UWAGA!

Na straganie, w dzień targowy... (Obrazki z miasta)

 Elbląg, Na straganie, w dzień targowy...  (Obrazki z miasta)
Fot. Mikołaj Sobczak

... nie było dziś łatwo handlowcom na Targowisku Miejskim w Elblągu, bo powrót zimy wiąże się z mniejszą liczbą klientów. Jak wyglądał piątkowy poranek przy Dąbka? Zobacz zdjęcia.

"Panie, jak żyć?"

- Coś jeszcze mamy do kupienia? Jabłka?

- A po ile te ziemniaki?

- Ale się będzie przyjemnie siedziało w domu po pobycie na takim zimnie...

Takie mniej więcej rozmowy toczyły się dziś na targowisku, albo, jak kto woli, rynku. Dla niektórych to naturalne miejsce robienia zakupów, dla innych (jak niżej podpisanego) lokalizacja nieco egzotyczna. Dzień targowy ponownie przyciągnął na stragany mieszkańców, choć oczywiście w związku z pogodą było ich mniej. Ale są też inne przyczyny.

- Jest bardzo ciężko, bo nie ma klientów z powodu cen – mówi ze smutkiem pani Jola, która sprzedaje warzywa i owoce. - Jak jedziesz po towar, jest coraz drożej – dodaje. - Żeby cebula kosztowała 8 zł za kilogram, to jest po prostu absurd. Kapusta włoska po 18, 20 zł? Panie, jak żyć? Mięso drożeje, wszystko drożeje. Klienci jak przychodzą, to płaczą. Jedynie co, to ziemniak jeszcze w Elblągu jest tani - zaznacza kobieta.

Pani Jola zaczyna dzień oczywiście od rozstawienia stanowiska, czyszczenia towaru itp. Podkreśla, że teraz jest to większym wyzwaniem, bo jest zimno. Zimno jest też klientom, dlaczego więc mimo wszystko decydują się na zakupy na targowisku, nie w sklepie?

- Jednak warzywa i owoce na targowisku są świeże, naprawdę. Jabłka się bierze z tej najwyższej półki, nie te przemysłowe, ale te duże, które są kontrolowane. Dlatego ludzie przychodzą, bo jakość towarów jest o wiele lepsza – podkreśla handlarka. Dodaje, że zakupy na targowisku to też... relacje.

- Ludzie przychodzą porozmawiać, opowiadają o troskach i radościach życiowych, o rodzinie... o wszystkim się można dowiedzieć na targowisku, miłych i przykrych rzeczy. Są starsze panie, co przychodzą z dowcipami, to bardzo rozwesela po całym takim dniu – śmieje się kobieta. Dzieli się też swoją refleksją o klientach. - Ci, którzy naprawdę nie mają pieniędzy, mają więcej uśmiechu na twarzy niż ci, którzy mają – twierdzi.

Chwilę później spotykamy panią Jadwigę. Czemu w zimny poranek wybrała się na targowisko, a nie np. do jakiegoś marketu?

- Zawsze kupuję tu ziemniaki, chcę, żeby były "bez nawozu", mam tu takich państwa, u których kupuję od lat, wiem, że zawsze są smaczne. Oprócz tego raz na jakiś czas kupuję tu warzywa i jajka. Przychodzę zazwyczaj raz w tygodniu, staram się nie kupować nie wiadomo ile jednocześnie. Wiosną jeszcze się kupuje sadzonki kwiatów, pomidorów... – mówi elblążanka. - Ja tu przychodzę na chwilę, kupuję, co chcę i wracam. Na pogaduchy na targowisku nie zostaję – mówi. - Wiadomo, że są tu różni handlarze, tacy, co w markecie kupują taniej, a tu sprzedają drożej, ale to tu ludzie mniej więcej już wiedzą – dodaje.

