UWAGA!

"Ludzie to moja największa pasja" (Rok Kobiet, odc. 8)

 Elbląg, Bogumiła Salmonowicz.
Bogumiła Salmonowicz. Fot. Anna Dembińska

Zwykła o sobie samej mówić "150 proc. baby w ludzkim ciele". Wkrótce ukaże się jej nowa książka. Jest poetką, pedagogiem, terapeutką, coachem, wykładowcą, przedsiębiorcą... - Lubię ludzi. Niezmiennie jestem ich bardzo ciekawa - podkreśla. Tym razem w cyklu portElu "Rok Kobiet" spotykamy się z Bogumiłą Salmonowicz.

- Zacznijmy od poezji, która odgrywa w Pani życiu istotną rolę. Za chwilę premiera nowej książki „Między nami czerwienieją chwile”. Czego możemy się po niej spodziewać?

- To moja czwarta samodzielna książka, która ukazuje się po czteroletniej przerwie w publikowaniu. Jest dla mnie bardzo ważna, ponieważ zbiera teksty, które powstały w większości już po wydaniu tomu pt. „Femoglobina” (2017).

 

- Co w tych ostatnich czterech latach inspirowało Panią do pisania?

- Niezmiennie ludzie. To moja największa pasja: obserwowanie, słuchanie, rozmawianie, dokopywanie się do ich światów, ale także udzielanie im wsparcia w samodzielnym dochodzeniu do rozumienia siebie i innych. Pewnie dlatego w moim pisaniu jest dużo emocji, zwłaszcza tych, które wynikają ze świata kobiet.

 

- Już choćby wspomniany tytuł „Femoglobina” na te sprawy kobiet naprowadza.

- To dla mnie szczególna książka, choć nie było o niej głośno. Teraz zdaję sobie sprawę, że sama nie umiałam zadbać o jakąś szczególną jej promocję. „Femoglobina” cały czas jest mi jednak bardzo, bardzo bliska.  Zawiera ekfrazy, czyli teksty inspirowane obrazami pochodzącej z Kaszub Romany Klinkosz. Przed kilkoma laty – przy okazji organizacji Festiwalu Literatury "Wielorzecze" - w „Sali u św. Ducha” w Bibliotece Elbląskiej miała miejsce jej wystawa, a ja zachwyciłam się obrazami przedstawiającymi historie kobiet, które umownie autorka nazwała wspólnym imieniem Troda. Siłą rzeczy były to teksty o kobiecych losach. Dodam, że w najnowszej książce czytelnicy nie odnajdą już formy, jaką jest ekfraza, ale za to będą mogli podziwiać fotografie naszego klubowego kolegi, Wiesława Leszczyńskiego. Ja sama ciągle czuję się mocno związana ze Stowarzyszeniem Alternatywni, które lata temu wspólnie zakładaliśmy na bazie Alternatywnego Elbląskiego Klubu Literackiego. Zawsze powtarzam, że moje wiersze ujrzały światło dzienne dzięki temu, że zaproszono mnie do działania w Alternatywnym Elbląskim Klubie Literackim. Mam nadzieję, że do Alternatywnych dołączą wkrótce nowi członkowie. Zapraszamy wszystkich, którzy kochają czytanie, chcieliby odkryć lub rozwijać swoje zdolności literackie lub tych, których rozsadza energia do społecznikowskiego działania.

 

- Powiedziała Pani, że pisze dużo o sprawach kobiet. Jakie to sprawy?

- Myślę, że to o czym piszę ma chyba bardziej uniwersalny charakter, bo dotyczy spraw ogólnoludzkich, ale ze względu na to, że sama jestem kobietą, to struktura emocjonalnego przeżywania życia od strony kobiety jest mi chyba bardziej znana. Warto zaznaczyć, że częściej właśnie kobiety zwracają się do mnie o pomoc, w związku z tym z nimi więcej rozmawiam o dylematach życiowych. Tak jak powiedziałam, to są dylematy ludzi w ogóle: związane z rodziną, udaną i nieudaną miłością, związkami, chorobami, niepełnosprawnością... Od wielu, wielu lat współpracuję z elbląskimi Amazonkami. Z powodu ograniczeń pandemicznych ostatnio tych spotkań prawie nie było, niemniej czuję się ciągle z nimi mocno związana. Mam też w swoim doświadczeniu, także zawodowym, sporo spotkań i refleksji związanych z chorobą własną, bliskich albo z radzeniem sobie z bardzo trudnymi momentami w życiu.

 

- Jak to się stało, że przy wielu różnych aktywnościach zawodowych znalazło się miejsce dla poezji?

- Ona tak naprawdę pojawiła się najpierw; moje pierwsze próby pisarskie to czas liceum. Później bardzo wcześnie wyszłam za mąż, intensywnie żyłam też zawodowo, ale i tak pisałam do tzw. szuflady. Pisywałam też trochę okazjonalnie, np. na urodziny, imieniny czy inne uroczystości moich bliskich. Na pewno nie zdecydowałabym się na upublicznienie tego, co piszę, gdyby nie fantastyczni ludzie z Alternatywnego Elbląskiego Klubu Literackiego. Oni ośmielili mnie w największym stopniu. Bardzo wiele zawdzięczam Dominice Lewickiej-Klucznik, która przeprowadzała mnie przez moje teksty krytycznym okiem. Cała ta atmosfera wsparcia, „warsztatowanie” na własnych i cudzych tekstach, „zagrzewanie mnie” przez koleżanki i kolegów do tego, żeby publikować – dodawało skrzydeł. Pierwsza moja książka pod tytułem BoSa została wydana dzięki projektowi opracowanemu przez Dominikę i pozyskaniu dofinansowania od prezydenta miasta Elbląg. Znalazło się tam sporo nowych, ale i dawnych tekstów, trochę doszlifowanych, zmienionych pod wpływem „dochodzenia do dojrzałości” literackiej.

 

- Zostawmy na chwilę poezję. Ma Pani bardzo bogatą drogę zawodową...

- Zaczynałam od pracy w szkole podstawowej, w świetlicy szkolnej, w półinternacie - po wcześniej ukończonych studiach pedagogicznych. Pracując z dziećmi i młodzieżą realizowałam również pomysły artystyczne - zakładałam koła recytatorskie, teatry dziecięce, kabarety. Zawsze bardzo mnie to pasjonowało. Później przyszedł czas na pracę w szkole średniej, w II LO w Elblągu. Byłam pierwszą osobą, dla której stworzono etat pedagoga szkolnego w szkole średniej w naszym mieście. To była połowa lat 80'. Bardzo lubiłam tę rolę i myślę, że dzięki pracy z młodzieżą, która często nie miała z kim porozmawiać o swoich trudnych sprawach, bardzo wiele się nauczyłam. Pracowałam też w elbląskim kuratorium oświaty w czasach, gdy Elbląg był województwem. Zajmowałam się profilaktyką  niedostosowania społecznego i resocjalizacją. Pracowałam też w Ośrodku Doskonalenia Nauczycieli jako metodyk pedagogów szkolnych jak i przedmiotu, który nazywał się wówczas przygotowanie do życia w rodzinie. W międzyczasie były różne studia podyplomowe, a potem przyszedł czas na szkolnictwo wyższe. Najpierw Nauczycielskie Kolegium Języków Obcych, które było jedną z trzech szkół, na bazie których powołano PWSZ w Elblągu, gdzie pracuję do dzisiaj. Miałam też kilkuletni „romans” z Politechniką Gdańską, w której wykładałam dwa autorskie przedmioty.

Jest jeszcze jeden istotny element w moim życiu zawodowym, o którym nie powiedziałam. Ponad 20 lat temu założyłam własną, jednoosobową firmę, Pracownię Doradztwa Personalnego, Edukacji i Terapii. W jej ramach wspomagam ludzi w kryzysach, ale też współpracuję z bardzo wieloma firmami i organizacjami pozarządowymi, organizując szkolenia i warsztaty w zakresie podnoszenia kompetencji miękkich.

 

- Czy zawodowo, czy w ramach artystycznych pasji, wszystko, co Pani robi, wiąże się z człowiekiem: z współpracą i spotkaniami z innymi ludźmi...

- Tak. Lubię ludzi. Niezmiennie jestem ich bardzo ciekawa. Obserwuję też nasze powiązania z szeroko pojętym środowiskiem, z przyrodą, czego wyraz dałam m.in. w drugiej książce zatytułowanej „Abrazje”. Ludzie to świat, wokół którego wszystko w moim życiu się kręci.

 

- Od lat jest Pani związana z Elblągiem. Jak postrzega Pani to miasto?

  Elbląg, "Między nami czerwienieją chwile".
"Między nami czerwienieją chwile". Fot. arch. Bogumiły Salmonowicz

- Moje korzenie są bieszczadzkie. Urodziłam się w Sanoku, ale jako bardzo małe dziecko wyjechałam stamtąd i większość życia osobistego i zawodowego to Elbląg. Bardzo lubię to miasto, kocham się w Starówce, cieszę się, że tutaj tętni życie. Miasto czynią ludzie. Jako elblążanie wpisani jesteśmy w szczególną historię naszego miasta i z tego powodu jest w nas ogromna różnorodność, a ja dobrze się z tym czuję. Osoby, które tu mieszkają mają często swoje korzenie w najróżniejszych miejscach. Sama miałam zaszczyt utrzymywać bardzo dużo kontaktów z osobami, które zostały repatriowane z terenów wschodnich, z okolic Wilna czy Lwowa... Ten ich zaśpiew, ten specyficzny akcent był przez długi czas stałym elementem Elbląga, a także mojej rodziny. Zresztą w tej chwili nadal jest przecież w Elblągu bardzo dużo napływowej ludności. To bardzo specyficzne miasto, w którym - z mojej perspektywy - dzieje się bardzo dużo dobrego, wiele imprez i wydarzeń, w pokrywających się terminach i trzeba wybierać, decydować, dokąd i na co pójść. Gdy śledzę wpisy internetowe w mediach elbląskich, to, gdyby uwierzyć w ich treść, można byłoby sądzić, że Elbląg jest dziurą i nic się tu nie dzieje. Mam wielu znajomych, którzy przyjeżdżają tu np. w ramach Festiwalu Literatury Wielorzecze lub po prostu turystycznie. W rozmowach z „obcymi” nie spotkałam się z opinią, że jest nudno, nieciekawie, brzydko... Ci, którzy przyjeżdżają, zwiedzają Elbląg - zachwycają się nim. Szkoda, że wśród nas króluje często teza ze znanego przysłowia: „cudze chwalicie, swego nie znacie”.

 

- Rozmawiamy w ramach cyklu portElu „Rok Kobiet”. Co dla Pani znaczy być kobietą?

- To znaczy być człowiekiem bardzo silnym, musieć pokonywać całe mnóstwo schodów. To też możliwość bycia po prostu pięknym wewnętrznie, ale nie chodzi mi oczywiście o nawiązywanie do różnych mód i zewnętrznych atrybutów kobiecości. Kiedyś mówiłam o sobie, że mam „150 proc. baby w ludzkim ciele”. Kocham być kobietą i uważam, że mamy bardzo dużo do zaoferowania światu. Problem w tym, żeby świat czasem na posłuchał.

 

- Czy doświadcza Pani w swoim życiu codziennym tego niesłuchania?

- Już teraz nie, może dlatego, że dużo pracy włożyłam w siebie. Z natury byłam, jestem i pewnie pozostaną łagodną osobą, ale teraz już potrafię czasem „tupnąć nogą”, gdy nie zgadzam się z czymś lub z kimś. Nie mogę powiedzieć, że mam taki kłopot. Już nie. Jednak „szklany sufit” dotknął kiedyś chyba i mnie. Jeszcze 10-20 lat temu bardzo trudno było kobietom z moim wykształceniem, z moją specjalnością, awansować, wybić się wyżej, otrzymać stanowiska kierownicze. Również w oświacie. Rywalizacja - w moim odczuciu - nie polegała na stawianiu na mądrość i wiedzę, tylko na układy, no i... płeć. Z mojej obecnej perspektywy nie żałuję tego,  że nie doświadczam „bycia szefową”. Zwłaszcza, gdy patrzę dziś na moje koleżanki i znajome, pełniące funkcje kierownicze... Ja już bym nie chciała tak pracować. Cieszę się ze swojej wolności, niezależności i z tego, że mój zawód i wszystko, co w życiu robię, jest jednocześnie moją pasją. Kocham uczyć, uwielbiam pracować z ludźmi, nawet wtedy, gdy jest to trudne i przedzieram się przez trudności informatyczne, łzy i różne brzydkie wyrazy. Robię, co lubię, staram się robić to, na czym się znam, ale gdy napotykam na różne moje „nie wiem”, „nie umiem” -  też jest to dla mnie bardzo ważne, bo dzięki temu wciąż uczę się czegoś nowego.

 

- Co chciałaby Pani powiedzieć innym kobietom?

- Róbmy swoje. Starajmy się być piękne, przede wszystkim dla siebie samych i obdarowywać innych tym, co posiadamy: empatią, wrażliwością, ale też zdecydowaniem, konsekwencją. Myślę, że bardzo wiele kobiet ma takie cechy.

 

- Na koniec pytanie o marzenia i o przyszłość, także najbliższą. Wiemy o premierze kolejnej książki...

- Tak, 30 czerwca o godz. 18 w Bibliotece Elbląskiej odbędzie się promocja tomu „Między nami czerwienieją chwile”, na którą serdecznie zapraszam. Co dalej? Chciałabym wciąż pisać. Chciałabym nauczyć się lepiej gospodarować własnym czasem. Marzę, żeby we wrześniu Elbląg zafurkotał na niebiesko od materiałów promujących Alternatywnych i 8. Festiwal Literatury „Wielorzecze”; żeby nie zbrakło publiczności głodnej spotkań „na żywo” z pisarzami, poetami, muzykami, którzy będą naszymi gośćmi. I oczywiście - żeby pandemia nie wracała i żeby dobrze nam się żyło w bezpośrednich relacjach. Chciałabym też, żebyśmy wyciągnęli wnioski z około pandemicznych doświadczeń. Docenili to, co przyniosła, a co można przekształcić w pozytywy. Choć to były trudne chwile, które mogą przecież wrócić, to dzięki pandemii wielu rzeczy się nauczyliśmy. Ja na przykład oswoiłam się z pracą w trybie online, z grubsza ogarnęłam platformy Zoom i Teams, skorzystałam z wielu spotkań z fantastycznymi literatami dzięki e-kulturze itp., itd.

Co jeszcze? Chciałabym mieć nadal świetnych studentów, którzy chcą pracować, chcą się rozwijać, a nie studiują tylko dla papieru. Bardzo nad tym ubolewam, że ostatnimi czasy pracowaliśmy zdalnie. Na ostatnich zajęciach, kończących semestr poprosiłam studentów o refleksje, o informacje zwrotne odnośnie przedmiotów, które prowadziłam. Skończyło się na wzruszeniach, podziękowaniach, ale i wskazówkach, co mogłabym zrobić lepiej, inaczej... Jeśli moje pokolenie narzeka na młodych, uważa, że są okropni itd., to ja się absolutnie pod tym nie podpisuję. Cały czas jestem fanką moich studentów i uważam, że będą budować swój, a więc i nasz świat nie tak samo, jak my, ale na pewno inaczej. Popełnią przy tym własne błędy, ale i pofruną tam, dokąd my byśmy nie dali rady.

rozmawiał Tomasz Bil

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
  • Bardzo przyjemny wywiad, wiadomo- autorka, nie znam żadnej jej książki, ale widzę, że warto po nią sięgnąć, już po paru refleksjach i ocenie ludzkich charakterow, ukazuje ciekawą postać
  • Ja ubolewam, że musiałem mieć z tą Panią zajęcia. Zdecydowanie zbyt dużo coachingowego chłamu.
  • @Pepega - No nie wiem -, a byłeś, widziałeś - no możliw, możliw, ale tego, że co, że za dużo coachinguje ? no nie wiem, masz lepszą coachę? No weź przestań bo zaraz wyskoczę.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz Pokaż ten wątek
    4
    11
    Kaśka ale nie gruba(2021-06-26)
  • @Pepega - i użalania się nad tym jak ciężko jest gadać do monitora
  • @Kaśka ale nie gruba - Tak, za dużo coachinguje. Po jej zajęciach można odnieść wrażenie, że rozmawiając z kimś broń Boże nie można podrapać się po nosie bo zaraz Ciebie wezmą za kłamcę. Wmawia ludziom jak siedzieć i patrzeć na innych, żeby sobie czegoś nie pomyśleli. Błagam, ile osób się zastanawia przy rozmowie z inną osobą jaki typ osobowości ma ta osoba. Co ja mam myśleć o człowieku, który całe 90 minut zajęć marnuje na czytanie testu osobowości, którego potem jak się okazuje z łatwością można znaleźć w Internecie wraz z opracowaniem albo traci czas na mówieniu o tak oczywistych rzeczach jak odpowiedni ubiór podczas rozmowy o pracę? Żaden człowiek po studiach chyba nie jest tak głupi żeby iść na rozmowę kwalifikacyjną w dresach. .. Jeszcze żeby poruszone tematy w jakimś stopniu dotyczyły naszej branży. ..
  • Jak sama gdera, że w niej 150% baby, to od razu trzeba urwać z nią gadkę w zarodku, bo szkoda czasu
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    14
    4
    Pozdrawiam(2021-06-26)
  • Hmmm, . .. .no nie wim, mòwisz gdera o oczywistych rzeczach, mòwisz szkoda czasu na te brednie, brzmi to trochę jakoś wrednie, jest w tym tonie sporo wpisòw, może baba ta jest z PISu.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    5
    7
    Kaśka ale nie gruba(2021-06-27)
  • Znam i obserwuję od lat. .. rozbuchane ego, klepanie latami tych samych pierdół, próba istnienia w przestrzeni publicznej, ale brak szczerych intencji jest widoczny. .. .czy szary papier i mazaki nadal są w obiegu na zajęciach?
  • @Boluś - Pozdrowienia dla Jasia salmonowicza.
  • @Pepega - Pozdrowienia dla Jasia salmonowicza
  • Bogusia to skomplikowany zestaw duszy i naprawde kobiecego ciala. .. zawsze lubila i lubi skupiac na Jej atrybutach wzrok facetow co i mnie sie przytrafialo. Chyba stad powstala pasja poezji zeby sie dowartosciowac. Tak trzymac tow. Bogumilo z Krosna i Elbinga !& Nemo.
  • fajne zajęcia były, z chęcią chodziłem. dużo się dowiedziałem o sobie i innych. warto; )pozdrawiam
Reklama