
- Wybudowany wiadukt jest bezpieczny - prezydent Elbląga Witold Wróblewski odpiera zarzuty o grożącej katastrofie budowlanej, bo takie pojawiły się w publikacjach prasowych. - To kompletna bzdura, która, jak podejrzewam, powstała na potrzeby kampanii wyborczej. W roli eksperta w artykułach występuje kandydat na radnego z listy Prawa i Sprawiedliwości - zauważa prezydent. Być może ta sprawa znajdzie swój finał w sądzie.
Gazeta Polska Codziennie wszczęła alarm w związku z nowo otwartym wiaduktem na Zatorze: "Presja na przedwyborczy sukces była tak wielka, że zignorowano stanowisko inspektora nadzoru budowlanego, który pod koniec września ostrzegał, że błędy podczas budowy mogą spowodować w krótkim czasie katastrofę budowlaną." Zabrzmiało groźnie, tym bardziej, że gazeta powołała się na opinię "inspektora nadzoru budowlanego Grzegorza Guzowskiego". - „Gazeta Polska Codziennie” dotarła do pisma z 28 września br. skierowanego do wojewody mazursko-warmińskiego i do wojewódzkiego inspektora nadzoru budowlanego - tę informację podały także niektóre media internetowe.
- To kompletna bzdura, która, jak podejrzewam, powstała na potrzeby kampanii wyborczej - odpiera zarzutu prezydent Elbląga Witold Wróblewski. - Dziwię się, że niektórzy politycy, zamiast cieszyć, że jest coś budowane, co służy mieszkańcom, zajęli się obrzucaniem błotem inwestycji. Zapewniam, że wiadukt jest całkowicie bezpieczny,
- To, co ukazało się w gazecie i w mediach internetowych to stek kłamstw - dodaje wiceprezydent Elbląga Janusz Nowak i wyjaśnia: - Po pierwsze: „Inspektor nadzoru budowlanego” to nie zawód, a samodzielna funkcja techniczna w budownictwie i zawsze przypisana to konkretnej budowy. Grzegorz Guzowski nie był inspektorem nadzoru budowlanego na budowie wiaduktu i jako osoba postronna nie miał na nią wstępu. Skąd zatem takie opinie? Po drugie - kontynuuje - jak można poważnie traktować kogoś, kto nie uczestnicząc w procesie budowlanym wyraża swoje poglądy używając w dodatku sformułowań typu: „Nasuwa się wątpliwość…”, „Niezbyt przyłożono się…”, „…zasłaniając zbrojenie wiaduktu masami betonowymi niewiadomego pochodzenia”, „Powyższe może się przyczynić…”, „Najprawdopodobniej nie zdemontowano…”, „Możliwe, że …”, „…prawdopodobnie nie zostały wykonane…”. To jedyne „konkrety”, jakich możemy doczytać się w opinii pana inżyniera (nie inspektora nadzoru budowlanego) - wskazuje Janusz Nowak. - Czy wiarygodne są więc takie stwierdzenia stawiane przez osobę nie będącą uczestnikiem procesu budowlanego, w dodatku startującego w wyborach z konkurencyjnego komitetu? Po trzecie: Prace na budowie wykonywane były przez profesjonalną firmę budowlana, a jej nadzór, w szczególności kierownik budowy, zasługuje na najwyższą ocenę. Cały proces inwestycyjny nadzorowany był przez „Inżyniera kontraktu”, który zatrudnia najwyższej klasy specjalistów, w tym inżynierów, którzy pełnili funkcję „inspektorów nadzoru budowlanego”, którzy skrupulatnie sprawdzali zarówno jakość użytych materiałów, jakość wykonywanych prac oraz zgodność z projektem budowlanym.
I na zakończenie, przed odbiorem przeprowadzono próbę obciążeniową wiaduktu.
- Wiadukt jest w klasie A z dopuszczalnym obciążeniem 50 ton. W czasie próby wiadukt został obciążony 168 tonami. Budowa przeszła kontrolę obowiązkową Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego i 5 października zostało wydane pozwolenia na użytkowanie nr 63/2018 - informują zgodnie prezydenci, a Witold Wróblewski dodaje: - Rozważę z radcami prawnymi czy iść z tą sprawą do sądu.
- To kompletna bzdura, która, jak podejrzewam, powstała na potrzeby kampanii wyborczej - odpiera zarzutu prezydent Elbląga Witold Wróblewski. - Dziwię się, że niektórzy politycy, zamiast cieszyć, że jest coś budowane, co służy mieszkańcom, zajęli się obrzucaniem błotem inwestycji. Zapewniam, że wiadukt jest całkowicie bezpieczny,
- To, co ukazało się w gazecie i w mediach internetowych to stek kłamstw - dodaje wiceprezydent Elbląga Janusz Nowak i wyjaśnia: - Po pierwsze: „Inspektor nadzoru budowlanego” to nie zawód, a samodzielna funkcja techniczna w budownictwie i zawsze przypisana to konkretnej budowy. Grzegorz Guzowski nie był inspektorem nadzoru budowlanego na budowie wiaduktu i jako osoba postronna nie miał na nią wstępu. Skąd zatem takie opinie? Po drugie - kontynuuje - jak można poważnie traktować kogoś, kto nie uczestnicząc w procesie budowlanym wyraża swoje poglądy używając w dodatku sformułowań typu: „Nasuwa się wątpliwość…”, „Niezbyt przyłożono się…”, „…zasłaniając zbrojenie wiaduktu masami betonowymi niewiadomego pochodzenia”, „Powyższe może się przyczynić…”, „Najprawdopodobniej nie zdemontowano…”, „Możliwe, że …”, „…prawdopodobnie nie zostały wykonane…”. To jedyne „konkrety”, jakich możemy doczytać się w opinii pana inżyniera (nie inspektora nadzoru budowlanego) - wskazuje Janusz Nowak. - Czy wiarygodne są więc takie stwierdzenia stawiane przez osobę nie będącą uczestnikiem procesu budowlanego, w dodatku startującego w wyborach z konkurencyjnego komitetu? Po trzecie: Prace na budowie wykonywane były przez profesjonalną firmę budowlana, a jej nadzór, w szczególności kierownik budowy, zasługuje na najwyższą ocenę. Cały proces inwestycyjny nadzorowany był przez „Inżyniera kontraktu”, który zatrudnia najwyższej klasy specjalistów, w tym inżynierów, którzy pełnili funkcję „inspektorów nadzoru budowlanego”, którzy skrupulatnie sprawdzali zarówno jakość użytych materiałów, jakość wykonywanych prac oraz zgodność z projektem budowlanym.
I na zakończenie, przed odbiorem przeprowadzono próbę obciążeniową wiaduktu.
- Wiadukt jest w klasie A z dopuszczalnym obciążeniem 50 ton. W czasie próby wiadukt został obciążony 168 tonami. Budowa przeszła kontrolę obowiązkową Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego i 5 października zostało wydane pozwolenia na użytkowanie nr 63/2018 - informują zgodnie prezydenci, a Witold Wróblewski dodaje: - Rozważę z radcami prawnymi czy iść z tą sprawą do sądu.
A