- To, co chciałem, to już kupiłem – mówi kolejny spotkany przez nas klient targowiska, pan Janek. Na targowisko przyszedł m. in. po jajka. - Przychodzę tu raz, dwa razy w tygodniu, zależnie od potrzeby. Mam tu bliżej i jest trochę taniej niż w sklepach – podkreśla. A jeśli chodzi o jakość? - To zależy. Jak się bierze od (wskazuje stragan) to ma się swojskie.

 

"Po marchewkę zawsze do tej pani, a po jajka do tamtej"

  Elbląg, Na straganie, w dzień targowy...  (Obrazki z miasta)
Fot. Mikołaj Sobczak

Targowisko to nie tylko produkty spożywcze, są też stanowiska choćby z ubraniami. Tam ruch był dzisiaj szczególnie mały.

- Zobacz pan, co tu się dzieje. Pogoda, do tego coraz mniej ludzi przychodzi ze względu na ceny – mówi Jolanta Laskowska. - Wiele osób mówi: "Nie przychodzę na rynek, bo u mnie w sklepie jest tańszy towar"... Chociaż w tych marketach... te markety dużo psują, to jest następna rzecz. Generalnie jest coraz gorzej, dużo rzeczy jest w marketach wrzucanych do koszy za mniejszą cenę, chociaż jakościowo to, wiadomo, odbiega... - mówi.

A jak ludzie kupią w sklepie, to nie kupią na targowisku. - Więcej ludzi jest tu od kwietnia do listopada, może do grudnia. Są też takie przerwy jak wakacje, kiedy ludzi jest mniej. Rynek zaczyna się, jak są kwiaty, rozsady na działkę, to przy okazji i my sprzedamy ubrania. Ludzie często nie chcą przyjechać, bo wiatr, bo deszcz. Jako handlarze jesteśmy uzależnieni od pogody, jak ktoś widzi, że ma być tak, jak dziś, to nawet się nie pojawia – przyznaje nasza rozmówczyni.

Faktycznie, stoisk z ciuchami było dziś otwartych mało. Pani Jolanta zaznacza, że samo rozłożenie stoiska zajmuje jej godzinę. Dodaje też, że wiele osób przychodzi na targowisko w celach towarzyskich. - Mieszkają w pobliżu, lubią sobie o tym i o tamtym pogadać, a po marchewkę zawsze do tej pani, a po jajka do tamtej. My bazujemy tak naprawdę na tych ludziach z pobliskich bloków – podkreśla. Przyznaje też, że jest trochę osób dojeżdżających autobusami. - Seniorzy mają przejazdy za darmo, ale oni aż tyle nie kupują – stwierdza. Jej zdaniem ubywa też handlarzy-weteranów, a młodzi na taką działalność się raczej nie decydują. - Zresztą w naszym kraju otworzyć działalność to jest tragedia. Ile ZUS-y, inne koszty. Ci, co zostali, jakoś sobie radzą, ale jak długo to potrwa, nie wiemy. Ale jak będzie zdrowie, to jakoś człowiek sobie poradzi – konkluduje pani Jolanta.

- Dzisiaj to rynku kompletnie nie ma ze względu na pogodę – mówi pani Beata przy kolejnym stoisku z ubraniami. Handluje w tym miejscu od 10 lat. Co się zmieniło przez te lata? Jest "mniej ludzi", a ceny są wyższe, "jak wszędzie". - Korciło mnie, żeby się dziś nie rozstawiać, ale mam pracę do wykonania, czasami tak trzeba – podkreśla kobieta.

Spacerujemy dalej i spotykamy robiącą zakupy panią Krystynę.

- Przede wszystkim kupiłam warzywa – podkreśla. - Chodzę tu od lat. To takie przyzwyczajenie, jestem tu raz w tygodniu, zimą trochę rzadziej, bo pogoda temu nie sprzyja. Niektóre warzywa niestety nie lubią zimna. Mam tu z domu ok. kilometra, to jeszcze przy okazji mam spacer – zaznacza. Dodaje, że nie ma stałych miejsc, w których kupuje. - Za każdym razem chodzę, oglądam, sprawdzam jakość warzyw i staram się wybierać najlepsze. Czasem kupuję tu też odzież, ale to rzadko. A wiosną rośliny doniczkowe, na ogród...

