określić, nie myśleć o przeszłości, bo nie jestem w stanie jej zmienić. Mogę jeszcze podać taką dykteryjkę. Wczoraj z żoną byliśmy u prawników, bo jestem szczęśliwym posiadaczem kredytu we frankach szwajcarskich (śmiech), chciałem coś z tym zrobić, bo policzyłem sobie, ile już zapłaciłem, ile powinienem jeszcze zapłacić. Prawnicy przedstawili mi, jak wygląda sytuacja z unieważnieniem takiej umowy. Poinformowali, że takie sprawy są w 95-97 proc. wygrywane przez tych kredytobiorców. Na koniec, kiedy już byłem mocno przekonany, żeby działać, spytałem, kiedy to się stanie. A oni: "No, za jakieś sześć lat". Plus jeszcze dwa, bo bank będzie się pewnie odwoływał i utrudniał przepisanie hipoteki, bo oni to po prostu utrudniają w każdy możliwy sposób, kiedy ludzie zakładają te sprawy o przewalutowanie czy unieważnienie umowy. Za osiem lat to mnie może po pierwsze już nie być, a po drugie świat może kompletnie inaczej wyglądać. Jeszcze nie podjąłem decyzji, ale mocno się zastanawiam, co zrobić w tej sytuacji czy zawracać sobie głowę.

 

- Chciałbym zakończyć wątkiem nieco mniej muzycznym. Zapadło mi w pamięć, jak dwa lata temu podczas pandemii w ramach solowego projektu śpiewał Pan, że nie ma na nic czasu, bo ogląda seriale. Teraz koncertować i prowadzić wiele innych działań można i czasu pewnie jest jeszcze mniej, ale spytam: co w tym roku do obejrzenia na małym lub dużym ekranie poleca Kazik Staszewski?

- Teraz miałem troszeczkę przerwy w oglądaniu seriali. Polecono mi i oglądamy z żoną "Stranger Things", w końcu się za to zabrałem, ale dupy nie urywa. Nie wiem, skąd te zachwyty zewsząd. Jest oczywiście końcówka "Better Call Saul". Wiadomo, ja na pierwszym miejscu stawiam niezmiennie "Breaking Bad". Ostatni sezon "Better Call Saul" daje możliwość porównania tych seriali i o ile moje opinie na temat prequela były różne, tak ostatni sezon jest znakomity, prawie równy "Breaking Bad". Ciekawy jest duński serial "Rząd", o takiej babce, która jest premierem, fikcyjna postać... Mam trochę odłożonych rzeczy do obejrzenia, ale tu też się robi sytuacja jak z muzyką. Kiedyś były te klasyki, seriale typu "The Sopranos", "Lost", "Sześć stóp pod ziemią". Na początkach, jak serial zaczynał nabierać formy i nie był wtórną historią w stosunku do filmu kinowego, był wybór, były świetne pozycje. Teraz jest już tego potwornie dużo... O, "Ozark" bym jeszcze polecił, niedawno się skończył... Jednak mnogość propozycji sporo utrudnia. Na Disneyu zobaczyłem, że jest serial o Wu-Tang Clan, o Tysonie, to będę się starał oglądać... Tak zapytany z zaskoczenia, przy tej mnogości propozycji, to jakieś rzeczy przypominają, ale musiałbym się lepiej przygotować do odpowiedzi.

 

- A nowe "Gwiezdne wojny", seriale Disneya? Wspominał Pan kiedyś o "Star Wars" jako takim filmie dzieciństwa.

- Te seriale na Disneyu powiązane z sagą widziałem. "The Mandalorian" i "Kenobiego", są całkiem niezłe. Tutaj zdrady nie ma. Na pewno dużo lepsze niż ta disneyowska kinowa końcówka... Teraz się przygotowuję się, nie pamiętam tytułu, ale do serialu, którego bohaterem jest Boba Fett.

 

- "Księga Boby Fetta".

- To jest jeden z moich ulubionych bohaterów jeszcze z dawnych, dawnych czasów klasycznej sagi. Nawet w jednej mojej piosence występuje, "Komandor Tarkin". Czeka mnie jeszcze sporo rzeczy do obejrzenia...

 

- Bardzo dziękuję za naszą rozmowę, dużo radochy na koncercie w Londynie i do zobaczenia w Elblągu.

- W Londynie będziemy dosłownie przez moment, jeden dzień, ale myślę, że radocha na koncercie będzie. Do zobaczenia.

 

Kult w Elblągu zagra 21 października, w Hali Sportowo-Widowiskowej przy al. Grunwaldzkiej, więcej informacji tutaj. Elbląska Gazeta Internetowa portEl.pl jest patronem medialnym koncertu.

rozmawiał Tomasz Bil

Najnowsze artykuły w dziale Kultura

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama