UWAGA!

----

Lesław Wyszyński: Kajakarstwo to sport dla twardzieli
(Śladami historii elbląskiego sportu)

 Elbląg, Lesław Wyszyński, elbląski kajakarz i działacz kajakowy
Lesław Wyszyński, elbląski kajakarz i działacz kajakowy (fot. Mikołaj Sobczak)

- Mieliśmy wtedy dołek jeżeli chodzi o wyniki, liczbę trenującej młodzieży i tego typu sprawy. Potem zaczęliśmy powoli i metodycznie odbudowywać elbląskie kajaki. Udział w tym miało wiele osób. Gdybym miał to krótko podsumować, dziś Silvant Kajak Elbląg jest piątą siłą w kraju - mówi Lesław Wyszyński, elbląski kajakarz, działacz i sponsor. Rozmawiamy o historii i teraźniejszości elbląskiego kajakarstwa.

- Co to za wiosło, które widzimy na zdjęciu?

- Podarował mi je Edward Parzych, główny sponsor kajakarskiego klubu z Elbląga. Całe moje życie kręci się wokół wody. Mieszkam nad jeziorem, pracuję na rzece. I wspieram elbląskie kajaki jak mogę. Jak było ciężko, to chociaż dobrym słowem.

 

- To skąd się wzięły kajaki w Pana życiu?

- Wychowałem się nad tą rzeką. Na jej brzegach bawiłem się wraz z kolegami. Widziałem trenujących kajakarzy i pewnego dnia poszedłem zapisać się do sekcji. Któryś z instruktorów powiedział mi, że jestem... za stary i odesłał mnie do domu. Miałem może 13 lat i zastanawiałem się, jakim cudem jestem za stary. Wróciłem na przystań pół roku później i... już nie byłem za stary. Przyjęli mnie.

 

- Jak wówczas wyglądało kajakarstwo w Elblągu?

- To był przełom lat 60. i 70. Jak się popatrzy na dzieje elbląskich kajaków, to jest taka sinusoida: albo jest dobrze, albo jest źle. Dziś jesteśmy na górce, za moich czasów, to były raczej dolne stany tej sinusoidy. Chyba największym sukcesem była awans kajakowej drużyny Olimpii do II ligi. Popływaliśmy w niej jeden sezon i spadliśmy. Głównym trenerem był śp. Jan Raabe. Świetny fachowiec. Przystań była jeszcze przy ul. Kotwiczej. Mieliśmy drewniane kajaki produkowane przez zakłady w Chojnicach. Po czasie przesiedliśmy się na plastikowe. Nie był to fajny sprzęt, ze względu na wagę. Po prostu był ciężki. Lepsze kajaki miała kadra: wykonane w Danii z drzewa cedrowego. My trenowaliśmy na tym, co było dostępne na miejscu.

Pamiętam taką sytuację. Płyniemy Kanałem Jagiellońskim w kierunku Nogatu, na brzegu robotnicy umacniają brzeg. Wołają nas, żebyśmy dali im popływać. Krótka dyskusja: „Nie da Pan rady“, „Ja nie dam?“ Od słowa do słowa założyliśmy się o flaszkę, że robotnik metra na kajaku nie przepłynie. Wywalił się po pół. A że był ubrany w ciężkie ciuchy, to zaczął się topić. Trzeba było go ratować. Oczywiście wspaniałomyślnie zrezygnowaliśmy z egzekwowania naszej wygranej. To nie jest tak, że się wsiada do kajaka sportowego i można pływać. Samo wytrenowanie błędnika odpowiadającego za utrzymanie równowagi, to kwestia kilku miesięcy. Dzięki kajakarstwu udało mi się przejść „bezboleśnie“ przez wiek nastolatka. Szkoła, potem treningi, zawody, zgrupowania, na „durne pomysły“, jakie mają w tym wieku chłopcy nie miałem już siły. Jeżeli chodzi o wysiłek fizjologiczny, to kajakarstwo jest jedną z cięższych dyscyplin, obok wioślarstwa, podnoszenia ciężarów czy kolarstwa. To sport dla twardzieli. Pływałem, dopóki nie wzięli mnie do wojska.

 

- Co oznaczało zakończenie kariery sportowej.

- Pływania wyczynowego. Po powrocie do cywila zacząłem się kręcić przy klubie w charakterze sympatyka, potem - niemodne słowo - działacza. Byłem też sędzią kajakowym. Zainspirował mnie do tego, w zasadzie włączył w prace Elbląskiego Okręgowego Związku Kajakowego Józef Wiatr, trener Nogatu Malbork i wieloletni prezes okręgowego związku. Miałem ten zaszczyt objąć po nim prezesurę związku. Byłem ostatnim prezesem Elbląskiego Okręgowego Związku Kajakowego. W wyniku reformy administracyjnej zlikwidowano województwo elbląskie i nasz okręgowy związek przestał funkcjonować. Zaczęliśmy podlegać pod Olsztyn.

 

- Prawie w ostatniej chwili udało się wyremontować przystań kajakową przy ul. Radomskiej.

- Z tym wiąże się bardzo ciekawa historia. To był ogółem drugi remont tej przystani. Pierwszy miał miejsce w 1982 r., i kolejny właśnie w 1998 r. Jak się okazało, rodzina Brost z Niemiec przekazała Elblągowi 100 tys. marek niemieckich z przeznaczeniem na cel społeczny. Tylko że czasu na decyzję było mało. A chętnych, jak się można było spodziewać, dość sporo. Kto pierwszy opracuje sensowny plan wykorzystania tych pieniędzy, ten je dostanie. Dzięki Andrzejowi Bugajnemu skontaktowałem się z architektem, który w dwa dni i w dwie noce sporządził profesjonalny projekt przebudowy. Natychmiast pobiegłem z nim do ówczesnego wiceprezydenta Jerzego Müllera, który projekt i pomysł zaakceptował. To był jedyny tak szczegółowo opracowany projekt. I w ten sposób „kajakarze“ wygrali ten nieformalny wyścig. Ostatecznie jeszcze trochę funduszy dołożyło miasto, trochę Totalizator Sportowy i ruszył remont. W efekcie kajakarze dostali bazę, na jaką zasługują. Skok jakościowy jeżeli chodzi o infrastrukturę był ogromny. Marzy mi się odnalezienie rodziny Brost, zaproszenie jej do Elbląga i pokazanie im, że nie zmarnowaliśmy tamtych pieniędzy.

 

- Patrząc z perspektywy, to wówczas kajaki znajdowały się, może nie w zapaści, ale w bardzo trudnym położeniu.

- Mieliśmy wtedy dołek jeżeli chodzi o wyniki, liczbę trenującej młodzieży i tego typu sprawy. Potem zaczęliśmy powoli i metodycznie odbudowywać elbląskie kajaki. Udział w tym miało wiele osób. Gdybym miał to krótko podsumować, dziś Silvant Kajak Elbląg jest piątą siłą w kraju. Biorąc pod uwagę zarówno wyniki młodzieży, jak i seniorów. A konkurujemy z klubami z Poznania i Bydgoszczy, które mają „swoje“ tory regatowe. Silnym ośrodkiem jest Gorzów Wielkopolski. I my... z nadziejami na występ elblążanina na igrzyskach olimpijskich.

 

- Było ciężko...

- Trzeba też pamiętać od czego zaczynaliśmy. Był taki okres, kiedy medal mistrzostw Polski to był raczej wyjątek. Po Grzegorzu Kalecie mieliśmy zapaść. Był Piotr Szustek, Mariusz Kosno i kilku innych. W czasach mojej działalności w Elbląskim Okręgowym Związku Kajakowym największym problemem była chyba kwestia pozyskania szkoleniowców. Bo to oni mają wpływ na atmosferę w klubie, na to ilu zawodników trenuje. Statystycznie rzecz ujmując: z setki dzieciaków, którzy zaczynają treningi w kajaku, do seniora przetrwa sześciu, może ośmiu. Wyniki wybitne będzie miał jeden. Jak dobrze pójdzie. I druga sprawa: finanse. Jak już było naprawdę źle, udało się namówić do współpracy Zakłady Energetyczne w Elblągu. Poszedłem do Tadeusza Kaszczyca, ówczesnego dyrektora tychże zakładów i odwołałem się do historii. Przecież kajaki w Elblągu powstały przy Elektrowni w latach 40. ubiegłego wieku. Przekonałem go, negocjacje trwały długo, klub zmienił nazwę na Energetyk Polonia i co najważniejsze przetrwał. Kierownikiem sekcji został wicedyrektor Zakładów Energetycznych Leszek Mazur, a później Sławomir Noske. I od tamtej chwili odbudowujemy kajaki. Poprawiła się organizacja, zaczęto stosunkowo często robić nabór, kształtować kadrę trenerską. Poskutkowało to wzrostem zainteresowania kajakarstwem i poprawą wyników.

 

- I tu dochodzimy do teraźniejszości.

- Marzeniem jest wysłanie elbląskiego kajakarza na igrzyska olimpijskie. Ostatnio mieliśmy Grzegorza Kaletę w Atlancie (1996 rok - red.), który w czwórce na 1000 metrów był czwarty. Najgorsze miejsce dla sportowca. W klubie jest plan, żeby wysłać kolejnych zawodników. Czy się uda czy nie, to czas pokaże. Marzeniem jest udział w igrzyskach w Paryżu w przyszłym roku. Mam nadzieję, że nie dojdzie do bojkotu igrzysk ze względu na udział sportowców rosyjskich. Sądzę, że do tych zawodów dojdzie. Mieliśmy już w naszej historii bojkot igrzysk w Los Angeles w 1984 r. Dla sportowca to jest dramat: zaprzepaszczenie kilkunastu lat ciężkiej, katorżniczej wręcz pracy. To jest już polityka... Martwimy się o to, aby przygotowania nie poszły na marne.

 

- Dziś rozmawiamy o szansach na igrzyska, a jeszcze kilka lat temu sukcesem był medal na zawodach regionalnych.

- To jest ogromny wysiłek rzeszy ludzi. Zaczynając od rodziców, którzy przez te wszystkie lata w pewnym zakresie finansowali działalność klubu i treningi swoich dzieci. Ogromne grono turystów kajakowych, które tworzy środowisko kajakarskie w Elblągu. Edward Parzych - główny sponsor klubu. Ale jest Arek Rojek, nie wiem jakby ten klub wyglądał teraz bez niego. To jest postać, która jest duchem, ciałem, wszystkim co trzeba w kajakach. Chylę przed nim czoła, jak trzeba będzie, to będę nosił go na rękach. Wojciech Załuski. Człowiek, który żyje tym klubem, robi wszystko, albo jeszcze więcej. To nie tylko trener, ale i menadżer. Ogromna osobowość. Jak jeszcze dostanie takiej patyny związanej z doświadczeniem życiowym, to będzie o nim głośno w Polsce. On już ręce i nogi ma w patynie... Jeszcze chwilę... I to jest bardzo dobra informacja, jeżeli chodzi o kajakarstwo w Polsce.

 

- A Pan?

- Pływam turystycznie. Polecam wszystkim rzekę Krutynię. A szczególnie dwa odcinki: ze wsi Krutyń do Ukty i z Ukty do Iznoty. Znam je już na pamięć. To są najbardziej interesujące i najpiękniejsze odcinki. Cudo natury.. Trasa zajmuje kilka godzin, kajak można wypożyczyć na miejscu. Cztery, pięć razy w sezonie muszę po prostu tam wyskoczyć. I jeżeli mogę zaapelować do rodziców na koniec naszej rozmowy: zapiszcie dzieci na kajaki! Warto, potem będą wartościowymi ludźmi.

 

- Dziękuję za rozmowę.

rozmawiał Sebastian Malicki

Najnowsze artykuły w dziale Sport

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
  • Kajakarstwo szczególnie źle się miała, gdy rządził nowaczyk, obcięte dotacje i brak dofinansowania do wyjazdów powodowało, że były ogromne problemy z wyjazdami na zawody. My rodzice zrzuciliśmy się na benzynę, by chłopcy mogli wystartować. Bo przecież Grześ lubił tenis stołowy, a wszystko inne było bleee. I tak kajakarstwo stało się silna ekipa w Egu, o tenisie mało kto słyszy, a "dzielny" Grześ od dawna na bruku. XD
  • Piękna namiastka historii. Lesław do dnia dzisiejszego (i pewnie jeszcze długo długo) angażuje się i wspiera nasze kajakarstwo. Każdy ma swój wkład w to, gdzie dzisiaj sa kajaki. Jest też Agnieszka Banaś, która była "od zawsze". To wszystko jest bardzo budujące!
  • Jesteś w błędzie. Elbląski tenis stołowy też ma się dobrze.
  • ale się wzruszyłem.... ja kajaki z lat 70/80 pamiętam zupełnie inaczej i żaden silvant nawet 10% nie zrobił i osiągnął tego..... Amen.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz Pokaż ten wątek
    0
    0
    Fan_Gargamela_z_PO(2023-05-03)
  • @Fan_Gargamela_z_PO - To bardzo dziwne, dlatego ze liczby w tabelkach mówią zupełnie co innego
Reklama