 

"Jak trzeba zakupy zrobić, to przeważnie na rynku"

Przechodzimy kolejne parę metrów i zahaczamy o następne stoisko z warzywami.

- Jest ciężko dzisiaj, jest bardzo mało ludzi – mówi Mirosława Tęcza. Jak wygląda jej poranek? - Z 1,5 godziny się rozstawiam, a rozstawiona już jestem po 6... Mam tu takich stałych klientów, przychodzą czasem pogadać, ja handluję tutaj już z 15 lat – mówi. Co się zmieniło przez ten czas według niej? W odpowiedzi pada sakramentalne "kiedyś było lepiej". - Coraz mniej towaru schodzi, bo powstały te hipermarkety, ale coś schodzi... - mówi. - Tu jest zawsze świeży towar, no ale każdy idzie tam, gdzie taniej – przyznaje.

Do rozmowy włącza się syn pani Mirosławy.

- Poranek, jak widać, jest dziś kiepski – przyznaje pan Dariusz. - Jak ludzie poczują trochę wiosny, to dopiero chce im się wychodzić. Przez tyle lat wyrobiło się jednak trochę tych stałych klientów – dodaje.

Idziemy kawałek dalej i zagadujemy kolejne dwie panie. Co ciekawego kupiły?

- Wędlina, jajeczka, chlebuś, warzywka, żebereczka bez kości, jak ja to mówię, "oskubane" – wymienia pani Bogusława. - Tutaj mamy swoich sprzedawców, którym wierzymy od lat, chyba od 30. Możemy sobie wybierać, poprosimy, to nam przebiorą towar, bez żadnego "ale". Mamy swoich zaufanych. Jesteśmy tutaj weterankami, bo emerytkami jesteśmy już kopę lat. Przychodzimy tu tylko na zakupy, a nie, żeby pogadać – zastrzega. Bywa na targowisku nawet trzy razy w tygodniu, w "zależności, jak rodzina zje".

- Teraz już się zbieramy do domu, ale lubimy tu przychodzić – dodaje pani Mirka. - Ja przychodzę tu raz w tygodniu – podkreśla.

Powoli zbieramy się do redakcji, ale po drodze spotykamy jeszcze panią Halinę i pana Tadka.

- Zakupy to już zrobiliśmy wcześniej, ale podeszliśmy jeszcze raz, żeby zobaczyć, czy są już koszyczki na Wielkanoc w sprzedaży, dla dzieci i wnuków, ale jeszcze nie ma – mówi pani Halina. - Jak trzeba zakupy zrobić, to przeważnie na rynku. Jesteśmy tutaj zwykle raz w tygodniu. Teraz już nie ma dzieci w domu, to aż tak nie ma co kupować – podkreśla. A jak już kupować, to co? - Przede wszystkim warzywa, ziemniaki i kapustę kiszoną. Do tego chleb i jajka – wymienia. Przyznaje, że zakupy w sklepie też robi, ale tutaj z mężem ma blisko i odwiedza kilka stałych straganów. - Jest też tu dobre ciasto i słodycze dla wnuków – dodaje kobieta.

Para przyznaje, że ceny, jak wszędzie, poszły w górę, "ale trzeba kupować, choć już nie kupi się tyle, co kiedyś". Nie ma też już tyle okazji do spotkania znajomych, co dawniej.

- Jak się pracowało, to się spotykało trochę osób na rynku, a teraz to już rzadko kiedy...

- ... bo już wielu odeszło. Ja swoich kolegów z pracy często tu spotykałem, trochę się porozmawiało, jak leci, a teraz wielu albo już nie żyje, albo choruje... - konkluduje pan Tadek.

Tomasz Bil

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama